
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Radość
“Brązowy medal przed sezonem bralibyśmy w ciemno” – takie słowa padły z ust trenera Przemysława Frasunkiewicza po wygranej rywalizacji o 3. miejsce, ale zapewne takie też jest przekonanie wszystkich osób związanych z klubem i większości sympatyków Anwilu. (Chociaż ciekawe, jaka byłaby odpowiedź przed sezonem, jakby do tego dołożyć fakt, że w półfinale przeciwnikiem byłaby Legia?)
Nie ma się co dziwić – poprzednie rozgrywki były mocno depresyjne. Dla klubu z Włocławka był to najgorszy sezon w historii, który zakończył się ledwie 13. miejscem w tabeli, ale przede wszystkim ogromnym niesmakiem związanym z postawą zespołem. Nikt więc chyba nie liczył, że klub mający zaległości finansowe i jasno mówiący o sezonie na odbudowę, będzie bił się o medale w PLK i na końcu zdobędzie brązowy krążek.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
W przestrzeni mediów społecznościowych widać dużą radość kibiców, a to przecież dla nich jest ta rozrywka zwana koszykówką. Cieszą się także sami zawodnicy, bo raczej żaden z nich nie spodziewał się przy podpisaniu kontraktu (no może Michał Nowakowski), że z Anwilem dojdzie aż do podium.
Odbudowa
Po tym felernym poprzednim sezonie miała przyjść odbudowa, ale można powiedzieć, że ten proces udało się skrócić najbardziej jak się dało, bo do ledwie jednego sezonu. Anwil wrócił do strefy medalowej, Anwil najprawdopodobniej znów zagra w europejskich pucharach, w Anwil znów wierzą kibice i przede wszystkim znów żyją tym zespołem.
PLK jest ligą z dość niskimi budżetami i przepaść między czołówką i końcówką zestawienia nie jest na tyle duża, by drużyny z chudszym portfelem nie mogły myśleć o wygrywaniu. Dążę do tego, że sportowo można zrobić w jednym sezonie wynik ponad stan i takich przykładów można by było mnożyć wiele.
W tej całej odbudowie chodziło jednak o coś więcej (a może przede wszystkim?), o wizerunek i stabilność finansowo-organizacyjną. Tę pierwszą rzecz udało się osiągnąć bardzo szybko, bo już na początku sezonu kibice ponownie zaufali zespołowi i go wspierali. Druga sprawa, wedle informacji wypływających raz na jakiś czas z klubu, także idzie w dobrym kierunku, a klub swoje zobowiązania spłaca.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się. Nie spodziewałem się, że tak szybko można zamazać złe wrażenie i zakopać demony z poprzedniego sezonu. Naturalne były oczekiwania konsekwentnej odbudowy i poprawiania swojej pozycji, ale żeby tak szybko wrócić do ligowej czołówki? Brawo dla klubu i całego zespołu, nic więcej dodać nie można.
Wybory
Ta cała odbudowa nie byłaby oczywiście możliwa, gdyby nie wyniki. Okazało się, że klub wyczerpał pulę fatalnych wyborów w poprzednim sezonie i tym razem założenia i oczekiwania pokryły się z finalnym efektem. Jeśli ktoś by mnie zapytał, dlaczego Anwil osiągnął to wszystko w tym sezonie (a wydaje się, że mógł osiągnąć jeszcze więcej), odpowiedziałbym – dobre wybory.
U samej podstawy piramidy z wyborami jest sięgnięcie przez prezesa Arkadiusza Lewandowskiego po Przemysława Frasunkiewicza. Nie raz pisaliśmy, że ten szkoleniowiec do Włocławka pasuje charakterologicznie, ale ma też jeszcze jedną, patrząc zwłaszcza na sezon 2020/21 w wykonaniu Anwilu, ważną cechę – rzadko kiedy myli się przy doborze zawodników.
Frasunkiewicz w przeszłości pokazywał, że potrafi za stosunkowo niewielkie pieniądze (a przynajmniej nie największe w lidze), zbudować dobry zespół, z jasną hierarchią i przede wszystkim z charakterem. To ostatnie jest szczególnie we Włocławku ważne i kibice to świetnie rozumieją – można przegrać, ale nie rzucając ręcznik na parkiet.
Anwil więc wyglądał tak, jak oczekiwali tego kibice (i słusznie, trzeba też takie rzeczy brać pod uwagę). Walka, ambicja, interakcja z kibicami, osobowości (Łączyński i Szewczyk). Budowanie zespołu to nie tylko konstruowanie sportowej maszyny, ale także tożsamości klubu – o tym się często zapomina, ale by zbudować dobrą organizację i społeczność wokół niej, czasem maksymalizacja talentu wcale nie jest najlepszym wyborem.
Kontynuacja
Trener Frasunkiewicz kilkukrotnie mówił o tym, że zespół buduje się przynajmniej przez półtora roku. Można z tego wywnioskować, że szkoleniowcowi Anwilu będzie zależało na kontynuacji pracy z zawodnikami, którzy w sobotę wywalczyli brązowe medale. Na ten moment związani na kolejny sezon z Anwilem są (z różnymi furtkami): Kamil Łączyński, Maciej Bojanowski, Kyndall Dykes, Michał Nowakowski i Łukasz Frąckiewicz.
Nie wiadomo oczywiście, czy wszyscy będą dalej zakładać koszulkę Anwilu, ale generalnie podpisywanie dłuższych umów to zmiana podejścia do konstruowania drużyny, która nastąpiła w poprzednim sezonie w klubie. Sześciu graczy z kontraktami czy opcjami w kontrakcie, to naprawdę sporo jak na warunki PLK. Zobaczymy jak będzie wyglądała sytuacja z obcokrajowcami, ale można się spodziewać, że większość z nich jednak poszuka większych kontraktów – Jonah Mathews, a raczej jego agent, już nad tym zresztą działa (więcej TUTAJ>>).
Anwil będzie chciał się też na pewno wzmocnić i gdzieś tego miejsca na lepszych graczy trzeba będzie poszukać. W mojej ocenie trener Frasunkiewicz będzie na samym początku celował w wzmocnienie polskiej rotacji i pozyskania gracza, którego zaliczylibyśmy do czołówki Polaków w lidze. Jakby na to nie patrzeć, to od wielu lat jest tak, że zespół, który ma jednego z najlepszych Polaków w lidze (albo wręcz najlepszego), wygrywa mistrzostwo (Garbacz, Zyskowski w ostatnich latach).
W każdym razie, z punktu widzenia fanów z Włocławka, do sezonu ogórkowego można podejść z dość sporym spokojem – przynajmniej tak sugeruje historia.
Grzegorz Szybieniecki
[/ihc-hide-content]