
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Adrian Łysek: Ślub, ojcostwo, brązowy medal polskiej ligi. Jeszcze 12 miesięcy temu żadna z tych rzeczy nie była obecna w Twoim życiu. Czy to był najbardziej szalony rok, jaki przeżyłeś?
Strahinja Jovanović: Zdecydowanie. Wiele osób spotkało w tym czasie nieszczęście związane z koronawirusem, ale dla mnie to było wspaniałe 12 miesięcy. Wziąłem ślub, spełniłem z żoną jedno ze swoich marzeń.
Później trafiłem do Śląska, dużego klubu, a potem dowiedzieliśmy się, że żona jest w ciąży. Na tamten moment był to najszczęśliwszy dzień w naszym życiu. Bycie ojcem to coś, o czym niektórzy marzą całe życie. Zostałem nim w stosunkowo młodym wieku, ale bardzo cieszę się swoją rolą i każda minuta spędzona z moim synem jest dla mnie cenna.
Życie na pewno zmieniło się nie do poznania, a wraz z tym następuje zmiana wartości. Jak u Ciebie przebiegła? Jaki masz przepis na łączenie rodzinnych obowiązków młodego taty i męża z rozwojem kariery oraz życiem poza granicami ojczyzny?
To prawda, życie zmieniło się o 180 stopni. Zawsze jest trudno zaadaptować się do nowej sytuacji i nad tym muszą pracować obie osoby tworzące związek. Zawsze mogę polegać na mojej żonie, zawsze jest przy mnie i przy naszym dziecku. To największe wsparcie, jakie mogę otrzymać. Nie da się założyć rodziny bez wzajemnego zrozumienia i poświęcenia.
Moim najważniejszym zadaniem jest bycie jak najlepszym koszykarzem i oczywiście jak najlepszym tatą. Bycie ojcem to coś, co jest ważniejsze od wszystkiego innego. Dla mnie zostanie ojcem znaczy nawet więcej niż zdobycie brązowego medalu. Wciąż udało mi się jednak osiągnąć jedno i drugie, a przy tym być jednym z lepszych zawodników w drużynie na przestrzeni sezonu. Nawet kiedy mój syn budził mnie co 2 godziny domagając się karmienia, udawało mi się dalej grać na wysokim poziomie i wciąż byłem ważnym elementem drużyny, który przyczynił się do trzeciego miejsca.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Kiedy robisz coś, co kochasz, zawsze łatwiej jest się przystosować. Kocham koszykówkę i moją rodzinę, więc zawsze znajduję odpowiednią ilość czasu dla niej i dla moich obowiązków.
Przypomina się pewna pamiętna konferencja prasowa trenera Jaskeviciusa, który zrugał dziennikarza zadającego pytanie o nieobecność Augusto Limy, gry temu w trakcie playoff rodziło się dziecko. Są w życiu rzeczy ważniejsze niż koszykówka.
W zupełności się z nim zgadzam. Sarunas Jaskevicius to jeden z najwybitniejszych europejskich koszykarzy w historii. Kiedy słyszysz coś takiego z jego ust, masz pewność, że ma stuprocentową rację.
Rok temu trafiłeś do Śląska. Na pewno słyszałeś, że to ekstraklasowa drużyna, najbardziej utytułowany klub w Polsce. O czym pomyślałeś, gdy pierwszy raz wszedłeś do Kosynierki – małej i starej hali przy ul. Mieszczańskiej, gdzie trenuje WKS?
Kiedy wszedłem do środka i zobaczyłem wszystkie wiszące banery z legendami poczułem pewien szalony rodzaj energii. Przyjrzałem się kilku najwybitniejszym zawodnikom Śląska jak Adam Wójcik, którzy swoimi dokonaniami zasłużyli na wielki szacunek. Wygrywając kolejne medale budowali ten klub.
Śląsk był swego czasu drużyną euroligową i to daje motywację, by być częścią czegoś większego. By podążając dobrą ścieżką, dążyć do bycia najlepszą drużyną w Polsce i liczącą się w Europie. Bardzo cieszę się, że podczas mojego pierwszego roku tutaj wykonaliśmy świetną pracę i jestem pewien, że będziemy dalej podążać w tym kierunku.
W poprzednim, udanym sezonie nie brakowało kryzysowych momentów. Niektórzy kibice wielokrotnie w mediach społecznościowych narzekali na twoją skuteczność z gry i za 3 punkty, a także brak zorientowania w pierwszej kolejności na podania do partnerów. Zgodzisz się z tymi opiniami?
Nie jestem typem osoby, która odnosi się do tego typu komentarzy. Zawsze szanuję opinie wszystkich, każdy patrzy na koszykówkę w inny sposób. Nie da się osiągnąć stanu, w którym każdy fan Śląska będzie mnie kochał. Od tego są moja żona, syn i rodzina.
Jestem typem osoby, która stara się zapracować na szacunek od wszystkich, na co myślę, że zasłużył cały skład z poprzedniego sezonu. To też okazali nam nasi kibice. Jestem bardzo wdzięczny za ten moment, gdy fani WKS-u przywitali nas po powrocie z Ostrowa – zapamiętam go na zawsze.
Uważam, że udowodniłem swoją wartość na przestrzeni sezonu, pracowałem na zaufanie klubu, trenera, kolegów z drużyny i kibiców. Szacunek od fanów jest najważniejszy. To normalne, że czasem piszą negatywne komentarze, ale to wszystko jest częścią koszykówki. Każdy kibic chciałby, by jego zawodnicy wygrywali każdy mecz i rzucali w nim po 30 punktów, ale to niemożliwe, dlatego najważniejszy jest szacunek.
Historia pamięta zwycięzców, a Ty w tym sezonie byłeś jednym z nich – obecnie nikt nie kwestionuje Twojego wkładu w zdobycie brązu. Chodzi jednak bardziej o tezę, że jesteś typem rozgrywającego, który częściej kończy akcje sam niż jest zorientowany na podania do kolegów. Jak Ty to oceniasz?
Myślę, że jest różnica między kimś, kto tylko zdobywa punkty, a kimś kto tylko rozdaje asysty. Patrzę na siebie jako połączenie tych cech i myślę, że konkretne występy z naciskiem na jedno czy drugie zależą też od mojej roli w ofensywie na dany mecz czy przede wszystkim rywala, z jakim się mierzymy i dyspozycji naszej drużyny danego dnia.
To naprawdę zależy od wielu rzeczy.
Myślę, że jak dotąd miałem dobre relacje z każdym moim trenerem, bo jestem dosyć uniwersalnym graczem. Mogę zdobyć 20 punktów, ale rozdać też kilka asyst, lecz to zawsze zależy od wspomnianych wcześniej czynników. Nie mam potrzeby zdobywania dużej liczby punktów, mogę też rozdać kilkanaście asyst, jak mi się czasem zdarzało. Bywają jednak spotkania, kiedy nikt nie jest w formie, prawie nikt nie może trafić do kosza i wtedy zawsze jestem osobą, która będzie chciała pociągnąć drużynę.
Nie mam problemu z rozmawianiem o tych kwestiach, ponieważ często ludzie widzą rolę rozgrywającego jako zawodnika praktycznie tylko podającego i grającego twardo w obronie, a ja spoglądam na nią też w inny sposób. Taka jest moja szczera odpowiedź na to pytanie. Czasem nie chodzi o rozdawanie asyst, tylko poprowadzenie drużyny, kiedy jest to najbardziej potrzebne.
Krytyka jest dla Ciebie motywującym bodźcem czy jesteś typem człowieka, na którego lepiej działają pochwały? W jaki sposób sam się motywujesz?
Lubię, gdy jestem krytykowany, bo to zawsze dla mnie dodatkowa motywacja. Chcę udowodnić tym osobom, że są w błędzie. Poza tym moją motywacją jestem ja sam, ponieważ wkładam w samego siebie bardzo dużo pracy i tak było przez całe moje życie – zawsze pracuję nad samym sobą.
Wiem, ile w siebie już zainwestowałem i nie chcę odpuszczać. Poza tym głównymi motywacjami jest dla mnie oczywiście moja rodzina i chęć osiągania jak najlepszych wyników sportowych, tak jak w tym roku.
Pod okiem Olivera Vidina postęp zrobiła cała drużyna, ale i również indywidualności. Jakie konkretnie elementy gry na pozycji rozgrywającego rozwinął u Ciebie najbardziej? Nad jakimi aspektami chcesz jeszcze pracować w pierwszej kolejności?
To typ trenera i osoby, która wyciąga z każdego maksimum i stara się uczynić wszystkich lepszymi. Najbardziej zawdzięczam mu to, że uczynił mnie najważniejszym liderem w drużynie i pomógł mi zrozumieć, na czym polega jego rola. Myślę, że jako rozgrywający odnalazłem się w niej z powodzeniem, co potwierdza zdobycie brązowego medalu.
Co do aspektów gry… Każdego roku wykonuje się pewien postęp. Chciałbym przede wszystkim poprawić się fizycznie, stać się silniejszym, trudniejszym do krycia, nie bazować tylko na swoim przyspieszeniu i szybkości.
Obecnie bez odpowiedniego przygotowania fizycznego nie da się funkcjonować na żadnym poważnym poziomie. Poza tym rzut jest czymś, co zawsze możesz poprawić. Jestem pewien, że dzięki włożonej pracy będę lepszym zawodnikiem pod każdym kątem.
Spodziewałeś się odejścia trenera po sezonie? Istniał w ogóle temat ewentualnych przenosin razem z nim?
Oczywiście spodziewałem się jego odejścia, z prostego powodu: osiągnęliśmy bardzo dobry wynik. Na pewno otrzymał wiele lepszych ofert. Oczywiście wszyscy chcielibyśmy żeby został we Wrocławiu, ale to normalne, że każdy chce osiągnąć jak najwięcej w swojej własnej karierze. Zastal jest silnym klubem i cieszę się, że trener będzie miał tam na to szansę, również dzięki występom w lidze VTB. Szanuję jego decyzję i życzę mu tam powodzenia.
Spotkałem się z wieloma pytaniami, czy odchodzę razem z trenerem. Każdy jednak wie, że mam ważny kontrakt i zostaje w Śląsku. Temat mojego pozostania nigdy nie podlegał żadnej wątpliwości.
Play-offy były w Twoim wykonaniu bardzo udane, ale jedno zagranie mogło zrujnować całą ich ocenę. Mowa o faulu niesportowym na Lesterze Medfordzie w ostatnich sekundach decydującego o brązie meczu z Legią, który mógł wysłać Śląsk z nieba do piekła. Czy ta sytuacja śni Ci się po nocach? Gdybyś mógł cofnąć czas, jak byś zareagował?
Oczywiście, że ja pamiętam! Od razu powiem Ci na czym polega problem. Moim zdaniem, był to szalony gwizdek sędziego. Zgodzę się z tym, że faulowałem, ale nie rozumiem,, jak arbitrzy mogli w tej sytuacji zaliczyć punkty i jeszcze przyznać faul niesportowy.
Powiedzmy jednak, że zdobycie brązu w tych okolicznościach smakuje jeszcze lepiej. Zawsze będę się cieszył z popełnienia tego przewinienia! [śmiech] Szczerze mówiąc bardziej zdenerwowało mnie odgwizdanie mi piątego faulu w dogrywce, którego nie popełniłem.
Na pewno rozmawiałeś już z nowym trenerem Śląska, Petarem Mijoviciem. Jak wyobraża sobie nowy Śląsk w najbliższym sezonie? Czy widzi Cię w podobnej roli, jak wyglądało to w minionych rozgrywkach?
Znałem trenera już wcześniej, raz grałem przeciwko niemu w play-offach ligi czarnogórskiej. Śledziłem jego pracę przez dwa i pół roku w Buducnosci Podgorica, znam więc jego styl koszykówki i metodykę pracy. Słyszałem o nim wiele pochlebnych opinii od innych zawodników i nareszcie miałem okazję spotkać się oraz porozmawiać.
Nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów na temat tego, jak w przyszłym sezonie wyglądać będzie Śląsk, ale mogę zapewnić, że będziemy jeszcze lepiej przygotowani i spróbujemy osiągnąć jeszcze większe rzeczy. Zawiesimy sobie poprzeczkę jeszcze wyżej i postaramy się być jeszcze lepszą drużyną.
Z pewnością pod względem stylu będziemy nieco przypominać ekipę z poprzedniego sezonu – grać dużo pick’n’rolli i szukać szybkiego ataku. To będzie bałkańska szkoła koszykówki. Co do mojej roli – myślę, że to trener powinien udzielić odpowiedzi na takie pytanie. Wiem, że na mnie liczy.
Co obecnie porabia Strahinja Jovanović? Kiedy przyjeżdżasz do Polski i czy do tego czasu będziesz zajmował się czymś jeszcze poza koszykówką i rodziną?
Wróciłem właśnie z miesiąca miodowego, który musiałem “odrobić” z poprzedniego roku. Zacząłem też treningi i jestem już w trakcie przygotowań do powrotu. Szykuję się na nadchodzący sezon, ekscytuję się współpracą z nowym trenerem, bo nowy szkoleniowiec zawsze oznacza nową przygodę.
Nie mogę się doczekać powrotu do Wrocławia i bycia z powrotem pośród wszystkich, ponieważ cały czas utrzymujemy wszyscy kontakt. Mamy między sobą silną więź, dzięki temu, co razem udało nam się osiągnąć, a każdy z chłopaków jest świetną osobą. Nigdy w życiu nie nawiązałem takiej relacji z ludźmi spoza Serbii czy ogólnie spoza Bałkanów.
Obecnie, poza treningami, cieszę się czasem z rodziną i przyjaciółmi. To teraz moje główne zajęcie, ponieważ przez 10 miesięcy w roku jestem daleko od nich. Do Polski wracam za około miesiąc i już wyczekuję tego dnia.
W poprzednim sezonie Śląsk zaskoczył zajęciem miejsca na podium. Czym chcecie zaskoczyć w następnym?
Chcielibyśmy zostać Mistrzami Polski. Oczywiście to niezwykle trudne zadanie, ale nie mam wątpliwości, że jesteśmy klubem, który potrafi zaskoczyć. Natomiast w Europie, w pierwszej kolejności musimy dowiedzieć się, w jakich rozgrywkach wystąpimy. Na pewno chcemy pokazać się możliwie z jak najlepszej strony.
Adrian Łysek
[/ihc-hide-content]