Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Bajka
Mistrzostwa Świata rozgrywane w Japonii w 2006 roku pamięta każdy Grek i zdecydowana większość kibiców koszykówki. Do cyklu baśni i legend, w których słabszy bije mocnego, dołączyła wówczas reprezentacja prowadzona przez Panagiotisa Yannakisa, wygrywając w półfinale z Team USA 101-95.
Trener Hellenów postanowił zaskoczyć rywala operując wciąż trójką doskonale panujących nad piłką obrońców: Papaloukasem, Spanoulisem i Diamantidisem. Siedemnaście minut na boisku spędził także 21-letni wówczas Sofo, który przy wyżyłowanych atletach pokroju Howarda czy LeBrona prezentował rzeźbę godną pączka w maśle. Mimo to zdobył 14 punktów, w tym osiem z rzędu, dodał jedną zbiórkę i solidną obronę.
„Ciągle dostawał piłkę po pick-and-rollu. Przez całą drugą połowę grali w kółko tę samą akcję, a on wciąż znajdował się w odpowiednim miejscu” – marudził Dwight Howard.
Do historii przeszło zdjęcie na którym Sofo w koszulce z numerem 5 na piersi patrzy groźnie na upadającego gwiazdora Magic, trzymając piłkę, która w jego dłoniach wydaje się przerośniętą pomarańczą. „Do dziś czasem włączam ten mecz” – przyznaje Baby Shaq, dumny ze swoich akcji.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!