Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Przydomki
Lubiący analogie mogę doszukiwać się w Urlepie słoweńskiego odpowiednika uzależnionego od pracy Toma Thibodeau. Fani kina widzieli w nim nadmiernie ekspresywnego Luisa de Funes, a zwolennicy Smerfów, odnosząc się do aparycji trenera, nazywali go Gargamelem. Lingwiści widzieli w nim El Furioso – przydomek odnoszący się oczywiście do wybuchowego temperamentu.
Choć przezwiska są trafne, to dla opisu Andreja Urlepa potrzeba znacznie więcej znaków niż pojedyncze słowo.
Nowy człowiek we Wrocławiu
Wracamy do czasów gdy w walce o medale liczyły się Bobry z Bytomia, PEKAES Pruszków czy zespół ze Stargardu Szczecińskiego. Fani ustawiali się w kolejkach pod Halą Ludową już od czwartej rano a na tych, którzy nie dostali jednego z sześciu tysięcy biletów, czekała transmisja meczu w ogólnopolskim pasmie telewizyjnym.
W 1996 roku Śląsk zawiódł w lidze wypadając poza podium, a Real Madryt z Bodirogą w składzie spuścił lanie drużynie trenera Chudeusza aż 112:66. Rozdający w klubie karty Grzegorz Schetyna postawił na zmiany – pozyskał stabilnego sponsora w postaci Zeptera, stracił wprawdzie Tomczyka, ale sprowadził do Wrocławia Wójcika, McNaulla i Miglinieksa. Wciąż nieobsadzone pozostawało stanowisko trenera, a Śląsk przegrał wysoko dwa sparingi – z Bobrami i Mazowszanką.
Oba mecze z wysokości trybun oglądał już Andrej Urlep, związany kontraktem z reprezentacją Słowenii.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!