Prezentowana na naszych łamach „Strefa Chanasa” udowodniła, że kibice PLK i czytelnicy PolskiKosz.pl bardzo lubią wspominać stare, dobre czasy PLK. Do tego trendu postanowiłem przyłączyć się i ja, gdyż jak być może niektórzy z czytelników wiedzą, naście lat temu, zanim ostatecznie „rynek zweryfikował mnie negatywnie”, przeżyłem sporo ciekawych sytuacji związanych ze współpracą z klubami PLK, a także trenerami i działaczami. Wspomnienia rozpocznę jednak od przygody zagranicznej.
Pobudka śpiochu!
Jest sobota rano, małe śledztwo pokazuje, że 21 października 2006 roku. Zazwyczaj myśli krążą wtedy albo wokół piątkowej nocy, albo zasłużonego weekendu. Nagle jednak odzywa się telefon z dziwnym numerem zagranicznym i błyskawiczną pobudkę funduje rozmówca z dalekiej Turcji, którego angielski akcent jest jeszcze gorszy od mojego.
– Pan Malinowski? Dzwonię z Efesu Pilsen Stambuł. Chcielibyśmy, by nagrał Pan nam i wysłał DVD z jutrzejszym ligowym meczem drużyny z Sopotu – słyszę w słuchawce od jednego z asystentów trenera Oktaya Mahmutiego.
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!
Ja nerwówkę miałem tylko w przerwie, gdy w strefie dla gości spotkałem znanych mi z wizyt w Sopocie prezesa Prokomu Trefla, Kazimierza Wierzbickiego i dyrektora Jacka Jakubowskiego.
– A Pan co tu robi? – na to pytanie nie miałem dobrej odpowiedzi.
Niecałe czternaście lat po opisywanych wydarzeniach nie będzie chyba przesadą napisanie, że okoliczności wyprawy do Stambułu nie zapomnę do końca życia. Z czasem kontakt z tureckim klubem się urwał, chociaż jeszcze po dwóch miesiącach przywieźli na mecz do Sopotu kilkanaście płyt z meczami ligi tureckiej, o co też ich poprosiłem. W tamtych czasach, szczególnie w przypadku drużyn ze środka i dołu tabeli, był to towar bardzo deficytowy. A polskie kluby mogły jeszcze o takich graczy skutecznie walczyć.
Stinger