
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Czas akcji — 15 stycznia 2005 roku
Miejsce akcji — Hala Gryfia w Słupsku
Trzy dni po swoich 21. urodzinach Łukasz Koszarek zagrał bardzo dobry mecz, jednak jego 27 punktów nie uchroniło Polonii SPEC Warszawa od porażki 64:74 z Czarnymi. W ostatniej akcji spotkania „Koszar” sfaulował biegnącego na wsad Rafała Franka i co tu dużo mówić, miejscowym fanom się to nie spodobało.
Bardzo się zatem zdziwiłem, gdy na pomeczowej konferencji prasowej ze strony Polonii ujrzałem trenera Wojciecha Kamińskiego i właśnie „Koszara”. Konferencja prasowa typowa dla Słupska – 1/3 to dziennikarze, 2/3 stojący z tyłu kibice. „Blah, Blah, blah”, „Gratuluję zwycięzcom” oraz „Przeciwnik postawił trudne warunki”.
W końcu pada pytanie z sali – „Łukasz, czemu sfaulowałeś Rafała, gdy ten chciał zakończyć akcję wsadem? Mecz był już wtedy rozstrzygnięty”?
„Skoro mecz był rozstrzygnięty, to czemu chciał zdobywać punkty” – odpowiedział niewzruszony Koszarek.
Zapewne nie jestem w stanie po latach idealnie oddać tamtej sytuacji, nie wiem też, czemu tamten moment tak mocno utkwił mi w pamięci. Jednak to wtedy uświadomiłem sobie, że „Koszar” nie pęka i może coś sensownego ze swoją karierą zrobić. Co też się przez kolejne 15 lat sprawdziło. Chociaż, czy nie mogło być jeszcze lepiej?
Fool me once, shame on you
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
W jednym z poprzednich odcinków opisywałem, czemu nie zostałem agentem. Wspomniałem tam między innymi o podróży pociągiem do Warszawy z włoskim agentem Stefano Mellerem, który wiosną 2006 roku w Trójmieście oglądał wtedy młodego Adama Łapetę. Dzisiaj nadszedł czas na obiecany wtedy epilog.
Jego celem w stolicy był z kolei Łukasz Koszarek, który trzy lata wcześniej podpisał bez agenta kontrakt w Polonii po Szkole Mistrzostwa Sportowego. Sezon 2005/2006 miał być jego ostatnim w Warszawie i „Koszar” był gotowy na nowe wyzwania. Być może zagraniczne. Ja gdzieś po drodze zaplątałem się w to jako pośrednik, gdyż w czasie pracy przez rok w Polonii, a także pisania dla Tygodnika „Basket” udało mi się Łukasza całkiem dobrze poznać.
Głównym atutem włoskiego agenta był Tyus Edney, którego Meller reprezentował w Europie na wyłączność. Główny plan był zatem taki, by po sezonie Koszarek wyjechał za granicę i być może podpisał kontrakt w roli zmiennika doświadczonego Amerykanina, kilka lat wcześniej zwycięzcy Euroligi i MVP Final Four i wciąż grającego w solidnych klubach w Europie.
Nic z tego jednak nie wyszło, gdyż w momencie spotkania już dawno było pozamiatane. Nie pierwszy i nie ostatni raz przekonałem się, że Walter Jeklin to zupełnie inna liga niż ta, w której ja występuję, gdyż „Koszar” był już po słowie właśnie z agentem wspomnianego Słoweńca… o czym jednak zapomniał wspomnieć.
Jak bardzo postarał się ów agent? Wykonał telefon do Saso Filipovskiego i Koszarek spędził sezon w roli zmiennika Andresa Rodrigueza w Turowie Zgorzelec. Nigdy nie odważyłbym się napisać, że czas u Filipovskiego to czas stracony albo, że gracze u niego nie stają się lepsi. Na pewno jednak napiszę, że agent poszedł na łatwiznę i być może było możliwe zrobić trochę więcej. Więcej pożytku było zapewne z kolejnych dwóch lat, które Koszar spędził w roli ważnego gracza w Anwilu Włocławek
Obwodowe duety
Kontakt z „Koszarem” jednak cały czas utrzymywałem, także w latach 2009/2011, gdy spędził dwa lata w Pepsi Caserta, gdzie pełnił rolę zmiennika Fabio Di Belli. Łukasz zawsze miał dużo ciekawych spostrzeżeń związanych z koszykówką, przechodziło przez niego też dużo informacji, no i obca była ma „sodówka”, był zatem wysoko na liście osób, z którą warto było utrzymywać kontakt.
W sezonie 2012/2013 trafił na bardzo burzliwy okres w Gdyni — w zespole Asseco Prokomu bardzo chciał go wtedy Kestutis Kemzura, jednak ponad głową litewskiego szkoleniowca przedłużono również kontrakt z Jerelem Blassingame’em i dodatkowo obiecano Amerykaninowi rolę lidera zespołu.
Już kiedyś o tym wspominałem, że prawie zawsze uważałem Koszarka za gracza wyraźnie lepszego od Krzysztofa Szubargi. Jedną z największych zalet i przewag „Koszara” było to, że kombinacja przyzwoitych warunków fizycznych, rzutu i możliwości gry bez piłki powodowała, że dobrze wychodziła mu wspólna gra z innym rozgrywającym. Tak było choćby z Erikiem Elliottem, czy Gerrodem Hendersonem.
Duet z Blassingame’em należał chyba jednak do tych najmniej udanych. Dodatkowo w trakcie sezonu ze sponsoringu wycofał się Ryszard Krauze (czy ja w tym momencie nie łamię prawa w związku z obecną sytuacją?) i Koszarkowi zasugerowano, by poszukał sobie nowego klubu. Tak też rozpoczęła się jego przygoda z Stelmetem Zielona Góra, która trwa z wielkimi sukcesami (pięć tytułów mistrzowskich do dziś).
Fool me twice, shame on me
Wszystko mogło się jednak potoczyć inaczej, gdyż „Koszar”, po dwóch latach we Włoszech, nie czuł się spełniony za granicą i pomysł kolejnego wyjazdu wciąż chodził mu po głowie. W 2012 roku konkretną propozycję, również za moim skromnym pośrednictwem, złożył mu turecki Olin Edirne, gdzie ówczesny trener bardzo chciał go widzieć w roli pierwszej „jedynki”.
To były czasy finansowego eldorado nad Bosforem, zatem nawet mniejsze kluby oferowały dobre pieniądze. Powiedzmy, że większe niż obecnie zarabiają Jarosław Zyskowski czy Michał Sokołowski … chociaż może nie tak dobre, jak to, co Asseco Prokom czy później Stelmet Zielona Góra płaciły najlepszym polskim graczom w czasach przepisów chroniących naszych koszykarzy.
Turecki zespół, za pośrednictwem miejscowego agenta, złożył konkretną propozycję, w której przedstawiono Łukaszowi rolę w zespole, filozofię trenera, plan na nowy sezon, opisano miasto i klub, a także przedstawiono listę graczy, którzy po sezonie gry w tej drużynie poszli wyżej (Renaldas Seibutis, Vidas Ginevicius, Vladimir Stimac, itd…).
Ostatecznie jednak zwyciężyła magia Euroligi i/albo wyższy kontrakt w Gdyni. Potem jeszcze był jeden moment, chyba w sytuacji poważnego zatoru płatniczego w Zielonej Górze, gdy „Koszar” raz jeszcze przebąkiwał o wyjeździe, ale gdy nagle przestał się odzywać, a ja z „Brzytwy” (pozdrawiam) dowiedziałem się, że podpisuje w Stelmecie nowy kontrakt, to uznałem, że może już tego wystarczy. I tak doszło do naszego „rozwodu”.
GM czy trener?
Na stare (mogę tak?) lata Łukaszowi przyszło pracować z trenerem Żanem Tabakiem. Wyobrażam sobie, że nie jest lekko i trochę patrzę z niedowierzaniem, gdy widzę „Koszara”, który broni na całym parkiecie… ale też zazdroszczę.
Zastanawiam się jednocześnie, czy w latach naszego „rozwodu”, a szczególnie przy pracy z chorwackim szkoleniowcem, Koszarkowi nie zmieniły się priorytety. W przeszłości wspominał, że od pracy trenerskiej bardziej kręci go rola generalnego menedżera, a jak jest teraz? W sumie praca z trenerem Tabakiem wygląda na wielofunkcyjną szkołę koszykówki.
Na razie „Koszarowi” życzę jednak pokonania koronawirusa i jeszcze kilku solidnych lat na polskich parkietach.
Wojciech Malinowski, @stingerpicks
[/ihc-hide-content]