Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
„W pewnym momencie zobaczyłem za to, że w moim kierunku zbliża się inna osoba, do tej pory znana mi raczej z widzenia lub co najwyżej grzecznościowych kontaktów.
– Dobry wieczór. Czy pan Stinger? Nazywam się Janusz Jasiński i chciałbym z panem porozmawiać” – tak zakończył się poprzedni odcinek tej rubryki.
Jako osoba, która w ostatnich latach obejrzała sporo seriali, nieraz irytowałem się, gdy nowy sezon oglądanej przeze mnie produkcji wcale nie zaczynał się tam, gdzie zakończył się stary. Nadszedł zatem czas, by samemu też wypróbować tę broń.
Dlatego też, zamiast prezesa klubu z Zielonej Góry, maszyna losująca na bohatera dzisiejszego „Pamiętnika” wybrała… tadam, Igora Milicicia.
„Nie, nie i jeszcze raz nie”
W poprzednim tekście wspominałem już o tym, że rozmawiałem z nim na temat Mihailo Uvalina, zanim zarekomendowałem Serba na stanowisko trenera Polpaku. Nie był to jednak jedyny nasz kontakt latem 2007 roku.
Kilkanaście dni wcześniej Igor Milicić przyjechał bowiem do Świecia na rozmowy kontraktowe. Było to chyba tuż po rezygnacji Kostasa Flevarakisa, a jeszcze przed tym, gdy na radarze znalazł się Uvalin. Liczba polskich graczy zawsze była ograniczona i także w Świeciu nikt nie chciał znaleźć się w sytuacji, w której w oczekiwaniu na szkoleniowca większość rodzimych koszykarzy podpisałaby umowy z innymi zespołami.
Sezon 2006/2007 Milicić spędził w tureckiej Ankarze i jako doświadczony oraz ograny zawodnik, który mógł występować na obu pozycjach obwodowych, wydawał się bardzo sensownym wyborem. Ciekawostką było to, że przyjechał na spotkanie bez agenta i chyba także ewentualna umowa miała być zawarta bez udziału menedżera.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!