A więc zaczynamy. Power ranking po pierwszym miesiącu rozgrywek Energa Basket Ligi, stan na 18 października 2022!
16. Rawlplug Sokół Łańcut (0-4)
Nowy zespół w lidze przeżywa zawsze trudne chwile, ale w Łańcucie mieli dodatkowo trudne zadanie. Niby na początek cztery mecze u siebie, ale wszystkie z zespołami z pierwszej ósemki poprzedniego sezonu. Dodatkowo, w ostatnich latach nowe zespoły racjonalnie albo pozostawiały na stanowisku trenera, który wywalczył awans, albo sięgały po trenerów doświadczonych w PLK. W Sokole zrobiono inaczej. Trenera Dariusza Kaszowskiego nie ma, a zastąpił go trener, który nigdy zespołu w ekstraklasie nie prowadził. Na dodatek co najmniej dwóch na czterech zawodników zagranicznych raczej się na poziom Energa Basket Ligi nie nadaje. W sumie: będzie ciężko.
15. Twarde Pierniki Toruń (0-4)
Rok temu zaliczyłem wpadkę przewidując spadek torunian w przedsezonowym występie w #StudioBasket, ale dzisiaj myślę, że może to było tylko zakrzywienie czasoprzestrzeni? To oczywiście żart, ale gra Twardych Pierników na razie też wygląda mało poważnie. Jeden z najmłodszych trenerów w lidze Milos Mitrović zdaje się być niespodziewanie wyjęty jakby żywcem z realiów koszykówki lat 90. Zbudował zespół, który nie działa, więc zrzuca winę na zawodników, których wybrał. Rozgrywającego Jordana Burnsa już nie ma, kto następny? Torunianie zagrali cztery mecze u siebie i nie wygrali żadnego. Ciekaw jestem reakcji klubu na ten kryzys, tym bardziej, że w klubie i mieście nie brak ludzi doświadczonych, także na boisku.
14. Enea Zastal BC Zielona Góra (1-3)
Zielonogórzanie w końcu wygrali w czwartej kolejce i to w dobrym stylu (w Toruniu). Mają według mnie spory potencjał rozwojowy i jeśli wystarczy wszystkim cierpliwości, nie będzie nerwowych ruchów i szastania pieniędzmi, wiosną powinni powalczyć o play-off. Zresztą, chciałbym Zastal w tym sezonie tylko chwalić, bo wreszcie skala oszczędności na składzie jest taka, jaka powinna być pięć lat temu. Mam nadzieję, że przyniesie to skutki. Zwłaszcza długofalowe.
13. King Szczecin (2-2)
Jestem wielkim fanem osobowości i fachowości Arkadiusza Miłoszewskiego, którego znam mniej więcej od 32 lat, ale – wybaczcie! – jego zespół na razie wygląda fatalnie. Miałem ochotę go postawić nawet niżej niż Zastal, ale po wygranej w bezpośrednim meczu nie wypada. Patrząc na grę Kinga nie widać, żeby szło to w dobrą stronę, a zawodnicy nie są przypadkowi. OK, uznaję, że jeszcze w listopadzie będzie to skład w budowie (kontuzja Kacpra Borowskiego, dojście Mateusza Kostrzewskiego i Terry’ego Hendersona), ale w sumie dlaczego tak się dzieje? Przy tych zasobach wszystko powinno działać jak w zegarku. Na plus Andy Mazurczak i Phil Fayne, ale na wielki minus na razie Filip Matczak. Dla mnie to będzie barometr tego zespołu. Jeśli Matczak wróci na poziom 15 punktów na mecz i 50 procent skuteczności z gry, King powinien hulać. Na razie ma odpowiednio 8 pkt. i 29 procent.
12. Tauron GTK Gliwice (2-2)
Szokujący zespół. Patrząc na ich grę, nie powinien wygrać nic. Dużo frustracji, fatalne decyzje boiskowe, słaba skuteczność, wąski skład. A jednak wygrali ze Startem i Spójnią, które mam w rankingu dużo wyżej. Cały ten zespół jest jak rzuty Troya Franklina – nonsensowne, wbrew wszelkim regułom, przez ręce, koledzy i trener ukrywają twarz w dłoniach – a jednak wpada! Wyniki wpadają głównie dzięki obronie i kontroli nad grą, którą sprawuje Maros Kovacik. Jednak na dłuższą metę to nie powinno być skuteczne. Zobaczymy, jak wpłynie na grę dojście 39-letniego E.J. Rowlanda, który już w pierwszym meczu z Treflem wypadł nieźle. Oczywiście, w teorii taki transfer nie może zadziałać. Ale pamiętajmy, że w Gliwicach działa „prawo rzutu Troya Franklina”.
11. MKS Dąbrowa Górnicza (1-2)
Trudno ocenić zespół Jacka Winnickiego, bo grał dwa trudne wyjazdy po tym, jak wygrał łatwo z GTK. Nie jestem wrogiem koncepcji „Polacy stoją w rogu, grają gwiazdy z zagranicy”, ale wypada ją zauważyć. W MKS z rodzimych graczy najwięcej do tej pory punktów zdobył Michał Sitnik – siedem, a przecież nawet nie zagrał w trzecim spotkaniu. Najlepiej z „naszych” wyglądał kompletny debiutant Patryk Wilk, o którym chyba mało kto myślał niedawno w kontekście Energa Basket Ligi. Brawa więc dla dąbrowian, że znaleźli pięciu dobrych zawodników zagranicznych, których ogląda się z zaciekawieniem. Zobaczymy dokąd to MKS zaprowadzi.
10. Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz (1-3)
Miejsce absolutnie na zachętę, dzięki wrażeniom optycznym z trzech pierwszych meczów. Wygrana po dogrywce z Anwilem była godna, ale i porażek w Lublinie i Stargardzie nie ma się co wstydzić. Zespół jest zdecydowanie „do pracy”, zwłaszcza jeśli chodzi o indywidualny postęp zawodników, co dotyczy nie tylko Polaków, ale – może nawet zwłaszcza – obcokrajowców. Są w Bydgoszczy doświadczeni trenerzy-asystenci, którzy ten proces indywidualnych postępów powinni dobrze poprowadzić. Dotyczy to zwłaszcza rozgrywającego Mike’a Smitha, który debiutuje w Europie i to widać. Chcę więcej 19-letniego środkowego Piotra Wińkowskiego na boisku i wierzę, że trener Marek Popiołek chce tego samego.
9. PGE Spójnia Stargard (2-2)
Sam nie wierzę, że tak nisko daję zespół, który wygrał z Legią, ale nie mogę sprzed oczu wygonić tragicznego meczu z GTK i to obniża ocenę Spójni dramatycznie. Podobnie zresztą, jak klęska we Wrocławiu. W Stargardzie muszą się zdecydować, czy wybierają drogę pracy z zespołem, który wybrali, czy też zmieniają, bo potencjał klubu wydaje się wyższy niż to, co na razie widzimy zwłaszcza od Isiaha Browna (niechętnie podający rozgrywający bez rzutu za trzy) czy Jordana Mathewsa (nogi nie niosą, oj, nie niosą). Mądry trener Sebastian Machowski będzie wiedział, co przyniesie więcej efektów. Miałem nadzieję na porywający, efektowny zespół Spójni w tym sezonie, a na razie skończyło się pełną szoku ciszą w hali w Stargardzie po meczu z gliwiczanami.
8. Polski Cukier Start Lublin (2-2)
Nie ma to jak w Lublinie! Taki wniosek można wyciągnąć z meczów Startu, który solidnie lub świetnie wypadł u siebie (z Astorią i Treflem), a dramatycznie słabo na wyjazdach w Gliwicach i Gdyni. Wrzucenie do składu klasowego rozgrywającego dopiero w trakcie sezonu i przyjazd trenera, który ma mnóstwo pomysłów i wymaga wielkiej uwagi od graczy, na trzy dni przed pierwszym meczem, to oczywiście czynniki tłumaczące po części to, co się na razie dzieje. Start ma skład bardzo mocny i ja osobiście czekam na listopadową przerwę, żeby po niej zobaczyć dopiero zespół, który został zbudowany, a nie tylko częściowo sklejony.
7. Suzuki Arka Gdynia (2-1)
Pierwsza szóstka ligi (poniżej) to grupa mistrzowska, a od szesnastego do siódmego miejsca mamy zespoły aspirujące do wysokich miejsc, które zapewne będą walczyć o play-off. Liderem wśród nich dla mnie na razie jest zespół w Gdyni, który nie dość, że ma całkiem bogaty skład, to jeszcze potrafił wygrać dwa trudne mecze dość spokojnie (w Toruniu i ze Startem) oraz niemalże wyrwać trzeci (w Słupsku). Brawo dla trenera-debiutanta Krzysztofa Szubargi za ten początek sezonu. Jestem ciekaw, jak to będzie wyglądać dalej. Szkoda tylko, że w tym obszernym zestawie zawodników na pozycji rzucającego zabrakło na razie minut dla mojego kandydata do reprezentacji Polski Kacpra Marchewki.
6. Grupa Sierleccy Czarni Słupsk (3-1)
Rewelacja poprzedniego sezonu w sumie i w tym ma wyniki rewelacyjne, jak na to, jak wygląda na boisku i jakie problemy wykazały mecze w FIBA Europe Cup, w tym niestety porażka z mistrzem Holandii. Czarni nie mieli szans ze Stalą (ale kto miał?), a wygrane w Zielonej Górze i Łańcucie są dość cenne. Moje podstawowe wrażenie w tym sezonie jest takie, że Diante Watkins nie potrafi prowadzić drużyny w ten sposób, że wszyscy dookoła grają lepiej, w związku z czym wszyscy dookoła wyglądają słabiej niż powinni. Jedynym wyjątkiem jest drugi rozgrywający Zach Bryant, a to z dwóch powodów: bo gra często kiedy Watkinsa nie ma na boisku, a także bo sobie bierze piłkę i robi co chce. Ciekaw jestem, jak trener Mantas Cesnauskis będzie w stanie rozwiązać ten problem dynamiki wewnątrz zespołu. A może wcale nie trzeba go rozwiązywać, skoro bilans jest 3-1?
5. Trefl Sopot (4-1)
Trochę niewytłumaczalna porażka w Lublinie różnicą 21 punktów powoduje, że drużynę Żana Tabaka mam dzisiaj w rankingu nieco niżej niż widziałem ją przed sezonem. Podobnie jak w przypadku Czarnych, wszystkie wygrane były z zespołami, które na razie wyglądają, jakby miały grać o miejsca poniżej dziesiątego (Pierniki, MKS, Astoria, GTK), więc prawdziwe testy jeszcze przed sopocianami. Skład Trefla zgodnie z przewidywaniami jest ciekawy, ambitny i dobrze wyważony między doświadczeniem a możliwościami postępu. Pozostaje tylko czekać na mecze z zespołami z topu.
4. Anwil Włocławek (2-3)
Tabela wskazuje Anwil na dalekim miejscu, ale ten ranking to nie tabela, więc „test oka” i subiektywne spojrzenie dały mi taki właśnie efekt w ocenie włocławian – czwarte miejsce. Jakości w tym zespole nie brakuje, aczkolwiek mam wrażenie, że ciągłe przypominanie o kontuzjach niskich skrzydłowych (oczywiście bolesnych dla klubu), odwraca uwagę od słabości, które z tym mają mniej wspólnego. Czyli np. od nieidealnych decyzji boiskowych Phila Greene’a i Josha Bostica (może przyjdą z czasem…) oraz kompletnego braku produkcji rezerwowych na pozycjach 2 i 5. Porażki z topowymi zespołami (Śląsk, Legia) były po walce, dogrywka w Bydgoszczy też tragedią nie jest. Na teraz widzę Anwil w czołówce, ale głównie dlatego, że zespoły, które klasyfikuję niżej (czyli powyżej tego wpisu), nic czołówkowego na razie nie pokazały.
3. Legia Warszawa (2-2)
Uratowali pozycję w rankingu wygrywając z Anwilem, ale wcześniejsze występy mogły niepokoić. Osobiście nie jestem jakoś specjalnie rozczarowany postawą Geoffreya Groselle’a, bo to zawodnik, który potrzebuje specyficznej gry swoich towarzyszy, a przy rządzących piłką kolegach z Detroit (Ray McCallum i Devyn Marble) może być o to ciężko. Kiedy do formy dojdzie Łukasz Koszarek, być może będzie inaczej. Większym problemem jest na pewno kontuzja Travisa Lesliego, który nie zagra przez miesiąc, a był arcyważny na obwodzie. Ponieważ obawiałem się, że McCallum będzie grał znacznie słabiej, uważam, że Legia jest w dobrym miejscu. Wpadkę ze Spójnią chyba można potraktować jako przypadek odosobniony, choć oczywiście sprawdzimy to w następnych kolejkach.
2. Śląsk Wrocław (4-0)
Mnóstwo pracy wykonał w lidze zespół z Wrocławia, żeby sobie zapewnić spokojne kilka miesięcy. Pokonanie na wyjazdach drugiego i trzeciego zespołu poprzedniego sezonu to spore osiągnięcia. Gdyby nie wpadka w Superpucharze, to byłby zespół numer jeden w Polsce. A to wszystko mimo licznych kontuzji, zwłaszcza brak Ivana Ramljaka i Szymona Tomczaka jest odczuwalny. Brawo dla Łukasza Kolendy za wejście na kolejny etap kariery, w którym możemy liczyć na dominację w co drugim meczu i co najmniej solidność w każdym. Całkiem dobrze, jak na 23-latka. Swoje role moim zdaniem spełniają w tej drużynie Jeremiah Martin i Artiom Parachowski, ale brak co najmniej jeszcze jednego zawodnika zagranicznego z wysokiej półki na razie powoduje kłopoty w EuroPucharze i może w którymś momencie ligowej walki dać się odczuć. Zobaczymy, co klub z tym zrobi, bo „Czekanie na Bibbsa” zaczyna już przybierać rozmiary dzieła dramatycznego. Tyle że raczej tej sztuki się na deski nie wystawi.
1. BM Stal Ostrów Wlkp. (4-0)
Nie można postawić na czele rankingu innego zespołu. Wygrali wszystko, byli przekonywujący, a przecież dodatkowo drugi niepokonany w lidze zespół zwyciężyli w Superpucharze. Gratulacje dla trenera-debiutanta Andrzeja Urbana, najmłodszego w lidze i niemającego absolutnie żadnego doświadczenia jako pierwszy trener, który do tego poprowadził zespół skonstruowany w dużym stopniu z nowych w Polsce zawodników. Jego zespół wygląda na pewny swego i wiedzący, co chce osiągnąć. Oczywiście, okoliczności i zawodnicy Stali przetestują trenera dopiero kiedy zaczną się kryzysy, bo prowadzić zwyciężającą drużynę potrafi praktycznie każdy mądry trener. Ale przegrywanie dopiero (być może) przed ostrowianami. Na razie świetnie zostały zamaskowane, a może nawet przekute na atuty, brak „prawdziwego rozgrywającego” i „prawdziwego środkowego”, a o kontuzji Mateusza Zębskiego musimy sobie specjalnie przypominać, bo jego braku kompletnie nie widać. Czekamy na mecze z czołówką!
Adam Romański, Polsat Sport