Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
50 punktów zdobytych w decydującym meczu finału. 17 z 19 trafionych rzutów wolnych. Nieźle jak na „ofensywnie kwadratowego zawodnika bez rzutu”. Jeszcze lepiej jak na gościa, który raptem tuzin lat temu sprzedawał „oryginalne” torebki i okulary słoneczne Versace i Armaniego na ulicach Aten. I nie chciał grać w kosza.
Nie jest żadną tajemnicą, że Giannis zamierzał zostać piłkarzem, a treningi koszykarskie rozpoczął tylko dlatego, że obiecano mu za nie 500 euro miesięcznie. Mniejsza z tym kto mu te pieniądze wypłacał. Nie interesuje mnie nawet to, czy rodzina Antetokoumnpo zgodnie z obietnicą swojemu ówczesnemu sponsorowi wypłaciła „7 procent z pierwszego kontraktu w NBA” czy nie.
Przecież żadna z osób postronnych nie wie, czy faktycznie taka obietnica ze strony Giannisa i jego rodziny padła czy też było to tylko mniej lub bardziej uzasadnione – lub kompletnie nieuzasadnione – żądanie sponsora. Wiem jedno: Grecy potrafią wysyłać koszykarzy do NBA i czerpać z tego profity. Michalis Kiritsis latem 2002 roku nie zorganizował Cezaremu Trybańskiemu pobytu w USA kompletnie bezinteresownie.
W przypadku Polaka amerykańscy skauci kompletnie się pomylili. Giannis przybywał do USA z podobnym doświadczeniem koszykarskim – praktycznie żadnym. Specjaliści od draftu twierdzili, że w najlepszym przypadku może zostać lepszą wersją Nicolasa Batuma.
Aha.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!