Yannick Franke: Szybko zapalać światło

Yannick Franke: Szybko zapalać światło

Reprezentuje Holandię, gra w Sopocie, studiuje w Barcelonie. Yannick Franke, po nieudanej przygodzie w Lublinie, pozytywnie zaskakuje, będąc liderem Trefla. Skąd odmiana przed tym sezonem? Jak widzi swoją karierę i przyszłość?
Yannick Franke / fot. A. Romański, plk.pl

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Aleksandra Samborska: Jesteś najlepszym strzelcem zespołu, który ma najlepszy atak w lidze. Co szczególnego jest w grze Trefla?

Yannick Franke: Od pierwszego treningu w Sopocie wiem, że potencjał w ataku mamy ogromny, więc nie jest to jakaś specjalna niespodzianka – tak została zbudowana ta drużyna. Zdobycze punktowe na pewno cieszą, ale nie jesteśmy nawet na półmetku rozgrywek, a poza tym naszą grę trzeba jeszcze odpowiednio zrównoważyć. 

Nie to, że gramy koszykówkę w stylu run and gun, ale kiedy zdobywanie punktów przychodzi nam łatwo i wszystko idzie zbyt szybko, to zapominamy o dyscyplinie po drugiej stronie boiska, a konsekwencją tego są końcówki, takie jak w Kijowie czy Ostrowie. 

Na równie dobrą dyspozycję Yannicka Franke liczyli w zeszłym sezonie kibice w Lublinie. Skąd wzięła się tam szybka obniżka formy i przedwczesne pożegnanie po, zapowiadającym świetny sezon, spektakularnym debiucie we Włocławku?

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

To nie jest tak, że w Lublinie działo się coś złego, po prostu tak często kończą się roszady składu w krótkim odstępie czasu. Gdy przez półtora miesiąca podpisuje się na obwód kilku bardzo podobnych zawodników, to nagle zaczyna brakować powietrza, bo robi się ścisk. W takim tłoku ciężko się pracuje, więc ktoś ostatecznie wypada z obiegu. Mogłem spędzić play-offy na ławce, a mogłem wrócić na Litwę, do trenera, u którego grałem już wcześniej i na to się też zdecydowałem. 

Czas w Lublinie to przeszłość, którą chcę zostawić w przeszłości, natomiast pożegnanie na moją prośbę – jak to zwykle ma miejsce w przypadku głodnych gry zawodników – podyktowane było chęcią zdobywania minut i punktów. Rozgrywki w Polsce zakończyły się zresztą też dość szybko, a na Litwie rywalizowałem aż do maja. 

Teraz wróciłeś do Polski i wszystko wygląda bardzo obiecująco. Dlaczego w Treflu gra Ci się aż tak dobrze? Jaka taktyka i rola pasuje Ci najbardziej?

Patrząc na moje zdobycze punktowe, można chcieć zaszufladkować mnie jako shootera, ale ja coraz więcej punktów zdobywam po penetracjach, po zasłonach od piłki, do piłki. Nie stoję w rogu, jak niektórzy Litwini, choć im do włączenia morderczych instynktów często wystarczy tylko to. (śmiech) 

Mam miejsce na boisku, na którym zależało mi wcześniej, a że ubiegłe lato przepracowałem bardzo intensywnie, to mogę wspierać drużynę nie tylko dostarczając seryjnie punktów, ale też np. pomagając na rozegraniu – ostatnio musiałem wesprzeć drużynę na jedynce, gdy z urazem zmagał się Brandon. Nabrałem mięśni w górnych partiach, ciałem potrafię kontrolować tempo różnych zagrywek. 

Największą zmianę na lepsze widzę jednak w tym, jak podaję piłkę i jak dogrywam ją innym zawodnikom, żeby to oni zdobyli punkty. Lubię np. grać dwójkowe akcje z Pawłem Leończykiem. Mam coraz więcej asyst, czasem aż nie dowierzam patrząc w pomeczowe statystyki. 

W wakacje sporo czasu spędzałem na siłowni, bo w Polsce gra jest bardzo fizyczna – śmieję się, że gram tu nie w basket a w rugby. Wcześniej ten kontakt mnie szokował, w tym sezonie jestem gotowy na dużo więcej, bo zmieniłem swoje podejście do treningu siłowego i poświęcam mu dużo więcej uwagi. 

Muszę też dodać, że Trefl Sopot jest jednym z najlepiej zorganizowanych, jeśli nie najlepszym pod kątem organizacyjnym klubem, w jakim dotychczas grałem. Podoba mi się to profesjonalne podejście w każdym, nawet najmniejszym aspekcie, a do tego nasza, naprawdę magiczna, lokalizacja. Jeśli potrzebny jest reset wystarczy wyjść na spacer po starym Gdańsku, albo sopockiej plaży. Tylko tyle i aż tyle.

A klimat w zespole? W ubiegłym sezonie atmosfera w Sopocie zostawiała trochę do życzenia, co w jakimś stopniu na pewno odbiło się na serii Trefla w ćwierćfinałach…

Lubimy się, dużo sobie dogadujemy, te docinki i żarciki nie mają końca, ale są w dobrym tonie i nikt się nie obraża, a wręcz przeciwnie, zacierają się różnice między nami, bo jesteśmy w różnym wieku i pochodzimy z różnych krajów. Terminarz jest teraz bardzo intensywny, więc spędzamy mnóstwo czasu razem, a mimo to między środowym a niedzielnym meczem idziemy razem do SPA i dokładamy sobie kolejne wspólne zajęcia. 

Dobre relacje w drużynie nie gwarantują od razu końcowego sukcesu, musimy wspólnie popracować nad samoświadomością i, kontrolując nasze atuty, które pozwalają rzucać najwięcej punktów w lidze, wejść na wyższy i równiejszy poziom w pozostałych, koszykarskich elementach. 

Jeśli zgasisz światło to jest ciemno, chyba, że ktoś wstanie i ponownie je zapali. U nas to światło gaśnie zdecydowanie za często, a my zamiast je ponownie włączyć to próbujemy wskórać coś w półmroku – tak jak w środę, kiedy po świetnym początku na własne życzenie graliśmy z Bułgarami nerwową końcówkę.

Charaktery i osobowości fajnie się uzupełniają – jest Michał, który jest wesoły i bardzo dba o naszą integrację, jest “Szlachta”, który dopiero co trafił do Sopotu, ale świetnie się tu odnajduje i bardzo chce się rozwijać, jest wreszcie Leon, mąż, ojciec, gigantyczne koszykarskie doświadczenie…

Ty do drużyny również wnosisz sporo doświadczenia, mimo młodego wieku masz za sobą występy w mocnych ligach, w Hamburgu grałeś u znanego nam doskonale Mike’a Taylora. Jak wspominasz tego trenera?

Uważam, że trener Taylor to świetny człowiek. Coach jest osobą bardzo ciepła, a jego entuzjazm to coś szczerego i prawdziwego. W zawodowym sporcie to nie zawsze są cechy szczególnie pożądane – koszykówka, podobnie jak piłka nożna, to biznes, a transakcje biznesowe bywają chłodne i wyrachowane. Tak też bywało w Hamburgu – kiedy przegrywaliśmy i w lokalnym środowisku pojawiało się dużo nerwów, on każdorazowo starał się zachować ten swój optymizm, co w trudnym położeniu odbierane mogło być jako coś na siłę, coś udawanego.

W barwach zespołu z Hamburga / fot. archiwum Yannicka Franke

Mam z trenerem dalej kontakt, to prawdziwy człowiek koszykówki, który potrafi dotrzeć do swoich zawodników. Z Polską osiągnął wielki wynik, awans na mundial i wyjście z grupy na koszykarskich mistrzostwach świata to nie były dzieła przypadku. Szkoda, że sprawa współpracy trenera z Waszą kadrą ostatecznie zamknięta została we wrześniu, bo to najtrudniejszy czas na podjęcie nowej pracy w tym zawodzie.

W swoim pierwszym sezonie na Litwie znalazłeś się w pierwszej piątce zawodników zagranicznych? Wydawałoby się, że takie wyróżnienie to trampolina do wileńskiego Rytasu czy euroligowego giganta z Kowna… Największe litewskie marki nie interesowały się Tobą po świetnych występach w Pieno zvaigzdes?

Miałem wtedy 22 lata i byłem zupełnie innym zawodnikiem. Tak naprawdę ten sezon traktuję przełomowo pod kątem tego, co pokazuję na boisku i jaką wszechstronność potrafię dać drużynie. Zresztą Josh Sharma, z którym byliśmy razem już w Lublinie, może to potwierdzić. (śmiech) 

Brak zainteresowania te kilka lat temu nie tyle wkurzał, co rozczarowywał mnie momentami. Zaraz pojawiały się myśli: co powinienem robić? Czy dalej grać? Po co to robię? 

Teraz jestem trochę starszy, nie popadam już w takie skrajności. Skupiam się na pojedynczych spotkaniach – przed Astorią myślę o Astorii, a nie o Hapoelu i Śląsku, bo te mecze mamy jeszcze w październiku. Czerpię też większą radość z koszykówki niż kilka lat temu, kiedy dobrą grę chciałem od razu przekuć w lepszy kontrakt. 

Fakt, mogę odhaczyć kilka miłych nagród, pierwsza piątkę na Litwie, indywidualne wyróżnienie w Niemczech, ale przestałem celować w te laury licząc, że to zaowocuje jeszcze lepszą drużyną w kolejnym sezonie. Wiadomo, że aspiracje euroligowe pozostają, ale jeśli to jedyny powód,dla którego grasz w koszykówkę, to chyba nie jesteś do końca szczęśliwy z tym, co robisz.

U Ciebie tych powodów na szczęście jest dużo więcej – pierwszym są pewnie tradycje rodzinne w, umówmy się, mało koszykarskiej Holandii?

Mama i tata zawodowo grali w koszykówkę – tata (Rolf Franke – przyp. red.) wygrał 8 mistrzostw kraju, całą karierę spędził w lidze holenderskiej, a dziś jest trenerem. On koszykówką zaraził się od swojego taty (Wim Franke – przyp. red.), który w pomarańczowych barwach reprezentował Holandię na EuroBasketach w latach 60. Również mama grała zawodowo, jednak u niej trwało to znacznie krócej.

Siłą rzeczy w wieku 4 lat już bawiłem się z piłką, potem trenowałem też tenisa, wreszcie trzeba było wybrać, w który sport pójdę i stanęło na koszykówce. Mam też dwie siostry – młodsze o 3 i 6 lat. Starsza z nich jest wioślarką, uczy się w USA, gdzie na uniwersytecie w New Jersey otrzymała pełne stypendium sportowe, a młodsza nie ma żadnego związku ze sportem. Dopiero skończyła szkołę średnią i jest Einsteinem naszej rodziny, została wyróżniona jako szczególna absolwentka i na pewno poradzi sobie w dorosłym życiu. 

Rodzice bardzo nam kibicują, mama była już w Sopocie, a razem z tatą autem przyjechali na mój mecz do Stargardu. No ale w sumie osiem godzin autostradą przez Niemcy to nie jest jakiś wielki wysiłek, jeśli będę miał kiedyś syna – sportowca to też będę tak za nim jeździł. (śmiech)

fot. archiwum Yannicka Franke

Oranje reprezentujesz już od kilku sezonów kadrowych dumnie nawiązując do osiągnięć taty i dziadka. Co znaczy dla Ciebie gra w drużynie narodowej?

Mam świadomość, że koszykówka w Holandii nie jest najpopularniejszą z dyscyplin, ale reprezentowanie swojego kraju z kolegami na szczeblu seniorskim i to naprawdę wyjątkowe uczucie. W moim przypadku najbliższe zgrupowanie zainauguruje chyba ósmy sezon reprezentacyjny, od lat mam te same ciarki zakładając koszulkę reprezentacyjną. Niektórzy mówią: grasz dla Holandii, to nie jest wielki wyczyn, ale przecież wciąż muszę się w swoim kraju wyróżniać w tym, co umiem robić najlepiej, prawda? 

Dzięki reprezentacji grałem w meczach przeciwko Giannisowi Antetokounmpo, Bogdanowi Bogdanoviciowi, Nikoli Jokiciowi czy Shanowi Larkinowi. Takie starcia to bardzo cenne lekcje, uczysz się reagować na zachowania zawodników, którzy są na światowym topie, a to wszystko reprezentując ukochany kraj. 

Reprezentantów Twojej ojczyzny dopatrzeć się można w bardzo wielu sportach, wiem, że z tym wszystkim jesteś mocno na bieżąco. Z trybun ERGO ARENY kibicowałeś holenderskim siatkarzom podczas tegorocznych ME, lubisz Formułę 1, a tam w zespole Red Bull Racing furorę robi Max Verstappen, do tego Twoje regularne posty w mediach społecznościowych po meczach Ajaxu…

W formułę wkręciłem się właśnie przez występy Verstappena, ale chyba nie mogę do końca powiedzieć, że jestem jego fanem. Lubię styl w jakim jeździ, facet jest nieustraszony, ogląda się go świetnie, ale z drugiej strony ta przesadna pewność doprowadziła do ostatniego wypadku podczas Grand Prix Włoch, a jego zachowanie po kolizji to nie jest coś, co chcesz oglądać u profesjonalnego sportowca i idola wielu. Po niefortunnym, długim pitstopie Max próbował wedrzeć się przed Hamiltona, którego opony też zmieniano długo i też plasował się w tej części wyścigu w środku stawki, wjechał w Brytyjczyka, doszło do wybuchu. Max wyszedł z bolidu, nawet nie sprawdził co z Hamiltonem, w holenderskiej telewizji nie potrafił przyznać się do błędu, mimo, że cały świat widział, kto i jak spowodował ten wypadek. 

Verstappen wydaje się po prostu nieprzyjemnym gościem i nie chodzi mi o bycie wrednym a’la Kobe, który nie podawał i w zasadzie wszystko co negatywne wynikało z jego samolubnej postawy w pracy. Verstappenowi brakuje klasy gentlemana, czegoś, co ma właśnie Hamilton. 

Poza F1 oglądam też sporo piłki. Jestem z regionu Amsterdamu i kibicuję Ajaxowi, szczególnie emocjonalnie, gdy grają w LM. Widziałaś co zrobili we wtorek z Borussią?! Stan holenderskiej piłki to dla mnie jednak zagadka. Nie wiem, czy takim momentem przełomowym nie była przegrana po dogrywce z Hiszpanami w finale MŚ w 2010. Przy okazji tego turnieju nasze legendy zaczęły przechodzić na zasłużoną emeryturę, było Euro w Polsce, w Krakowie nawet nie wyszliśmy z grupy i to szeroko komentowane było jako wielkie rozczarowanie. Potem w Brazylii był brąz, nadzieje ponownie wzrosły i tak czekamy. 

W Holandii co rusz mamy nowych, dobrych zawodników, szkolenie też pozostaje na wysokim poziomie, świetność wróci, ale potrzebny jest znowu jakiś reprezentacyjny sukces. 

Szerokie, sportowe zainteresowania zadecydowały o wyborze uczelni i kierunku studiów?

Wydział Instytutu Johana Cruyffa (szkoła wyższa założona przez holenderskiego piłkarza Johana Cruyffa, której celem jest kształcenie sportowców w zakresie zarządzania sportem – przyp. red.) w Barcelonie polecił mi center Henk Norel, który grał w lidze hiszpańskiej. Kluczowe w wypadku katalońskiej filii jest to, że całe studia można zrobić zdalnie.

Program, który realizuję, stworzony został z myślą o zawodowych sportowcach, choć w przypadku tych, którzy skończyli już inne studia licencjackie traktowany jest jako podyplomówka. 

Całe studia składają się z 6 kursów-modułów, każdy z nich trwa ok. 10 tygodni. 4 obszary mam za sobą, niedawno zamknąłem tematy związane z zarządzaniem organizacją sportową, teraz łączę się na zjazdach z marketingu w sporcie. Do końca wakacji chciałbym się uporać z całym programem.   

 Gdy trwa rok akademicki przynajmniej raz w tygodniu uczestniczę w jakimś webinarze, jesteśmy odpytywani ustnie, rozwiązujemy testy on-line, ale zaliczenia dają przede wszystkim prace pisemne, które piszemy w odpowiedzi na omawiane case’y. Na te aktualne zajęcia marketingowe będę musiał najpewniej zrobić analizę rynku, przygotować strategię i budżet na kampanię, także faktycznie nie ma nudy.

Myślę, że dyplom dobrze uzupełni się z tym, czego uczę się jako zawodowy koszykarz. Gra za granicą uczy Cię bardzo dużo: musisz lepiej kontrolować emocje i radzić sobie z presją, nie możesz być samolubny, bo ta łatka zostaje z Tobą potem na długo… Sport to nauka o samym sobie i biznes, który wymaga stosownej wiedzy.  

Po karierze chcę być blisko sportu, mógłbym pracować blisko dużych eventów sportowych jak te w ERGO ARENIE. Jestem też na bieżąco z nowymi mediami, więc zaskakuje mnie, że ktoś może uważać się za marketingowca, nie nadążając za możliwościami, jakie daje np. TikTok. To branża, która się cały czas zmienia, więc trzeba się dokształcać.

Kursy i zajęcia z myślą o czynnych sportowcach muszą być ci bardzo na rękę, szczególnie teraz, gdy rywalizujesz równolegle w dwóch ligach. Ile w stanie ugrać będzie Trefl Sopot w sezonie 2021/22?

Czas pokaże. Koszykówka to gra detali, a my na to wszystko gramy jeszcze tak dużo meczów, że zwyczajnie nie mamy czasu na jakieś kalkulacje czy udowadnianie czegoś samym sobie. Musimy po prostu walczyć w każdym elemencie i pamiętać o każdym detalu. Jeśli Darious w Ostrowie trafi 2/9 z gry to to nie jest tragedia, bo wyważy to brudną robotą i walką na deskach.

 Jeśli rywale będą mnie podwajać tak jak w meczu z Bułgarami, to ciężko o popisy strzeleckie Yannicka Franke i muszę skupić się na pomocy kolegom. Mamy spore możliwości, ale ile uda nam się wyciągnąć z tego sezonu zależy od nas samych. I właśnie od tych detali. 

Aleksandra Samborska, @aemgie

[/ihc-hide-content]

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38