
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
W sezonie 2007/08 Polacy w PLK spędzali na parkiecie tylko 36,2% możliwych do wykorzystania minut, co jest najgorszym rezultatem od momentu posiadania szerokiej bazy statystyk, czyli od rozgrywek 2003/04. Można jednak zakładać, że był to pod tym względem najgorszy sezon w historii naszej ligi (patrząc na przepisy w poprzednich latach).
Wprowadzenie obowiązku przebywania na parkiecie jednego Polaka, a potem dwóch, sprawiło, że ten wskaźnik wyraźnie odbił się na ponad 50%. Szczyt tego był w sezonie 2011/12, w którym Polacy rozegrali aż 60,7% dostępnych minut.
Od sezonu 2019/20 zniknął jednak przepis mówiący o konieczności przebywania na parkiecie polskiego gracza. W życie weszły regulacje dotyczące składu, w którym musiało być minimum 7 Polaków (zespoły pucharowe dostały potem furtkę na model 6+6).
W pierwszym sezonie po zmianie, udział gry Polaków spadł o 6,2 punktów procentowych (z 52,6% na 46%), ale delikatnie poszedł w górę przed rokiem (46,5%).
To naturalna kolei rzeczy, która raczej nie martwiła. W tym sezonie jednak wskaźniki zleciały mocno w dół, bo Polacy otrzymują już tylko 42,6% dostępnych minut i jest to trzeci najgorszy wynik od rozgrywek 03/04.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Powodów jest kilka – przynajmniej kilku ważnych graczy z naszej ligi wyjechało i nie ma za bardzo kto wskoczyć w ich miejsce, czy chociażby fakt, że zespoły pucharowe mocniej zainwestowały w obcokrajowców i już teraz mają ich 6 w składzie.
Brakuje polskim zawodnikom jakości i brakuje im minut, żeby sobie tę jakość wypracować. Trochę to wygląda, jak taka nieskończona pętla, w której będziemy wracać do punktu wyjścia. Oczywiście kluby czasem popełniają wielkie błędy, stawiając na wcale nie lepszych zawodników zagranicznych, ale takich przypadków też nie jest aż tak dużo.

Drugi plan
Jeszcze raz, dla przypomnienia – obecny sezon jest trzecim najgorszym pod względem średniej minut spędzanych na parkiecie przez Polaków. Niestety, jeszcze gorzej jest jeśli chodzi o zdobywanie punktów, bo tutaj obcokrajowcy dominują jeszcze bardziej.
Zaledwie 35,8% punktów zdobywanych w PLK jest autorstwa zawodników z polskim paszportem. Gorzej było tylko w tym wspomniany już sezonie 2007/08 – 32,7%. Najlepsi w obecnym sezonie Polacy pod względem zdobyczy punktowych, Jarosław Zyskowski (średnio 13,2 punktu) i Jakub Schenk (13,1) zajmują dopiero 30. i 31. miejsce w klasyfikacji strzelców (uwzględnieni są ci, którzy odeszli w trakcie sezonu). W sumie, w top50 znajdziemy jedynie 10 polskich nazwisk.
Polacy w zespołach PLK odgrywają coraz to mniejsze role jeśli chodzi o zdobywanie punktów, ale też trzeba przyznać, że największe talenty ofensywne wyjechały albo się po prostu starzeją. Prym wiodą więc obcokrajowcy, ale to też nie oznacza, że Polacy stoją po rogach, bo już w klasyfikacji asyst, zbiórek, przechwytów czy bloków znajdziemy naszych reprezentantów w pierwszych dziesiątkach, albo nawet na czołowych miejscach.
„Kłopotem” jest zdobywanie punktów. Koszykówka nowoczesna premiuje zawodników grających 1 na 1, potrafiących samodzielnie wykreować sobie pozycję do rzutu, umiejących zrobić coś na koźle, albo wybitych strzelców – takich zawodników niestety mamy niewielu i póki się to nie zmieni, ciężko będzie o Polaków na czele klasyfikacji strzelców.
Jeśli odliczymy graczy, którzy z ligi odeszli (Watson, Lamb, Neal), to w pierwszej 10 będzie tylko dwóch wysokich – Stacy Davis i Dragan Apić, ale to jednak też gracze bardzo dobrzy w grze 1 na 1, tylko trochę w innym sektorze boiska, bliżej kosza. Polacy na tym polu, techniki w grze z piłką, troszkę odstają i to w tym elemencie musimy gonić świat przede wszystkim.
Przepis o jednym Polaku na parkiecie?
Już od jakiegoś czasu po sieci, a także w koszykarskich kuluarach, krąży temat powrotu do regulacji związanych z obowiązkiem przebywania jednego Polaka na parkiecie przez całe spotkanie. Na tę kwestię, przynajmniej moim zdaniem, można spojrzeć z dwóch perspektyw i wybrać tę, na której bardziej Ci zależy.
Z jednej strony mamy opcje pod tytułem „dobro kadry”. No i ciężko się nie zgodzić z opinią, że zwiększone minuty Polaków, a przede wszystkim gra Polaków w końcówkach meczów, pomoże kilku graczom wejść na wyższy poziom. Znajdziemy bez problemu sportowych beneficjentów przepisu o dwóch Polaków (tych tylko finansowych też, co jest akurat minusem), więc wiemy, że to w pewien sposób „działa”.
Druga perspektywa, to „poziom ligi”. Tak jak we wcześniejszych punktach pisałem, brakuje naszym graczom nieco jakości, by stanowić o sile zespołów w PLK. Nie jest to wytykanie komukolwiek winy, po prostu tak jest, że w niektórych zespołach piątką najlepszych zawodników jest piątka obcokrajowców i trudno jest mieć pretensje do trenerów, że w decydujących momentach rzucają na parkiet wszystko, co mają najlepsze.
Przepis regulujący pobyt kogokolwiek na parkiecie jest problemem dla trenerów i ogranicza ich swobodę – no też się z tym kłócić nie da. Jeśli nie grają najlepsi, to jest to w pewien sposób na niekorzyść poziomu ligi. Ambicje polskich zespołów jeśli chodzi o grę w Europie także rosną, więc rośnie zapotrzebowanie na dobrych graczy i tym samym na dobrych Polaków, których obecnie jest za mało.
Opinia
Jestem dużym przeciwnikiem przepisu o dwóch Polakach na parkiecie. Ten przepis wymagał od trenerów ogromnej gimnastyki przy konstrukcji składu i rotacji. Nie uważam, żeby ten przepis dał nam aż tak wielu dobrych polskich graczy, by oceniać go pozytywnie, patrząc przy tym na poziom rozgrywek, problemy klubów itd.
Natomiast, między dwóch, a jeden Polak na boisku, jest moim zdaniem ogromna różnica. Wielka. Jeden Polak na parkiecie sprawiłby, że niewiele by się zmieniło w rotacji trenerów, właściwie to głównie na końcu spotkań. I taką zmianę, mimo wyraźnego sprzeciwu wobec 2PL, jestem w stanie przełknąć i uznać, że rzeczywiście może to być większa korzyść dla „dobra kadry”, a mniejszy strata w „poziom ligi”.
Temat nie jest oczywiście taki płytki, bo dochodzą jeszcze sprawy finansowe, zagrywek agentów i tak dalej… Totalnie uproszczając do jednego zdania – mimo spadku liczb (o których powyżej) nie uważam, żeby nowe regulacje były konieczne, ale ten pomysł nie jest wcale taki zły i jego oponentem na pewno nie będę.
Grzegorz Szybieniecki
[/ihc-hide-content]