Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
To jedna z najlepszych scen w historii kina. W bodaj najlepszym westernie wszech czasów. Gdy w 1968 roku Sergio Leone kręcił „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” odtwórcy głównych ról – Charles Bronson i Henry Fonda – znajdowali się w absolutnym prime swoich karier:
.
Obecnie w prime są i Damian Lillard, i Stephen Curry. Dla tego drugiego to już nawet drugi tego typu moment w karierze – a zaliczenie takowego, jeśli prime jest na poziomie gry godnej MVP, z miejsca daje przepustkę do grona 15-20 najlepszych graczy w historii NBA.
Shaq i „Sir” Charles nigdy nie zaliczyli swojego drugiego prime’u. Dirk Nowitzki czy Tim Duncan – a i owszem.
Lillard do tego grona raczej się nie wprosi, ale i tak ma pewne miejsce w historii. Rzuty z 10 metra, którymi Curry rewolucjonizował NBA 5-6 lat temu, wprowadził do repertuaru swoich zagrań w takiej ilości, że rywale plany defensywne musieli przewrócić do góry nogami.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!