Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Przez długi czas w Bostonie mówiło się tylko o jednym debiutancie. Payton Pritchard niemal od samego początku sezonu jawił się jako świetny gracz zadaniowy, który jest w stanie z miejsca pomóc Celtom. A przecież w drafcie 2020 wybrany został dopiero z numerem w trzeciej dziesiątce. Nieco wcześniej Celtics postawili na Aarona Nesmitha.
On sam zaraz po drafcie rozmawiał z bostońskimi dziennikarzami, którzy zapytali go, w jaki sposób mógłby siebie określić. „Snajper doskonały” – w ten właśnie sposób opisał się Nesmith, który do draftu rzeczywiście przystępował jako jeden z najlepszych strzelców poprzedniego sezonu NCAA z ponad 52-procentową skutecznością rzutów z dystansu.
Jego droga do tego miejsca zaczęła się w małej szkole średniej w mieście Charleston w Karolinie Południowej. To tam John Pearson odkrył jego talent, choć początkowo uważał, że szczupły wtedy chłopak będzie co najwyżej trzecim-czwartym najlepszym graczem w jego zespole. Czas pokazał, że mocno się pomylił.
Nesmith z wiekiem stawał się coraz silniejszy. Doszło do tego, że poziomem zaczął znacznie odstawać od reszty drużyny. Pearson i na to znalazł jednak sposób. Zaczął bowiem rzucać młodemu zawodnikowi kolejne wyzwania. A to prosta droga do tego, by Nesmith wszystko traktował tak, jak gdyby to była walka o śmierć i życie.
.
Z obręczą do domu
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!