
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Poprzednie odcinki cyklu „Z pamiętnika Stingera” znajdziesz TUTAJ >>
Gdy po zakończeniu sezonu 2006/2007 podpisałem z prezesem Polpaku Świecie, Stefanem Medeńskim, umowę „skautingową”, to byłem przekonany, że w kolejnych rozgrywkach będziemy współpracować z trenerem Kostasem Flevarakisem. Z Grekiem zdążyłem się dobrze poznać w trakcie wcześniejszych miesięcy i jak najbardziej widział on sens współpracy ze mną.
Flevarakis pod koniec czerwca zrezygnował jednak z podjęcia pracy i niespodziewanie moim pierwszym dużym zadaniem okazało się znalezienie jego następcy. Na szczęście prezes Polpaku nie obawiał się współpracy z trenerami zagranicznymi, gdyż także ja chciałem pójść w tym kierunku.
Ale kogo wybrać? W ciągu kilku kolejnych dni klub został zasypany dziesiątkami ofert, a weryfikacja każdej wymagała czasu, którego nie było w nadmiarze. Zacząłem zatem szukać również na swoją rękę i wszystko wyjaśniło się w ciągu kilkunastu godzin – najpierw profil Mihailo Uvalina zwrócił moją uwagę wśród dostępnych trenerów agencji „Beobasket”, a następnie jeden z zagranicznych znajomych także go zarekomendował. Co ważniejsze, miał również na niego bezpośrednie namiary.
Laurki są przereklamowane
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
W ówczesnym CV Uvalina było kilka elementów, które uważałem za dobrze rokujące. Przykładowo już w tamtych latach miałem bardzo dobre zdanie o skautingu, wiedzy i sposobie prowadzenia klubów w Belgii. Było to czasy, gdy polskie drużyny dysponowały większymi budżetami i być może dlatego często zerkano u nas na tamtą ligę z góry. Bardzo niesłusznie, gdyż już wtedy bili nas na głowę koszykarskim „know-how”, a po latach ta różnica jeszcze się powiększyła.
Argumentem było zatem dla mnie zdobyte przez niego mistrzostwo kraju z Ostendą, ale jeszcze lepszym był fakt, że klub miał go wcześniej u siebie w roli trenera drużyn młodzieżowych i najwyraźniej jego praca spodobała się na tyle, że zamiast brać trenera z zewnątrz, to zdecydowali się postawić właśnie na niego.
Ważnym czynnikiem było również to, że w belgijskiej ekipie pracował z kilkoma graczami amerykańskimi i najwyraźniej wyglądało to nieźle. Co, przynajmniej w tamtych czasach, u trenerów z Bałkanów nie było wcale regułą.
Mocno rozczarowałem się za to w rozmowie z tamtejszym generalnym menedżerem. W ciągu 30 minut rozmowy wystawił on bowiem Uvalinowi szkolną laurkę z czerwonym paskiem, co trochę przypominało kontakty z trenerami z NCAA, którzy zawsze chwalą swoich zawodników, gdy dzwoni do nich potencjalny pracodawca z Europy. Także w tym wypadku, nawet 13 lat temu, wiedziałem, że w rzeczywistości tak pięknie zapewne nie będzie.
Znacznie bardziej wyważona, ale również pozytywna była z kolei opinia Igora Milicicia, który występował akurat w lidze belgijskiej, gdy Uvalin zdobywał tam mistrzostwo kraju.
„Ja albo on!”
Po tym, gdy prezes Medeński zgodził się na angaż Uvalina i Serb przyjechał do Polski, rozpoczęła się żmudna praca przy budowie składu. O niej może napiszę innym razem, gdyż najciekawsze było jednak to, co działo się poza nią.
Z perspektywy lat widzę, że można było wtedy zauważyć, iż po kilku tygodniach pobytu w Polsce „młody, ambitny trener z Serbii” uznał, że Polpak to skromny klub pod względem liczby osób w nim pracujących i postanowił sprawdzić, na ile może sobie w nim pozwolić.
Pierwszym ostrzeżeniem był fakt, że nie chciał na żywo obejrzeć żadnego z meczów mistrzostw Dywizji B do lat 20, które odbywały się wtedy w Warszawie. Bardzo namawiałem Uvalina, by obejrzał na własne oczy, chociaż w jednym spotkaniu Damiana Kuliga, a także kilku innych młodych graczy, którymi w przyszłości Polpak mógłby się zainteresować. Jako doradca prezesa, a nie osoba pełniąca oficjalną funkcję w klubie, nie mogłem jednak tego trenerowi nakazać.
Wkrótce moje „doradztwo” stanęło zresztą przez chwilę pod znakiem zapytania. Podczas jednego z wewnątrz klubowych spotkań nie zgodziłem się bowiem w jednej z kwestii z Uvalinem, na co ten wstał i niczym trener, który w ferworze meczu testuje sędziego, czy ten da mu przewinienie techniczne, wykrzyczał:
– Albo on wychodzi z tego spotkania, albo ja się pakuję i wracam do Belgradu.
Po chwili ciszy prezes Medeński powiedział, żebym resztę spotkania przeczekał poza salą i z różnymi myślami w głowie przesiedziałem za drzwiami ze dwie godziny. Na szczęście po jego zakończeniu zapewnił mnie, że nadal ma zamiar z moich spostrzeżeń korzystać, chociaż tymczasowo nie wygląda na to, że moja współpraca z Uvalinem ma rację bytu.
Z kamerą czy bez?
Skład był jednak już wtedy praktycznie zbudowany. Polpak wygrał wszystkie mecze przedsezonowe, a przed rozpoczęciem rozgrywek jedyną zagadką było to, czy środkowym drużyny będzie Eric Hicks, czy może Ruben Boumtje-Boumtje. Oba te nazwiska gwarantowały wysoki poziom na polską ligę i ostatecznie wybór padł na bardziej krnąbrnego, ale posiadającego chyba większe możliwości Hicksa.
Znaczenie miał również na pewno fakt, że trener Uvalin pracował z nim wcześniej w Ostendzie. Nie wiem, czy udałoby się go ściągnąć, gdyby szkoleniowcem był ktoś inny. Akurat uniwersytet Cincinnati (z którego wywodził się Amerykanin) był drugim najchętniej oglądanym przeze mnie zespołem w NCAA w tamtych latach, ale od tego, do ewentualnej finalizacji transferu droga jest bardzo daleka.
Zanim jednak Hicks zjawił się w Polsce, to doszło do niecodziennej sytuacji przed sparingowym meczem przeciwko Polonii Warszawa. Było to nie tylko ostatnie spotkanie przed rozpoczęciem ligi, ale również oficjalne otwarcie hali w Świeciu.
Niewiele jednak brakowało, by do meczu nie doszło, gdyż tuż przed jego rozpoczęciem trener Uvalin odmówił rozpoczęcia spotkania… dopóki Polonia nie zrezygnuje z chęci jego nagrania na wideo. Dopiero prezesowi Medeńskiemu udało się namówić go do zmiany zdania.
Wzloty i upadki
Z czasem moje kontakty z Mihailo Uvalinem zaczęły jednak wracać do normy, a stawały się one tym lepsze, im gorszą sytuację miał on w klubie. Po klęsce w Kwidzynie, gdzie Polpak przegrał aż 60:91, wydawało się nawet, że prezes Medeński może stracić do niego cierpliwość. Tak się jednak nie stało i ostatecznie Serb dokonał dobrych korekt w trakcie sezonu i znakomicie przygotował zespół do fazy play off. Polpak zakończył sezon na czwartej pozycji.
Latem 2008 roku nasze drogi ostatecznie się rozeszły i utrzymywaliśmy ze sobą okazjonalny kontakt. Czasami zyskiwał on jednak na intensywności i tak było choćby w marcu 2017 roku, gdy Uvalin pomógł mi przy okazji organizacji wyjazdu do Belgradu. W efekcie w ciągu kilku dni obejrzałem piłkarskie derby Partizan – Crvena Zvezda, zaliczyłem dwa dni halowych mistrzostw Europy w lekkoatletyce, a także obejrzałem mecz Euroligi z sektora umiarkowanie zagorzałych fanów Czerwonej Gwiazdy.
.
Mihailo Uvalin już w czasach pracy w Polpaku prezentował, moim zdaniem, bardzo nowoczesny basket – unikał graczy obwodowych, którzy nie grozili trafieniem z dystansu, lubił grać 4-1 w ataku, a do pary Dixon&Hicks doskonale zaadaptował system gry oparty na akcjach pick&roll w pasie środkowym.
Tym bardziej żałuję, że po zakończeniu pracy w Zielonej Górze w 2014 roku jego kariera trenerska wpadła w głęboki dołek. Tak głęboki, że minionego lata zdecydował się rozpocząć pracę jako agent. Z zawodu trenera do agenta przejść jest moim zdaniem łatwo. Czy jednak da się wykonać manewr powrotny? Mam co do tego wątpliwości.
Epilog
Czas akcji – 11 czerwca 2014 roku
Miejsce akcji – Zielona Góra
Na kilka godzin przed szóstym spotkaniem finałów, w których ówczesny Stelmet stracił mistrzostwo kraju na rzecz PGE Turowa Zgorzelec, spotkałem się z trenerem Uvalinie na przedmeczowej kawie i rozmawialiśmy choćby o jego szansach na pozostanie w zespole z Zielonej Góry na kolejny sezon.
Późnym wieczorem i nocą w tamtejszym pubie „Barcelona” odbyła się z kolei impreza na zakończenie sezonu, tym razem zakończonego srebrnym medalem. Trenera Uvalina tam nie pamiętam, w pewnym momencie zobaczyłem za to, że w moim kierunku zbliża się inna osoba, do tej pory znana mi raczej z widzenia lub co najwyżej grzecznościowych kontaktów.
– Dobry wieczór. Czy pan Stinger? Nazywam się Janusz Jasiński i chciałbym z panem porozmawiać.
O tym już jednak napiszę przy okazji jednego z kolejnych odcinków.
Stinger, @Stingerpicks
Poprzednie odcinki cyklu „Z pamiętnika Stingera” znajdziesz TUTAJ >>
[/ihc-hide-content]