Robert Skibniewski: Chłopaki, badajcie się! [WYWIAD]

Robert Skibniewski: Chłopaki, badajcie się! [WYWIAD]

(...) Zresztą sama słyszysz, że w tym momencie się rozklejam i trudno jest mi na ten temat rozmawiać. Nadal jest to dla mnie ciężkie - mówi z trudem Robert Skibniewski, który otworzył się na temat nowotworu, chcąc uświadomić, jak ważne są rutynowe badania.
fot. Oliwia Koszela, Weegree AZS Politechnika Opolska; na zdjęciu Robert Skibniewski

Pamela Wrona, Polski Kosz: Jako sześciolatek pierwszym marzeniem było zostanie trenerem, a nie koszykarzem. Rozmawialiśmy ostatnio, gdy jeszcze grałeś. Od tego czasu zmieniło się…

Robert Skibniewski, trener Weegree AZS Politechniki Opolskiej:
Nic się nie zmieniło, bo dalej chcę to robić. Ale tak, udało się, bo oficjalnie zostałem trenerem i bardzo podoba mi się ta praca, do hali przychodzę z uśmiechem na twarzy.

Jakie są twoje pierwsze odczucia?

Pierwsze odczucia jak najbardziej są pozytywne. Pierwsza strona to wykonana praca, natomiast druga to odnajdowanie się w tych realiach, szczególnie kiedy pojawiają się przegrane mecze lub coś nie układa się po twojej myśli – tego trzeba się nauczyć, jak sobie z tym radzić.

Jest tak, jak to sobie wyobrażałeś, czy jednak coś nie spełniło twoich oczekiwań?

Nieustannie szkolę się pod względem merytorycznym, jeśli chodzi o koszykówkę. Tutaj nigdy nie będzie końca, bo koszykówka cały czas się rozwija, wchodzą nowe trendy. I te rzeczy, które działały kiedyś, niekoniecznie muszą sprawdzać się w obecnych czasach.

Myślę jednak, że ważniejszą rzeczą jest zarządzanie grupą ludzi, otoczenie się właściwymi osobami – mówię o zawodnikach oraz sztabie szkoleniowym. Tak, abyśmy mieli jeden wspólny cel, abyśmy wierzyli i robili wszystko, by go osiągnąć. Nie chodzi o to, żeby cały czas się we wszystkim zgadzać, ale chodzi o to, aby różne pomysły i spostrzeżenia się spotkały, musi dojść do burzy mózgów, należy dzielić się wrażeniami i refleksjami, próbując znaleźć wspólne rozwiązanie.

Pierwszy raz pracowałem jako trener w I lidze, całe życie wychowywałem się na warunkach ekstraklasowych i pewne rzeczy są zupełnie inne.

Co masz konkretnie na myśli?

Jest inne podejście graczy, inny sposób myślenia. Zadaniem moim i całego sztabu szkoleniowego jest znalezienie odpowiedniego dojścia do danego charakteru, bo każdy z zawodników jest inny.

Inaczej oznacza ciężej?

Czy ciężej? Chyba tak bym tego nie określił, po prostu trzeba bardziej kombinować, wprowadzać inne rozwiązania. Zmierzam do tego, że I liga jest bardzo specyficznym, hermetycznym środowiskiem. Teraz trochę się otworzyła po wprowadzeniu przepisu o obcokrajowcu i graczu U-23, bo wybór zawodników jest większy, aczkolwiek wciąż jest mały. Ci gracze prędzej czy później znajdą pracę. Pytanie tylko, w jakim klubie, na jakich warunkach. Nie będzie tak, że zawodnik pozostanie bez klubu. On go znajdzie. Pewność siebie działa w inny sposób, koszykarze mówią, że jak ktoś go nie chce w jednym miejscu, to pójdzie gdzieś indziej.

W ekstraklasie jest więcej pokory. Jeżeli graczowi zależy na reprezentowaniu danego klubu, to dogada się z trenerem bez względu na konstrukcję kontraktu. To realia, z którymi musiałem się zmierzyć, bo w I lidze nie możesz pozwolić sobie na przykład na wymianę zawodnika w sytuacji, kiedy cię nie słucha, nie wykonuje poleceń lub gra słabo. Na wyższym poziomie jest to bardziej na porządku dziennym. Nie ma komfortu pracy dla trenera, zatem trzeba nauczyć się docierać do zawodnika i pracować tak, by przekonać go do swojej wizji albo go jej nauczyć lub dopasować się do niego i dokonać wyboru – albo trener obniży swoje oczekiwania, standardy i się podporządkuje, albo będzie tak długo pracował nad graczem, walczył i przekonywał go do swojej filozofii aż przyniesie to jakiś efekt.

Wydaje mi się, że koszykówka – zwłaszcza z pozycji debiutującego trenera – to metoda prób i błędów.

Zdecydowanie. Z drugiej strony, jeżeli ktoś marzy o pracy trenera, może obejrzeć wszystkie kliniki, jeździć na wszystkie kursy, posiąść całą wiedzę merytoryczną na temat koszykówki, ale i tak praktyka, czy wejście w ten świat i zostanie szkoleniowcem zweryfikuje jego myślenie i wizję na temat koszykówki, filozofii w danym zespole. Na poziomie I ligi możemy grać to samo co większość drużyn, te same zagrywki, ten sam system ofensywny i defensywny, ale znowu dochodzimy do kwestii wyboru. Ja jako trener mogę podążać tym śladem, że zawodnicy będą czuli się w tym komfortowo. Albo mogę ich rozwijać, nauczać nowych rzeczy, pokazywać nowe trendy i liczyć się z tym, że na początku może być to trudne.

Jestem ambitnym człowiekiem i na początku swojej kariery trenerskiej nie chciałbym iść tą drogą, tego komfortu, nie chciałbym być jak większość. Lubię iść pod górkę, lubię ryzykować. Powtarzam to moim graczom: jedna rzecz to wygrać, a druga to się rozwijać. Ważne jest, aby uczyć się nowych rzeczy. Być może któryś z nich trafi do lepszego zespołu oraz trenera i będzie już obudowany wiedzą. Z tyłu głowy mam cały czas myśl, aby rozwijać swoich zawodników i nie stać w miejscu.

Jako koszykarz miałeś ponad trzydziestu trenerów – to z pewnością kształtowało cię jako przyszłego trenera. Mogłeś jednocześnie korzystać z doświadczenia jako zawodnik, co pokazało, jakim szkoleniowcem chciałbyś być, a jakim nie.

Nie toleruję kłamstw i chamstwa, za to dużo stawiam na dobre relacje między trenerem a zawodnikami, tak aby tworzyć prawdziwą drużynę. To następna rzecz, która została u mnie zweryfikowana. Chciałem budować takie relacje z graczami i przekonałem się, że wystarczy jedno potknięcie, by wszystko przekreślić i być spalonym. Być może to brutalne stwierdzenie, ale tak jest. Budujesz coś, pniesz się w górę, robisz krok za krokiem, popełniasz jeden błąd i spadasz w dół, zaczynając od początku. To nie jest łatwe.

To jest właśnie zarządzanie ludźmi, współpraca w grupie. Ale będę dalej trzymał się swoich zasad, bo wierzę w to i wiem, że to działa. Aczkolwiek znów wracamy do pokory, etyki pracy i rozumienia pewnych rzeczy przez graczy. Na poziomie I ligi nie zawsze to się sprawdza, są zakodowane pewne wzorce, nawyki i w pewnych aspektach nie jest łatwo się obracać. Na przykład nie wszyscy są przyzwyczajeni do tego, że nie są opierdzielani na każdym kroku, nie są rugani, tłamszeni. W takiej sytuacji zawodnicy myślą co jest grane. Ja traktuję ich jak dorosłych ludzi, podaję im narzędzia, pokazuję rozwiązania i z tego później będę rozliczał. Ale tak jak wspomniałem, nie wszyscy są przyzwyczajeni do takiej współpracy i ja też, jako młody trener w nowych realiach muszę wszystko wypracować na nowo i wyciągnąć wnioski z minionego sezonu, by były jeszcze lepsze efekty.

Jeśli trener miałby wystawić sobie ocenę za poprzedni sezon, to jaka by ona była?

W skali od 1 do 100 – 70 (śmiech). Szczerze? Nie wiem. Nie jestem zadowolony z tego sezonu. Oczekiwania były większe. Narzuciłem na siebie i na zespół presję powtórzenia wyniku z poprzedniego sezonu, kiedy Weegree AZS Politechnika Opolska zajęła czwarte miejsce i walczyła o medal. Natomiast wiem, że było trudniej, choćby ze względu na nowe przepisy. My od początku założyliśmy, że ustalony cel spróbujemy osiągnąć bez pomocy obcokrajowca, polskim składem. Był to mój pierwszy rok na zapleczu ekstraklasy, więc pewne rzeczy wyobrażałem sobie inaczej.

Najważniejsze było dla mnie to, że zawodnicy przychodzili na treningi, chcieli grać, trenować i próbowali realizować zaproponowane przeze mnie założenia. W Opolu mam bardzo dobre warunki do pracy i nie mogłem narzekać. Ważne było dla mnie to, że zawodnicy spędzali ze sobą czas również poza halą i dogadywali się. Na parkiecie wyglądało to różnie, ale to już moja odpowiedzialność.

„W zespole nie mogą grać najlepsi, ale Ci najbardziej właściwi” – te słowa przytoczyłeś jako cytat szkoleniowca, który najbardziej zapamiętałeś ze swojej przygody z koszykówką. Zatem, czego spodziewać się po Weegree AZS Politechnice Opolskiej w sezonie 2023/24?

W poprzednim sezonie mieliśmy dwie twarze: pierwsza runda i druga runda, choć nie od początku. W pierwszej graliśmy inaczej, nie było kreowanego lidera na siłę, każdy gracz był aktywny, miał piłkę w rękach i miał tylko podjąć właściwą decyzję. Na tym bazowaliśmy w ataku. Broniliśmy dobrze, atak na początku nie wyglądał najlepiej. Wydaje mi się, że dla niektórych były to nowe rzeczy, graliśmy bez Adama Kaczmarzyka i kilku graczy jak Michał Kroczak (wcześniej dwa lata przesiedział na ławce), Hubert Pabian, Michał Jodłowski, Jakub Kobel czy Marcin Kowalczyk otrzymali większe role. Kamil Białachowski był pierwszy rok w I lidze, Mikołaj Ratajczak po dwóch latach przerwy w wyniku kontuzji wrócił na parkiet.

Myślę, że mimo wszystko ten sezon coś im dał. Ale wracając do naszych dwóch twarzy, w drugiej rundzie, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że gorzej radzimy sobie na wyjazdach, poniekąd zmieniłem styl grania – bardziej wymuszałem grę pod doświadczonych graczy – Artura Mielczarka, Adama Kaczmarzyka i Huberta Pabiana, abyśmy grali lepiej poza własną halą. Przygotowania do meczów wyjazdowych i domowych były takie same, więc nie było żadnych zmian. To, że kreowaliśmy Artura, Adama i Huberta spowodowało, że inni zawodnicy lekko się schowali, a nasza gra wyglądała inaczej. Mnie bardziej podobało się, jak graliśmy w pierwszej rundzie.

Po sezonie, gdy wszystko spokojnie przeanalizowałem, skonsultowałem z prezesem i sztabem szkoleniowym, doszliśmy do podobnych wniosków. Nie chciałbym w kolejnym sezonie sztucznie kreować liderów. Chciałbym, aby lider sam się wykreował poprzez działania, treningi i dobre granie. Kiedyś grało się tak, że rozgrywający kozłował piłkę przez 20 sekund i grał pick and roll z wysokim, a reszta stała porozstawiana po rogach czekając na odrzucenie. Ja preferuję inny styl. Chcę, aby każdy był aktywny, miał coś do powiedzenia, miał swoje „pięć sekund” na parkiecie i mógł w każdym meczu się otworzyć. Żeby przeciwnik nie przygotowywał się pod Adama Kaczmarzyka czy Artura Mielczarka. Tak budujemy ten skład teraz.

Wtedy jest się bardziej przewidywalnym, prawda?

Tak jest. Posypuję głowę popiołem, ale muszę też podjąć jakieś ryzyko. Przez 3/4 sezonu mecze na wyjeździe nam nie wychodziły, więc musiałem podjąć jakieś działania, pod doświadczonych graczy, którzy I ligę mieli w jednym palcu. Uwierzyłem, że to przyniesie pozytywny skutek… ale nie przyniosło (śmiech).

Powiedziałeś, że od początku założyliście, że w Opolu nie będzie zagranicznego zawodnika. Czy to się zmieni?

Tak, myślimy o tym. Szukamy takiego gracza, mam zielone światło od prezesa na sprowadzenie obcokrajowca do Opola.

Myślę, że może być to odpowiedni moment, by przyznać, że w poprzednim sezonie poza parkietem miałeś swoje osobiste trudne wyzwanie. Był to czas, kiedy nie zawsze byłeś obecny, kiedy są sprawy ważniejsze od koszykówki.

Może od początku… Ta historia trwa już trzy lata i dotychczas ją ukrywałem. Po kilku spotkaniach z psychologiem uznaliśmy, że to nie ma celu, jest pozbawione sensu, a będę się tylko niepotrzebnie katował. Cieszę się, że o to pytasz, bo sądzę, że warto pewne rzeczy nareszcie wyjaśnić.

Wszystko zaczęło się w Lesznie, gdy trafiłem do I ligi jako zawodnik. Zdiagnozowano u mnie nowotwór jądra. Musiałem poddać się operacji i zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Nie mogłem skupić się na graniu, musiałem z tym skończyć. Z drugiej strony, łatwiej było mi podjąć decyzję, bo chciałem spróbować swoich sił jako trener. Zacząłem trenować grupy młodzieżowe we Wrocławiu. Prezes klubu MKS MOS, Krzysztof Dubiel powiedział żebym nie zamykał się w domu i nie uciekał od koszykówki, więc to będzie dobry moment, by jeszcze raz mu podziękować.

Po pół roku pracy otrzymałem ofertę jako asystent w MKS Dąbrowie Górniczej od trenera Alessandro Magro. Trener okazał się nie tylko wybitnym fachowcem, ale jeszcze lepszym człowiekiem. Kiedy następnie zadzwonił telefon z Polpharmy Starogard Gdański z propozycją pracy jako główny trener, porozmawiałem z trenerem Magro, który jako jedyny w środowisku wiedział o tym, z czym się zmagam. Słyszałem różne określenia: „zdrajca”, że tak się nie robi. Trener wiedział, że moim marzeniem jest samodzielne prowadzenie drużyny, a w sytuacjach, kiedy słyszysz od lekarzy rzeczy trudne do zaakceptowania, w człowieku rodzą się naprawdę różne myśli. Podjęliśmy wspólną decyzję, żebym spróbował. Był wobec mnie bardzo wyrozumiały i doradził mi, abym spełniał marzenia.

Zresztą sama słyszysz, że w tym momencie się rozklejam i trudno jest mi na ten temat rozmawiać. Nadal jest to dla mnie ciężkie…

Czy miałeś wcześniej jakieś symptomy, organizm wysyłał sygnał, że coś się dzieje?

Spadło to na mnie nagle. W listopadzie zapisałem się na rutynowe badania w ramach akcji „Movember” (coroczna, trwająca miesiąc akcja, udział w której polega na zapuszczeniu wąsów w listopadzie. Jej celem jest podniesienie świadomości społecznej na temat problemów zdrowotnych mężczyzn, przede wszystkim raka prostaty i innych rodzajów raka dotykających mężczyzn – przyp. red). Diagnoza była prosta, ale niestety druzgocąca. Badania wykazały od razu, że mam nowotwór.

Musiało być trudno usłyszeć niespodziewanie taką diagnozę, zwłaszcza będąc sportowcem.

I tak było w moim przypadku. Nigdy nie znasz dnia ani godziny, kiedy możesz usłyszeć coś takiego. Całą swoją karierę starałem się prowadzić profesjonalnie, dbając o swoje ciało i organizm. Na szczęście w całej tej sytuacji byłem otoczony wspaniałymi ludźmi. Wsparcie rodziny i przyjaciół oraz współpraca z dr. Bartoszem Kapturkiewiczem i psychologiem p. Małgorzatą Mikołajczyk były dla mnie nieocenione. Dlatego staram się też powtarzać zawodnikom żeby doceniali to, co mają. Jeżeli mają marzenia to niech robią coś w tym kierunku, aby je spełnić, bo kariera zawodnika mija w mgnieniu oka.

Wszystko dobrze się skończyło, jednak po dwóch latach – książkowo – jak tłumaczyli lekarze, wystąpił przerzut na węzły chłonne. Musiałem przejść kolejną operację i rozpocząłem chemioterapię. Było to już w Opolu. Chemioterapia była podzielona na dwa kursy. Byłem wyłączony na dwa tygodnie, musiałem przebywać na oddziale onkologicznym i być podłączony do kroplówki. Treningi oraz dwa mecze prowadził wówczas asystent Jędrzej Suda. Starał się jak mógł.

W tej chwili wszystko jest w porządku, przerzuty są zatrzymane, a rokowania są dobre. Przechodzę okresowe badania.

Dziewiąte miejsce w tabeli – w obliczu tak trudnych doświadczeń – to chyba dobre miejsce. Uważam jednak, że kluczowa jest świadomość, że nie wszystko jest takie, jak może się wydawać.

Takie jest prawo kibica, doskonale to rozumiem. Kibice mają prawo oceniać, płacą za bilety, za subskrypcje transmisji, mają swoje oczekiwania. Niektórym należą się wyjaśnienia i dlatego fajnie, że poruszyłaś ten temat. Niech to skłoni do refleksji, zachęci do dbania o własne zdrowie. Na koniec dnia dobrze, że miałem czym zająć swoją głowę, bo proszę mi wierzyć, nie jest to łatwe doświadczenie. Wsparcie rodziny i najbliższych było dla mnie bardzo ważne, bo pomogło mi się z tym zmierzyć.

Drużyna także okazała wsparcie w charakterystyczny sposób. Musiało być to bardzo budujące.

Drużyna pojawiła się na parkiecie ze zgolonymi głowami. Dla mnie był to miły gest, czułem wsparcie drużyny w najtrudniejszym dla mnie czasie. Uroniłem łzy, gdy przed monitorem oglądałem mecz.

Gdy najgorsze masz już za sobą, łatwiej jest przepracować okres transferowy i przygotowywać się do nowego sezonu?

Mój cel jest taki, żeby grać jeszcze lepszą koszykówkę. Myślę, że będziemy mieli do tego ludzi z takimi predyspozycjami. Byliśmy szóstym zespołem pod względem zdobywanych punktów i mieliśmy szósty atak w lidze, przy szwankujących dwóch elementach, co nie ukrywam, że bardzo mnie zaskoczyło. Były to straty – zajmowaliśmy drugą pozycję. Nie licząc Startu Lublin, który grał juniorami, bylibyśmy na pierwszym miejscu. Te straty mnie bolały, wynikały z braku doświadczenia i odpowiedzialności za swoje czyny.

Druga rzecz to skuteczność rzutów z dystansu. Rzucaliśmy za trzy punkty, ale ta skuteczność nie była najlepsza – 32 proc. To musimy poprawić. Mieliśmy dużo pozycji, tylko nie trafialiśmy i kilka spotkań przegraliśmy na własne życzenie.

Szukamy graczy o odpowiednich warunkach fizycznych i mentalnych, którzy będą chcieli bronić i będą dobrze się w tym czuli. Dołączą do nas prawdopodobnie jeszcze dwa nazwiska. Jeżeli uda nam się podpisać zawodnika, którego bardzo bym chciał, to możemy być ciekawym zespołem i niewygodnym przeciwnikiem.

A ten sezon zapowiada się niezwykle emocjonująco. O awans mogą walczyć drużyny reprezentujące Bydgoszcz, Starogard Gdański, Radom, Wałbrzych. Liga będzie jeszcze silniejsza niż w poprzednich rozgrywkach!

Pamela Wrona

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38