
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Wojciech Malinowski: Wygrana przez Zastal 3:1, ćwierćfinałowa seria z PGE Spójnią była bardzo zacięta. Jak ją oceniasz po kilku dniach od zakończenia?
Skyler Bowlin: Było naprawdę ciężko. Wiedzieliśmy od początku, że nie będzie z nimi łatwo i w każdym meczu zmuszali nas do maksymalnego wysiłku. Musieliśmy zatem się mocno sprężać, by zakończyć rywalizację w 4 spotkaniach. Ta seria mogła spokojnie potrwać 5 meczów, na szczęście udało nam się tego uniknąć.
Jesteś zwolennikiem teorii o szklance w połowie pustej? Czy może w połowie pełnej? Ktoś zaniepokojony waszą formą może powiedzieć, że powinniście łatwiej wygrywać mecze przeciwko drużynie z 8. miejsca. Ktoś inny jednak stwierdzi, że mieliście dobre przetarcie przed kolejnymi przeciwnikami. Jak to oceniasz?
Myślę, że przynajmniej w naszym klubie nie było nikogo, kto myślał, że będzie to łatwa seria. Nawet w poprzednich meczach, które kończyły się zwycięstwami Zastalu różnicą 15-20 punktów, to długimi momentami były one wyrównane.
Nasi rywale mieli naprawdę w zespole sporo talentu i moim zdaniem nie ma powodów do niepokoju. Wciąż staramy się układać wszystkie nowe elementy w naszej ekipie, poznajemy się wzajemnie i z każdym meczem możemy stawać się lepsi.
Grasz od wielu lat w Europie. Masz jakąś teorię na wasze problemy w 1. połowach w ostatnich meczach?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
To rzeczywiście zagadka, którą staramy się obecnie rozwiązać. W ostatnim meczu udało nam się zagrać do przerwy lepiej, ale rzeczywiście we wcześniejszych spotkaniach był to problem. Na pewno nie możemy sobie pozwolić na to, by taka sytuacja zdarzała się w kolejnych meczach. Nie zawsze przecież uda się po przerwie odrobić spore straty.
We wtorek, 13 kwietnia, rozpoczniecie półfinałową serię przeciwko Śląskowi Wrocław. Jak wyglądają wasze przygotowania do tej rywalizacji?
Dzisiaj (rozmowa odbyła się w sobotę – red.) wróciliśmy do pracy po meczach ćwierćfinałowych. Mieliśmy długi i dobry trening, podczas którego zaczęliśmy poznawać naszych przeciwników.
Jak dobrze w tym momencie znasz zespół Śląska?
Szczerze, to w tym momencie nie za dobrze. Uczę się wszystkiego w biegu, wciąż wiele zespołów, zawodników jest tu dla mnie nowych. Raz czy dwa grałem przeciwko Kyle’owi Gibsonowi, gdy ja grałem w Szwecji, a on był w Belgii, ale to był 4-5 lat temu. Innych graczy dopiero zaczynam poznawać.
Czy uważasz, że taka sytuacja, gdy jako nowy zawodnik w zespole nie miałeś okazji zagrać przeciwko danej drużynie w sezonie regularnym, stawia cię w gorszym położeniu w takim momencie?
Nie sądzę, żeby miało to większe znaczenie. Kluczowe jest twoje podejście, wyczyszczona głowa, a w trakcie przygotowań poznajesz rywali najlepiej, jak to jest tylko możliwe.
Występujesz na europejskich parkietach od 2011 roku, ale obecny sezon jest dla ciebie dopiero pierwszym, w którym zmieniłeś klub w trakcie sezonu. Jak doszło do tego, że w lutym zamieniłeś Iraklis na Zastal?
W Grecji doszedłem do momentu, w którym nie czułem się już dobrze. Działo się wiele różnych rzeczy, na czele ze zwolnieniem trenera, który był dla mnie ważną osobą w momencie podpisywania tam kontraktu. Sezon zaczęliśmy całkiem dobrze, ale on i tak stracił pracę.
Po przegranej w krajowym pucharze wydarzyły się kolejne sytuacje, które ostatecznie przekonały mnie do tego, że powinienem poszukać nowego klubu. Poprosiłem o rozwiązanie kontraktu i w momencie, w którym czekałem na sfinalizowanie kwestii formalnych, to pojawiła się oferta z Zielonej Góry. Klub był gotowy na mnie chwilę poczekać, aż skończę sprawy w Grecji.
Czyli najpierw ty zdecydowałeś o swoim odejściu, a dopiero potem usłyszałeś o zainteresowaniu ze strony Zastalu?
Tak. W takich sytuacjach zgranie się w czasie decyduje niemalże o wszystkim. Klub akurat szukał na rynku nowego zawodnika, gdyż wiedział o odejściu „Iffe” Lundberga. Wszystko działo się w trakcie przerwy na mecze reprezentacji i to był dobry dla mnie moment na zmianę klubu, gdyż wiele klubów w tym czasie szukało nowych zawodników. Miałem ofertę z Niemiec, słyszałem o zainteresowaniu z Francji, ale możliwość występów w VTB, walki o mistrzostwo Polski i gry dla trenera Tabaka wydały mi się najlepszą opcją.
Czy sytuacja z koronawirusem miała jakiś wpływ na to, gdzie byłeś gotowy podpisać kontrakt, a gdzie nie?
Raczej nie. Tak naprawdę w Europie wszędzie sytuacja jest bardzo podobna, dużo się zatem nad tym nie zastanawialiśmy. Raczej postanowiliśmy, ja z żoną, że przeniesiemy się w nowe miejsce na 3 miesiące i spróbujemy tam sobie poradzić z ewentualnymi problemami.
Jakie są największe wyzwania, gdy w trakcie rozgrywek dołączasz do drużyny prowadzonej przez Żana Tabaka?
Trener dużo wymaga i nie pozostaje nic innego, jak tylko go słuchać, by jak najszybciej i jak najlepiej poznać jego system gry. Gdy wykonujesz to, czego on od ciebie oczekuje, to wszystko przebiega łatwiej.
Ogólnie jest to na pewno trudne doświadczenie, gdy dołączasz do zespołu, który we wcześniejszej części sezonu grał tak dobrze, jak ekipa z Zielonej Góry, po czym stracił swoich dwóch podstawowych zawodników na obwodzie. Ciężko jednak pracuję i staram się dopasować, jak najlepiej potrafię.
Na początku twojej obecności w Zielonej Górze poważnej kontuzji doznał Nikos Pappas, który pojawił się w klubie razem z tobą. Jak bardzo zmieniło to twoją rolę w drużynie w porównaniu do tego, czego się spodziewałeś, czy też, na co umawiałeś się z trenerem?
Jego kontuzja na pewno spowodowała to, że więcej presji spoczęło na pozostałych graczach z obwodu. Do tego pechowego momentu widać bowiem było, że zwłaszcza w ofensywie byłby bardzo ważnym graczem. Bez Nikosa pozostało nam tylko spróbować wypełnić po nim lukę, każdy z graczy po kawałku. Trener stara się, byśmy byli bardziej agresywni w grze, ja też staram się do tego stosować.
Szkoleniowiec Zastalu lubi w swoim systemie mieć na parkiecie jednocześnie kilku graczy, którzy mogą pełnić rolę rozgrywającego. Jak się w tym odnajdujesz, w porównaniu z sytuacjami z poprzednich lat, gdy może byłeś bardziej dominującym „playmakerem”?
Bardzo mi się to podoba. Nie ma na nikim aż takiej presji, która zdarza się, gdy rozgrywanie oparte jest na jednym zawodniku. Zamiast tego jest kilku, którzy mogą rozgrywać akcje dwójkowe, mamy zatem dzięki temu więcej możliwości w ofensywie.
Spędziłeś kilka lat w lidze duńskiej, gdzie w tym czasie grał również Gabriel Lundberg.
Tak, dobrze się znamy. Graliśmy przeciwko sobie, gdy „Iffe” był jeszcze bardzo młodym zawodnikiem, miał chyba 19-20 lat, gdy byliśmy rywalami. Z kolei po moim odejściu, to właśnie on zastąpił mnie w moim byłym klubie.
Cały czas utrzymujemy kontakt, latem nawet trochę wspólnie trenowaliśmy. Rozmawialiśmy też w momencie, w którym otrzymałem ofertę z Zielonej Góry, to właśnie on opowiadał mi o sytuacji tutaj.
Skoro znasz go tak długo, to czy spodziewałeś się, że może on dojść aż do tak wysokiego poziomu w swojej karierze?
Zawsze było widać, że był bardzo utalentowanym graczem. W obecnym sezonie udało mu się jednak poukładać wszystkie elementy w swojej grze – jego umiejętności strzeleckie, a także rozgrywania piłki poprawiły się o jakieś 10 szczebli w porównaniu do tego, co pokazywał w przeszłości. A teraz udowadnia, że stać go na jeszcze lepszą grą w barwach CSKA. Cieszę się, że tak mu dobrze idzie.
Czego spodziewałeś się i spodziewasz się w czasie fazy play off? Jak z twojego doświadczenia może on się różnić od meczów w sezonie regularnym?
Na pewno jest to bardzo wymagająca część sezonu. To zresztą powiedział nam trener, zanim zaczęliśmy play off. Mamy raczej doświadczony zespół, ale nam też nic w jego trakcie nie przychodzi łatwo. W każdym meczu trzeba być twardym, być gotowym na walkę i ogólnie spodziewać się dosłownie wszystkiego. Playoffy mają to do siebie, że wydarzenia w jego trakcie potrafią przebiegać mniej gładko, niż miało to miejsce w sezonie regularnym.
Jako osoba praktycznie z zewnątrz, jak oceniasz to, że półfinały i finały zostaną rozegrane w formie „bańki”, do tego w hali rywala, który uznawany jest za waszego najgroźniejszego rywala do walki o mistrzostwo Polski?
Jestem tu nowy, zatem tak do końca nie mam wyrobionej opinii. Wydaje się jednak, że nie jest to najbardziej sprawiedliwe rozwiązanie. Zespół przez cały sezon walczył o jak najwyższe miejsce i zakończył sezon regularny na 1. pozycji. Po czym zmieniono zasady i będziemy grali na parkiecie 3. drużyny w tabeli. Musimy się jednak do tego dostosować i na pewno w pozostałych spotkaniach postaramy się zagrać, jak najlepiej potrafimy.
Jesteś w Zielonej Górze z rodziną?
Tak, z żoną i dzieckiem, które właśnie skończyło rok.
Najbliższe tygodnie spędzisz w „bańce”, z przerwą na mecz w lidze VTB. Twoja rodzina w tym czasie będzie w Zielonej Górze?
Moja żona pochodzi z Danii i zdecydowaliśmy, że w tym czasie razem z dzieckiem poleci do swojej rodziny. Mnie długo nie będzie, zatem takie rozwiązanie wydaje się nam najlepsze.
Jak długa i potencjalnie wyboista jest droga z uniwersytetu Missouri Southern State do gry na solidnym poziomie w Europie?
Było to na pewno wyzwanie. Po występach w drugiej dywizji NCAA nikt nie chce ci dać szansy, zatem zacząłem w 2. lidze niemieckiej, do tego w najgorszym zespole, za bardzo małe pieniądze i jak się później okazało, w mało profesjonalnym klubie. Nie sądziłem, że będę długo grał profesjonalnie w koszykówkę. Raczej myślałem, że potrwa to rok-dwa i w tym czasie nabiorę trochę doświadczenia.
Z każdym rokiem widziałem jednak u siebie postępy, dostawałem też trochę lepsze oferty. Chyba w piątym roku gry uznałem, że koszykówka jest w tym momencie moją pracą i postanowiłem, że spróbuję osiągnąć, jak najwięcej będzie to możliwe. W ostatnich kilku latach grałem już na wysokim poziomie, w Niemczech, Grecji, teraz Polsce. Była to na pewno długa droga, ale też taka, która dała mi sporo satysfakcji.
Rozumiem zatem, że nie było w twoim przypadku żadnej drogi na skróty w karierze, którą ominąłeś?
Na pewno nie. Po pierwszym roku w Niemczech wylądowałem latem w Australii, na czymś w rodzaju ligi letniej. Potem spędziłem 3 lata w Danii, gdzie na treningi i mecze jeździłem rowerem, a spotkania oglądało może z 50 osób, które do tego nie bardzo chyba wiedziały, co dzieje się na parkiecie. Różnicę zobaczyłem dopiero po kilku latach, gdy przeniosłem się do Bundesligi. Wcześniej jednak musiałem przetrwać różne sytuacje i jestem dumny z tego, co osiągnąłem. Mam też nadzieję, że moja kariera jeszcze trochę potrwa.
Czym byś się zajmował, gdybyś przerwał grę po roku-dwóch, tak jak się spodziewałeś?
Chciałem być trenerem. Moja mama była trenerem siatkówki, z kolei mój tata i dziadek to byli trenerzy koszykówki. Także ja będę chciał iść w ich ślady po zakończeniu gry.
Który z nich uczył się zatem rzutu? Czy może jeszcze ktoś inny pomagał ci na początku trafiać do kosza?
(śmiech) Uczył mnie tata, który w szkole średniej był naprawdę dobrym, graczem. Próbował mnie wszystkiego nauczyć, ale nawet teraz nie zawsze wychodzi to tak, jak powinno. Może potrzebne będą korepetycje (śmiech).
Co musicie jako zespół pokazać i zrobić w półfinałach, by wywalczyć awans do finału?
Dzisiaj nawet trochę o tym rozmawialiśmy. Na pewno fizyczność – Śląsk jest fizycznym, twardo grającym zespołem i musimy im w tym dorównać. Mają też utalentowanych graczy na obwodzie, na których musimy zwrócić uwagę. Jednak fizyczność i twardość będą moim zdaniem decydujące.
Rozmawiał Wojciech Malinowski
[/ihc-hide-content]