
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Zacznijmy od podstaw. Śląsk ze swoim liderem na boisku był lepszy od finałowego rywala o 12.8 punktu na 100 posiadań. Bez niego? Tracił do Legii 12.4 punktu w każdych 100 posiadaniach piłki. Czyli na dobrą sprawę drużyna Urlepa była w tym finale gorsza od rywala o 25.2 punktów w przeliczeniu na 100 posiadań, gdy tylko jej podstawowy rozgrywający schodził z boiska.
Legia wygrywałaby 18 punktami
Piorunująca różnica? A to jedynie wynik ostateczny, po piątym meczu finału. Przed nim przepaść dzieląca Śląsk z Trice’em i bez niego była jeszcze większa. Osiągnęła gigantyczny rozmiar: 39 punktów na 100 posiadań!
Żeby uzmysłowić sobie jaka to przepaść, warto spojrzeć na te dane w przeliczeniu na 40 minut gry. Śląsk był w pełnowymiarowym czasie gry +9.2 z Trice’em na boisku, a bez niego -9.2. Bez niego każdy mecz przegrałby więc z Legią średnio ponad 18 punktami.
Gdy MVP finałów był na parkiecie wrocławianie wygrywali bez problemu, gdy tylko siadał na ławce – dostawali straszliwy łomot. Ktoś powie, że we wszystkich drużynach opartych o jednego wybitnego zawodnika występuje podobna korelacja. I będzie miał rację, ale ta różnica jest wręcz kuriozalnie ogromna i pokazuje jak wręcz niezdrowo Śląsk był uzależniony od Travisa.
Lepszy od Greera, Logana i Woodsa…
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
A przecież nie było wcale tak, że Śląsk był drużyną jednego zawodnika. Miał w składzie jeszcze kilku koszykarzy na naprawdę wysokim poziomie,. Mimo tego – gdy tylko jego Agent 0 siadał na ławce, gra drużyny rozsypywała się jak domek z kart. Trice wszystko w grze Śląska scalał – bez niego wrocławianie byli jak buty pozbawione sznurówek.
Najbardziej wpływ Trice rzucał się w oczy po atakowanej stronie boiska. Bez niego Śląsk w pierwszych czterech meczach zdobywał zaledwie 87.7 punktu na 100 posiadań. Z nim dobre – jak na realia tej mocno defensywnej rywalizacji – 109.9 punktu. To, że zespół Urlepa miał ogromne problemy z rzucaniem z dystansu wiedzieliśmy od dawna i pisaliśmy o tym wielokrotnie. Bez Trice’a te kłopoty mocno się pogłębiały. W czterech pierwszych meczach finału pozostali gracze Śląska trafili jedynie 3 rzuty z dystansu. I oddali zaledwie 20 prób.
Oprócz różnicy, która uwypukla się w zaawansowanych statystykach jest również ta, którą widać gołym okiem – czyli umiejętności zdobywania punktów przez Travisa Trice’a. Po czterech meczach finału Amerykanin miał ich na swoim koncie 89. Brałem pod uwagę tylko cztery pierwsze spotkania, bo to minimalna liczba, jaką musi rozegrać ekipa zdobywająca mistrzostwo.
Od 2003 roku po czterech meczach finałów PLK żaden zawodnik nie miał na koncie tylu punktów co gracz Śląska. Widzieliśmy przez całe play-offy jak ogromne problemy z ograniczeniem Trice’a miały wszystkie zespoły i jak trudno przychodziło to też Legii. Po czterech meczach finału 29-latek pod względem liczby zdobytych punktów zdystansował legendarne osiągnięcia takich gwiazd PLK jak Lynn Greer, David Logan czy Qyntel Woods.
Mimo tego, że Trice był celem obrony każdego z rywali Śląska, trafiał rzuty na naprawdę dobrym poziomie. Porównałem liczbę zdobytych punktów po czterech finałowych meczach oraz true shooting percentage – wskaźnik, który pokazuje efektywność oddawanych rzutów. Amerykanin miał go na łudząco podobnym poziomie do tego, którym mógł się pochwalić Lynn Greer po przegranym finale w 2004 roku.
… a także Groselle’a i Gurovicia
Dzięki temu, że Śląsk zagrał w rozgrywkach Eurocup możemy też sprawdzić jak Trice wypadał na poziomie wyższym od PLK. Według portalu 3stepsbasket był lepszy od 85 proc. graczy na zapleczu Euroligi. To pokazuje, jakiego kalibru graczem jest lider Śląska i MVP finału. Gdy w ww. serwisie spojrzymy na zakładkę scoring zobaczymy, że Trice okazał się lepszy od 95 proc. koszykarzy Eurocup. Był też w dwóch procentach najlepszych koszykarzy we wskaźniku ball handling.
Jak dobry na tle innych MVP w historii finałów PLK był Travis Trice? Do porównania graczy od 2003 roku użyłem wskaźnika PER, którym w NBA mierzy się produktywność koszykarzy. Jako warunek konieczny do znalezienia się w rankingu uznałem rozegranie co najmniej 150 minut w finale.
Także w tym rankingu Trice okazał się – jakżeby inaczej – bezkonkurencyjny, osiągając PER na poziomie 25.2. Za nim znaleźli się Geoffrey Groselle, wspomniany już wcześniej Woods i Milan Gurović.
Towarzystwo tak zacne i tak przez Trice’a zdystansowane, że ostatecznie głosy sugerujące, że tytuł MVP mógł w piątek trafić do kogoś innego niż Travis Trice można potraktować tylko w jeden sposób – milczeniem.
Wymownym.
Jacek Mazurek
[/ihc-hide-content]