Robert Skibniewski: Chcę przecierać szlaki

Robert Skibniewski: Chcę przecierać szlaki

– Kiedyś na Słowacji był Jerzy Chudeusz, Wojciech Kamiński był krótko w Niemczech, ale poza nimi kto? Polskich trenerów nie ma za granicą. Może i poziom ligi czeskiej jest niższy niż naszej, ale dla mnie to wciąż jest jakiś prestiż – mówi w rozmowie z PolskiKosz.pl Robert Skibniewski, który właśnie został głównym szkoleniowcem klubu BK Ołomuniec.
Robert Skibniewski / fot. A. Romański, plk.pl

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Radosław Spiak: W jaki sposób trafiłeś do Czech?

Robert Skibniewski: Tak naprawdę wszystko zaczęło się rok temu. Zebraliśmy grupę osób z Wrocławia – między innymi Kuba Kobel, Michał Kroczak, Konrad Dawdo – która pojechała na mecz sparingowy. Mam dobry układ z trenerem Brna. Powiedział, że szuka sparingpartnera, ja powiedziałem, że właśnie skończyłem granie i mogę zebrać taką grupę ludzi. Pojechaliśmy i zagraliśmy. Na tym meczu był dyrektor sportowy klubu z Prościejowa, Michal Pekárek. Grałem u niego przez dwa lata, między 2008 a 2010 rokiem. Zapytał, czy planuję zostać trenerem, powiedziałem, że tak.

Na początku sezonu, kiedy byłem jeszcze w Dąbrowie Górniczej, dostałem pierwsze zapytanie, czy byłbym zainteresowany pracą w Prościejowie. Powiedziałem, że jak najbardziej i że możemy spokojnie porozmawiać po sezonie. Byliśmy w kontakcie, a kiedy przeniosłem się do Polpharmy, bardziej się zaangażował, zadawał coraz bardziej konkretne pytania, prosił mnie o możliwość obejrzenia meczów, żeby zobaczyć, jak gra moja drużyna i być cały czas na bieżąco.

Kiedy sezon się zakończył, szybko dostałem telefon, czy chciałbym zostać pierwszym trenerem w jego drużynie. Odpowiedziałem, że jestem zainteresowany, znamy się, znam środowisko, dobrze się czuję w Czechach i tak naprawdę szybko sfinalizowaliśmy umowę.

Ale klub, do którego przechodzisz, nie jest tym samym, w którym grałeś ponad dekadę temu. Tamten został rozwiązany w 2017 roku.

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Tak. Ten obecny – już pod nazwą BK Ołomuniec – gra w lidze czeskiej na licencji tamtego, ale przez ostatnie cztery lata występował jeszcze w Prościejowie. Teraz przenosi się do Ołomuńca, większego miasta oddalonego od niego o 15 kilometrów. Jest to związane z dofinansowaniem z samorządu, który powiedział, że jeśli klub chce pieniądze, musi przenieść się właśnie do Ołomuńca.

Podpisałeś kontrakt na dwa lata z możliwością przedłużenia o kolejny rok.

Tak, i bardzo się z tego cieszę, bo szukałem stabilizacji. A historia pokazuje, że w Czechach trener może spokojnie pracować do końca umowy.

Miałeś też ofertę zostania asystentem głównego trenera w Śląsku Wrocław. Dlaczego jej nie przyjąłeś?

Nie zadowalała mnie przede wszystkim pod względem czasu trwania kontraktu, który miał być na jeden rok, ewentualnie 1+1 z opcją klubu. Warunki finansowe też nie były zadowalające. Poza tym kilka spraw organizacyjnych nie do końca mi pasowało. To tak pokrótce. Bardzo chciałem być we Wrocławiu, bo tutaj mieszkam, moja starsza córka ma teraz iść do szkoły. Jednak szukałem umowy dwu-trzyletniej.

Czyli Śląsk był twoim pierwszym wyborem? Mam na myśli to, że gdybyś się dogadał we Wrocławiu, nie przyjąłbyś oferty z Czech.

Myślę, że tak. Nie mogłem jednak zgodzić się na warunki przedstawione przez klub. Do tego usłyszałem, że w klubie nie do końca wiedzą, jakim jestem trenerem, a przecież wystarczyłoby, żeby zasięgnęli opinii tu i ówdzie.

W Czechach zarobisz więcej niż w Polsce?

Będąc głównym trenerem, na pewno zarobię więcej niż jako asystent w naszej lidze. Mogę powiedzieć, że jestem zadowolony i wiem, że jeśli się sprawdzę, może być już tylko lepiej.

Miałeś jeszcze jakieś oferty czy wybierałeś między Wrocławiem a Ołomuńcem?

Miałem oferty i zapytania z pierwszej ligi, ale grzecznie podziękowałem. Chciałem zostać na wyższym poziomie.

Po zakończeniu tego sezonu byłeś na mini-stażu u trenera Żana Tabaka w Zielonej Górze. Jak do tego doszło i czego się nauczyłeś na miejscu?

Kiedy pojechaliśmy z Polpharmą na mecz ligowy do Zielonej Góry, zapytałem trenera Tabaka, czy po sezonie będę mógł przyjechać do niego na treningi i nieco podpatrzeć. Powiedział, że jak najbardziej i że zaprasza. Kiedy skończyłem sezon, przyjechałem na tydzień, to było przed ćwierćfinałową serią Zastalu ze Spójnią.

Ogromnie się cieszę, że pojechałem. Nie było tak, że jak miałem jakieś pytania, to trener Tabak odwracał się plecami, tylko wręcz wymuszał na mnie rozmowę. Przed treningiem, po treningu siadał obok mnie i mówił: „jakie masz pytania?”. Rozmawialiśmy otwarcie, jestem mu za to bardzo wdzięczny. Tak samo jak Arkowi Miłoszewskiemu, który był bardzo pomocny.

A czego się nauczyłem? O taktyce rozmawialiśmy w śladowych ilościach, za to bardzo dużo o podejściu do pracy, budowaniu zespołu, budowaniu relacji, traktowaniu graczy – o tych wszystkich rzeczach, o których kibic może nie być świadomy, jak są istotne. Wszyscy patrzą pod kątem zagrywek, założeń taktycznych, a dla nas to były tak naprawdę drugorzędne tematy.

Podbudowało mnie to, że od takiego trenera usłyszałem słowa i opinie na tematy, o których myślę tak samo jak on. To dało mi jeszcze większego kopa do pracy i dodało więcej wiary w siebie.

Liga czeska jest postrzegana w Polsce jako liga z jednym dominatorem – Nymburkiem – i jako generalnie słabsza niż u nas. Słusznie?

Jest słabsza, zwłaszcza pod jednym podstawowym względem – nie jest tak fizyczna jak liga polska. Natomiast gra jest tam szybka, nastawiona na atak. Czesi też bardziej niż my stawiają na rodzimych graczy. Jeśli chodzi o przepisy, w składzie meczowym każdego zespołu musi być sześciu Czechów, ale dostają więcej minut niż Polacy u nas. Budżety nie są tak duże jak w Polsce, może poza wspomnianym Nymburkiem.

Grałeś w Prościejowie ponad dekadę temu. Jakie masz stamtąd wspomnienia?

Koszykarsko mam bardzo fajne wspomnienia. Mieliśmy super skład, z Kyle’em Landrym, który wcześniej grał w Sportino Inowrocław, z Andriusem Šležasem, który wygrał Puchar ULEB z Lietuvos Rytas Wilno. Poza tym wtedy nauczyłem się grać w pokera, bo tam jest legalny.

Inna fajna sprawa jest taka, że w Czechach jest przerwa zimowa w rozgrywkach. Kluby wyjeżdżają wtedy na obozy, na których nie dotyka się piłki do kosza. My mieliśmy narty, górskie wędrówki w śniegu, wszelkie formy aktywności fizycznej niezwiązane z koszykówką. Nie wiem, jak będzie z taką przerwą w najbliższym sezonie, bo teraz po raz pierwszy ma zostać rozegrany nowy puchar czesko-słowacki, w którym weźmiemy udział.

Jak zmieniła się liga czeska od tamtej pory?

Kiedyś były o wiele większe pieniądze niż teraz, to na pewno. Przecież do Czech jeździli inni Polacy, nie tylko ja. Andrzej Pluta był kiedyś blisko podpisania kontraktu w Prościejowie, przede mną grali tam Kordian Korytek i Robert Tomaszek, Cezary Trybański był w Ostrawie, Artur Mielczarek tak samo. Teraz pieniędzy jest mniej, więc kluby bardziej stawiają na młodzież. Zwłaszcza że Czesi też mają problem z następną generacją. Są Satoranský, Veselý, Bohačík i czekają na kolejne talenty.

A jeśli chodzi o samą ligę, to poza Nymburkiem silna jest Opava, gdzie trenerem jest Petr Czudek, były rozgrywający reprezentacji Czech, który już kolejny rok wykonuje kawał dobrej roboty. Brno, gdzie współwłaścicielem klubu jest David Blatt, chce wystartować w europejskich pucharach. Kolin, który miał ostatnio problemy, powoli odbija się do góry. W Pardubicach trenerem będzie syn Jasmina Repešy, Dino. Na pewno w najbliższym sezonie będzie sześć drużyn zbliżonych poziomem do siebie i walka o miejsca za plecami Nymburka będzie bardzo ciekawa.

I w tym gronie będzie Ołomuniec? W ostatnim sezonie zajął przedostatnie miejsce w lidze.

To było związane z tym, że ze względu na COVID przed podziałem ligi na „szóstki” klub opuścili wszyscy najlepsi gracze – dwóch obwodowych Amerykanów i jeden silny skrzydłowy. Do tego ze względów finansowych klub puścił do Nymburka Lukáša Palyzę, z którym grałem w Gliwicach. Jako środkowy grał Nemanja Bezberica, Serb z przeszłością w Eurolidze, ale też odszedł. Do tego doszło odejście trenera.

Jak wszyscy wiemy, ten sezon był zwariowany. Ale żeby było ciekawiej, przed podziałem ligi klub był na ostatnim miejscu, a na koniec wygrał kilka meczów i skończył drugi od końca.

Nie boisz się, że zostanie ci przyklejona łatka trenera, który walczy o utrzymanie, tak jak to było w Polpharmie i w pewnym sensie w MKS-ie w pierwszej połowie sezonu?

Tyle tylko, że teraz mam już ogromny wpływ na budowę zespołu. Jeśli chodzi o czeskich graczy, mamy już podpisane pierwsze kontrakty z zawodnikami, którzy będą stanowili o obliczu drużyny. Uważam, że będą fajnie pasowali do mojego systemu i tego, co będę chciał grać. Jestem już po rozmowie z trzema obcokrajowcami na pozycje 1, 4 i 5 – dwoma Amerykanami i Bośniakiem. Jeżeli uda się ich podpisać, skład będzie bardzo ciekawy i będziemy mogli walczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie.

W takim razie jaki jest twój pomysł na grę?

Na pewno chcę wprowadzić trochę fizyczności do ligi czeskiej. Myślę, że to jest naturalna kolej rzeczy. Chcę, żeby skład był wysoki. Będziemy grali zróżnicowaną obronę, dużo przekazywania krycia, wstawki obrony strefowej 2-3 czy 3-2. To będzie młoda drużyna, najstarszy zawodnik będzie miał bodajże 28 lat. Zespół ma być głodny gry i mieć chęć udowodnienia ludziom, że potrafi grać w basket na dobrym poziomie. Takich graczy szukam i wierzę bardzo mocno, że to wypali.

Zapytałem o łatkę trenera od walki o utrzymanie, bo mogłeś pracować dla brązowego medalisty PLK, który przymierza się do gry w pucharach, a wybrałeś ofertę przedostatniego zespołu ligi – jak sam mówisz – słabszej niż polska.

No tak, ale po pierwsze – jako trener jeszcze niczego nie osiągnąłem. Jestem dopiero na początku drogi. Po drugie – dostałem ofertę posady głównego szkoleniowca z klubu zagranicznego, a nie ma teraz polskich trenerów za granicą. Kiedyś na Słowacji był Jerzy Chudeusz, Wojciech Kamiński był krótko w Niemczach, ale poza nimi kto?

OK, może i poziom ligi czeskiej jest niższy niż naszej, ale to wciąż jest jakiś prestiż. Poza tym jestem pierwszym trenerem, buduję zespół, jak chcę. Będzie po mojemu i albo się sprawdzi, albo się nie sprawdzi. A to jest największa nauka – poprzez nabywanie nowego doświadczenia. A jeżeli będę asystentem w Śląsku Wrocław przez kilka lat, to wtedy dopiero przylgnęłaby do mnie łatka.

Bo wiadomo, że polski trener dłużej nie zagrzeje miejsca, zwłaszcza w tym klubie. Codziennie „dzień świstaka”, niby byłbym w domu, ale tak naprawdę przy graniu w Europie byłbym częściej poza domem. A tak jestem bardzo szczęśliwy, że mam okazję sprawdzić się poza granicami naszego kraju.

Dlaczego twoim zdaniem polskich trenerów nie ma za granicą?

Myślę, że polscy trenerzy nie do końca mają możliwość aktualizowania swojej wiedzy. Nie mają od kogo się uczyć, przez co nie idą z biegiem czasu. Z jednej strony nie mamy w kraju szkoleń z wybitnymi trenerami, a z drugiej wydaje mi się, że jesteśmy u siebie w tak zwanej strefie komfortu, każdy szuka stabilizacji, szczególnie starsi trenerzy chcieliby spokojnie siedzieć na miejscu. Jest to smutne, ale prawdziwe.

I ja to rozumiem, bo każdy chce mieć spokojną pracę, ale przez to jesteśmy ciągle w tym samym miejscu. Patrząc na trenerów, którzy są już co najmniej kilka lat w naszej lidze, można powiedzieć, że bardzo mało rzeczy zmieniają w swoim systemie, sposobie gry. Nie wprowadzają nowinek. Trzymają się sprawdzonych patentów, co na naszą ligę wystarczy.

Kiedyś był Andrej Urlep, który wprowadził nowe standardy jak na tamte czasy, aczkolwiek po pewnym czasie tamta formuła się wyczerpała. Później dużo nowych rzeczy pokazali mi Sašo Filipovski, Mike Taylor, Igor Miličić, Alessandro Magro czy wspomniany wcześniej Żan Tabak.

Oczywiście to moja subiektywna opinia, ponieważ z drugiej strony nie jestem na miejscu innych trenerów. Nie wiem, jakie mają plany. Każdy trener ma swoją wizję kariery i ścieżkę, którą podąża.

Czyli chcesz być przecieraczem szlaków?

Pewnie. Jestem ambitnym człowiekiem. Chciałbym potem móc pomóc jakoś zawodnikom czy trenerom. To jest naprawdę świetne doświadczenie pojechać gdzieś i zobaczyć, jak tam jest, czy jest inaczej niż u nas. Jako zawodnik miałem taką okazję w Czechach i na Słowacji, teraz będę miał jako trener.

Zresztą nawet ostatnio Mateusz Dziemba był przez miesiąc we Francji i potem powiedział, że dopóki nie poczujesz tego na własnej skórze, nie przekonasz się, jak jest naprawdę. Możesz słuchać opowieści, czytać, oglądać, ale to nie jest to samo. Ja jestem podekscytowany, bardzo się cieszę na ten wyjazd i zrobię wszystko, żeby udało mi się tam zaistnieć.

Rozmawiał Radosław Spiak

[/ihc-hide-content]

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38