
Oto power ranking po czwartym miesiącu rozgrywek Energa Basket Ligi, stan na 1 lutego 2023!
16. (poprzednio 12.) Arriva Twarde Pierniki Toruń (4-13, od ostatniego notowania 1-4)
Miałem pokusę ustawić torunian nieco wyżej, ale jednak w ostatnim miesiącu zmarnowali swoją szansę, przegrywając bezpośredni mecz z być może drugim najsłabszym zespołem Energa Basket Ligi, czyli z GTK. Pierniki zmieniły nazwę (nowy duży sponsor), a także trenera. Francuz (cóż za pomysł!) Cedric Heitz wprowadził trochę porządku do zespołu, ale niestety chwilę po przełomowym zwycięstwie nad Arką musi się zmierzyć z dużym kryzysem wywołanym rejteradą najlepszego zawodnika zespołu Vasy Pušicy do Śląska Wrocław. Oj, trudno będzie torunianom się w tym wszystkim połapać. Dwie poważne zmiany w składzie (a na to się zanosi) w okolicach 20. kolejki to nigdy nie jest dobry znak dla zespołu walczącego o utrzymanie.
15. (poprzednio 15.) Tauron GTK Gliwice (6-12, od ostatniego notowania 2-3)
W ostatnim miesiącu GTK wygrało kluczowy mecz z Piernikami, a także zdołało ukraść kolejne sensacyjne zwycięstwo (w Słupsku), ale nadal ciężko uwierzyć, że dotychczasowe sześć zwycięstw dają bezpieczeństwo w tabeli. Być może rozgrywający E.J. Rowland dokona cudu i uruchomi pokłady życia w enigmatycznym Malachim Richardsonie, ale wciąż brakuje tu wiele do dobrej jakości tydzień po tygodniu.
14. (poprzednio 14.) Suzuki Arka Gdynia (7-11, od ostatniego notowania 2-3)
Nikt już nie pamięta chyba, że Arka zaczęła sezon od bilansu 4-1 i była – z nowym sponsorem, budżetem i trenerem – kandydatem do play-off. Teraz trzeba martwić się o utrzymanie, a kolejna kontuzja Jamesa Florence’a (miesiąc przerwy!) na pewno nie pomoże. Skład jest wciąż mocno dziurawy, a dobre wrażenie uratowały dwa mecze – gęste od emocji spotkanie z Anwilem Włocławek Przemysława Frasunkiewicza (oj, nie kochają się oni z trenerem Arki Krzysztofem Szubargą…) oraz wyrwane w czwartej kwarcie (33:13!) zwycięstwo nad MKS. Pięknie nie jest, ale przynajmniej siedem wygranych…
13. (poprzednio 16.) Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz (5-13, od ostatniego notowania 2-3)
…czym nie mogą się ciągle pochwalić w Bydgoszczy. Wygrane z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie (GTK, Pierniki) spowodowały, że w naszym rankingu Astoria ucieka z ostatniego miejsca, ale zagadek w dalszym ciągu jest wiele. Po pierwsze, czy Myke Henry może rzucać wiele punktów także w wygranych meczach? Odkąd przyszedł ma średnio 14,0 pkt. w zwycięstwach Astorii, a aż 19,6 na mecz w przegranych. Po drugie, czy można wygrywać mając w rotacji dwóch, w porywach trzech, polskich zawodników, z których tylko Daniel Szymkiewicz (właśnie on!) w zasadzie gra dobrze? Po trzecie, czy debiutujący poza Litwą w wieku 31 lat, „za niski na centra” Paulius Petrilevicius może być na stałe opoką podkoszową zespołu na poziomie Energa Basket Ligi? Zobaczymy już niedługo.
12. (poprzednio 11.) Polski Cukier Start Lublin (6-11, od ostatniego notowania 2-3)
Cukier w zasadzie jest bezbarwny i wciąż taki jest też niestety Start. W ostatnim miesiącu jedynym słodkim akcentem w tym zespole okazało się przyjście rzucającego Gabe’a DeVoe, który z miejsca stał się liderem zespołu i najlepszym kreatorem, a jednocześnie strzelcem. Strasznie dużo ról – czy się szybko tym nie zmęczy? Trener Artur Gronek przeżywa kolejną fazę swojej kariery, tym razem jest w niej miejsce na rezygnację z graczy, których sam ściągał do Lublina, nawet płacąc za nich innym klubom (Sherron Dorsey-Walker), albo znając ich z poprzedniego miejsca pracy (Kacper Młynarski). Słabo gra ściągnięty w trakcie sezonu Troy Barnies (można było to przewidzieć znając jego dokonania z kariery), więc lublinian – którzy pokonali w ostatnim miesiącu Astorię i GTK – czeka dylemat. Czy dogrywać kolejny sezon i pogodzić się z dalekim miejscem (a może nawet drżeć o utrzymanie), czy jednak spiąć się, wzmocnić jednym-dwoma zawodnikami i rzucić się na Puchar Polski (są gospodarzem) i szturmować play-off? Bezbarwnie będzie wybrać wersję 1.
11. (poprzednio 10.) MKS Dąbrowa Górnicza (8-10, od ostatniego notowania 3-2)
MKS zanurzał się w przeciętności, aż nagle niespodziewanie na przełomie 2022 i 2023 wygrał cztery mecze z rzędu (głównie z dołem tabeli) i był blisko bilansu 4-1 w ostatnich tygodniach. Zabrakło jednej dobrej kwarty w Gdyni i może jednak większego wsparcia od nowego rzucającego (na razie Gerry Blakes mocno zawodzi). MKS jest teoretycznie blisko play-off (w tej chwili o jedną wygraną od siódmego miejsca), ale nie można zapomnieć, że z 12 meczów do końca sezonu u siebie zagra tylko cztery.
10. (poprzednio 13.) Rawlplug Sokół Łańcut (6-12, od ostatniego notowania 2-3)
Trener Marek Łukomski nie tylko jest już oficjalnie najlepszym strażakiem w Energa Basket Lidze, ale także przestroił zespół z podrzeszowskiego miasta w postrach faworytów. Od połowy grudnia ofiarami Sokoła zostali trzej ostatni mistrzowie Polski (Śląsk, Stal, Anwil), a niewiele brakowało, żeby w rodzinnym mieście trenera padł także z jego ręki mocny King. Prosta gra z dobrze rozłożonymi rolami w zespole, niedoceniany środkowy Adam Kemp i wiara w zawodników, których się ma w zespole raz jeszcze okazały się dobrym pomysłem na kilka sensacji. Teraz jednak czeka Sokoła powrót do realiów, w których trzeba będzie skompletować kilka zwycięstw z zespołami ze zbliżonego poziomu, co może albo wykatapultować ekipę z Łańcuta do ósemki, jak i pogrążyć w walce o utrzymanie. Najbliższe mecze to m.in. konfrontacje z Piernikami, MKS, Startem, GTK i Astorią.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
9. (poprzednio 8.) Enea Zastal BC Zielona Góra (9-9, od ostatniego notowania 2-3)
Zastal wciąż nie wygrał z żadnym zespołem z pierwszej szóstki tabeli, ale w miarę regularnie ogrywa ekipy ze środka tabeli i słabsze. W styczniu wartościowe były wygrane z Anwilem i w Słupsku, co pozwoliło zachować szanse na play-off. Oby dobrej atmosfery nie zaburzyły gawędy trenera Olivera Vidina o przyjemności z grania bez konieczności zarabiania pieniędzy, bo mam dziwne wrażenie, że przyciągnęły one nad Zieloną Górę kilka krążących dotąd wysoko sępów. Jeśli porwą one choćby Alena Hadzibegovicia (plotki o przejściu do Śląska już są w obiegu), albo na przykład Przemysława Żołnierewicza (chętnych do przejęcia tego gracza od początku sezonu nie brakuje), to radość z solidnie grającego zespołu może trwać zbyt krótko.
8. (poprzednio 4.) Anwil Włocławek (9-9, od ostatniego notowania 1-4)
Włocławianie przeżyli zaskakującą zapaść, przegrywając pięć meczów z rzędu z zespołami mocnymi i słabymi. Nie da się tego wszystkiego zrzucić na kontuzje – najpierw Kamila Łączyńskiego, a później Lee Moore’a. Większy wpływ na mizerię zespołu miała chyba trwająca od dwa miesiące za długo próba obudzenia gracza w koszykarskim zombie, jakim okazał się Josh Bostic. Na szczęście dla włocławian, kupili oni sobie spokój – i ósme miejsce w moim rankingu – wygrywając ważny, wielki i głośny mecz w Hali Ludowej (pardon, Stulecia) we Wrocławiu. Teraz ciekawe będzie, jak trener-hazardzista Przemysław Frasunkiewicz poradzi sobie ze zbudowaniem zwartej ekipy z dwoma zawodnikami, którzy mogą zespół pociągnąć w górę lub w dół – środkowym Malikiem Williamsem i rzucającym Victorem Sandersem.
7. (poprzednio 2.) Trefl Sopot (13-5, od ostatniego notowania 3-2)
Trefla w ostatnim miesiącu nie dało się polubić. Trzy wygrane z zespołami z dołu tabeli (Pierniki, MKS, Start) nie zamazały słabego wrażenie ze spotkań z Czarnymi i Kingiem, a na dodatek ekipa Żana Tabaka najprawdopodobniej nie wejdzie jako jedyny polski zespół nawet do ósemki Ligi Północnoeuropejskiej. Wygląda na to, że prawdziwy (lepszy?) obraz tego zespołu poznamy dopiero, kiedy do gry wróci środkowy Wesley Gordon.
6. (poprzednio 9.) Grupa Sierleccy Czarni Słupsk (9-9, od ostatniego notowania 3-2)
Czarni mogliby być jeszcze wyżej w tym rankingu, gdyby nie niespodziewane porażki we własnej hali z GTK i Zastalem. Wyjazdowe zwycięstwa w Sopocie, Gdyni i Ostrowie były możliwe dzięki świetnej obronie, ale mimo straty w meczach z gliwiczanami i zielonogórzanami zaledwie 60 i 66 punktów, ekipa trenera Mantasa Cesnauskisa nie mogła wygrać. W Gryfii ma jeszcze do zagrania aż osiem meczów, ale do tej pory ma w tej słynnej, gorącej hali niepokojący bilans 3-4. To był świetny miesiąc rzucającego Brae Iveya, który na takim poziomie jeszcze nigdy w karierze nie grał, ale wciąż w zespole ze Słupska jest zbyt dużo zawodników do obudzenia, żeby poważnie myśleć o powtórce wyniku z poprzedniego sezonu. Mowa tu nie tylko o obcokrajowcach (Shevon Coleman, De’Quon Lake), ale także choćby o Pawle Leończyku.
5. (poprzednio 3.) Legia Warszawa (10-8, od ostatniego notowania 3-2)
Legii udało się znaleźć kupca na rozgrywającego Raya McCalluma, którego trener Wojciech Kamiński ściągnął tuż przed sezonem, ale nie obdarzył miłością czystą. Rozwiązało to problem finansowy i kadrowy, ale pełni szczęścia nie dało, bo niespodziewanie Legii odmówił powrotu bohater poprzedniego sezonu Robert Johnson. Ciekawe, czy to będzie moment przełomowy tych rozgrywek, bo nowego Johnsona niewątpliwie Legii nie udało się na razie znaleźć. Nie jest nim na pewno nowy rozgrywający Kyle Vinales, choć dwa pierwsze mecze miał niezłe. Co z tego, skoro przegrane (we Wrocławiu i Stargardzie). Wojskowi mają jeszcze do dyspozycji dwa miejsca dla zawodników zagranicznych i należy przypuszczać, że dalsze ruchy kadrowe nastąpią już niedługo.
4. (poprzednio 1.) Śląsk Wrocław (15-3, od ostatniego notowania 2-3)
Siódmy zespół w Energa Basket Lidze, który w ostatnich pięciu meczach miał bilans 2-3. Dodatkowo – bilans 3-2 w tym samym czasie miały cztery zespoły. Czyli łącznie blisko 50 procent wygranych w miesiącu miało 11 z 16 ekip Energa Basket Ligi – tak bardzo wyrównana jest nasza liga. Kto by się jednak spodziewał jeszcze niedawno, że w gronie średniaków wyląduje właśnie mistrz Polski? Jednak styczeń był bardzo słaby dla ekipy trenera Andreja Urlepa. Wieczna walka z kontuzjami i chorobami nie pomogła, ale kilka występów w EuroPucharze, a także w Energa Basket Lidze było poniżej wrocławskiej klasy. Porażki w Łańcucie i Stargardzie oraz u siebie z Anwilem spowodowały, że zaczęto myśleć o kolejnej rewolucji w składzie. Czy ona się uda, zobaczymy. W każdym razie w nowym roku mistrz już nie wygląda na niedotykalnego i dlatego w moim rankingu spada aż na czwarte miejsce.
3. (poprzednio 7.) PGE Spójnia Stargard (11-7, od ostatniego notowania 5-0)
Rewelacyjny miesiąc Spójni, która duże nieszczęście (koniec sezonu po kontuzji Krzysztofa Sulimy) przekuła szybko w wielkie szczęście. Przyjście byłego zawodnika Euroligi Ajdina Penavy nie tylko poprawiło rotację, obronę i wszechstronność w ataku, ale jeszcze dodatkowo w cudowny sposób zmobilizowało Brody’ego Clarke’a, który nagle stał się jednym z najlepszych silnych skrzydłowych ligi. Genialne mecze gra także maleńki rozgrywający Courtney Fortson, a spokój trenera Sebastiana Machowskiego po raz kolejny czyni cuda. W tym miesiącu był komplet wygranych, w tym efektowne łupy we własnej hali w meczach z mistrzem i wicemistrzem poprzedniego sezonu. Ciekawe, co dalej.
2. (poprzednio 6.) King Szczecin (12-6, od ostatniego notowania 4-1)
Do perfekcyjnego miesiąca zabrakło Kingowi wygranej dogrywki w Ostrowie Wielkopolskim, stąd w moim rankingu są na drugim miejscu, za Stalą właśnie. Oprócz pewnych wygranych z zespołami z Trójmiasta, King w styczniu pokonał także z dużym szczęściem Zastal w Zielonej Górze (akcja 3+1) i Sokoła u siebie (rzut w ostatniej sekundzie). Ale takie mecze właśnie trzeba umieć wygrywać. W najbliższej kolejce superciekawa konfrontacja Kinga we Wrocławiu, która może potwierdzić, że szczecinianie są mocni jak nigdy. Albo raczej „mocni jak w lidze regionalnej”, bo w Lidze Północnoeuropejskiej nie przegrali żadnego z sześciu meczów, pokonując m.in. Stal i Trefla.
1. (poprzednio 5.) BM Stal Ostrów Wlkp. (13-5, od ostatniego notowania 4-1)
Raz jeszcze – dogrywka w meczu Stali z Kingiem przesądza o pierwszym miejscu w tym rankingu, ale nie może być inaczej. Stal wreszcie w pełnym składzie może się podobać. Wygrała przecież w nowym roku już także z Legią (i to w jakim stylu!) oraz z Anwilem. Jedyną porażkę ponieśli ostrowianie w spotkaniu z Czarnymi, ale to wciąż był doskonały miesiąc. Co ciekawe, Stal kompletnie odeszła od wygrywania meczów rzutami za trzy punkty – w czterech ostatnich spotkaniach trafili tylko 25 trójek, rzucając średnio tylko 26 razy zza łuku na mecz. Na pewno jest to zespół do oglądania, a zagadką pozostaje, czy jeszcze zostanie uzupełniony o jednego zawodnika. Trener Andrzej Urban na razie cały czas mówi, że nie jest on potrzebny, ale do zamknięcia okienka transferowego zostało jeszcze 50 dni.
[/ihc-hide-content]
Adam Romański, Polsat Sport