Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i wygrywaj nagrody w Fantasy Lidze! >>
Do historii polskiej koszykówki przeszedł piąty mecz półfinału w 2018 roku, gdy w Hali Mistrzów Anwil odrobił kilkunastopunktową stratę do Stelmetu, a „We Want Steals” Igora Milicicia zapisało się w kronikach PLK. Długie ręce i zmysł do przechwytów Amerykanina okazały się wtedy kluczowe, ale były trener włocławskiej drużyny ze śmiechem wspomina, że wcześniejsza strata punktowa w dużej części wynikała za to z… gorszej gry Quintona Hosleya.
– Może przy takiej okazji nie powinno się tego mówić, ale do pewnego momentu Quinton rozgrywał bardzo słaby mecz. Jednak zrobienie tego, czego dokonaliśmy w 4. kwarcie, bez niego byłoby bardzo trudne – wspomina dziś Igor Milicić.
.
Nie zawiódł oczekiwań
Po przyjeździe do Polski latem 2012 roku Quintona Hosleya często porównywano do starszego o 3 lata Qyntela Woodsa, który kilka lat wcześniej był nie do zatrzymania dla rywali na polskich parkietach. „T2” nie miał aż takiego potencjału ofensywnego, ale nadrabiał to znakomitą defensywą, chyba nawet lepszą niż można się było po nim spodziewać.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!