
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Wojciech Malinowski: W sierpniu pojawiła się informacja, że dołączył Pan do drużyny z Zielonej Góry i rozpoczął indywidualne treningi z trenerem przygotowania fizycznego. Ostatnio jednak można było usłyszeć, że już Pana od pewnego czasu tam nie ma. Jak zatem wygląda Pana obecna sytuacja?
Przemysław Karnowski: Rzeczywiście nie ma mnie w Zielonej Górze. Niestety moja lewa noga nie pozwalała trenować mi na 100% i czekają mnie w związku z tym badania i konsultacje lekarskie. Dopiero wtedy będę wiedział, co muszę zrobić, by wrócić do pełni zdrowia. W tym momencie nie wiem, czy wystarczy rehabilitacja, czy potrzebny będzie zabieg artroskopii na kolano.
Za kilka dni miną dwa lata, gdy po raz ostatni zagrał Pan powyżej 10 minut w meczu ligowym. Co zadecydowało, że wszystko się tak niekorzystnie potoczyło?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
W sezonie w Toruniu (2018/2019 – red.) nie czułem się na 100%. Albo grałem z urazami, albo traciłem po kilka tygodni na ich leczenie. Na koniec sezonu, już w trakcie play offów, doznałem urazu Achillesa i miałem zabieg operacyjny.
Rozpocząłem następnie rehabilitację, która trwała od maja ubiegłego roku do przełomu lutego/marca. Gdy poczułem się w końcu dobrze i rozpocząłem treningi na sali, to pojawił się koronawirus i rozgrywki zostały przerwane.
Podczas pierwszego lockdownu trenowałem w domu, kupiłem rower, gdyż ciężko było z dostępem do siłowni. Potem rozpocząłem treningi i latem udało się porozumieć z drużyną z Zielonej Góry. Niestety w czasie treningów tam, które trwały około półtora miesiąca, okazało się, że nie czuje się w pełni sił.
W efekcie kontrakt został rozwiązany, a ja czekam na informację, co muszę zrobić dalej. Tak, jak Pan wspomniał, moja przerwa od koszykówki jest już bardzo długa i chciałbym wrócić na właściwe tory, by pokazać, że mogę trenować i grać na 100 procent.
Kiedy może mieć Pan decyzję lekarską w kwestii tego, co trzeba dalej zrobić?
Obecnie jestem po przejściu koronawirusa i wychodzę z kwarantanny. Myślę, że w przeciągu trzech-czterech tygodni powinienem wszystko wiedzieć, co dalej.
Jak przebiegała choroba w Pana przypadku?
Czułem się chory przez trzy-cztery dni. Miałem również bardzo wysoką gorączkę przez dwa dni, a także utraciłem wtedy węch i smak. Czyli podstawowe objawy. Na szczęście w moim przypadku przebiegło to stosunkowo łagodnie.
Nie obawia się Pan, że po tak długiej przerwie powrót do profesjonalnej koszykówki okaże się bardzo trudny? Nawet jeżeli słychać było opinie z Zielonej Góry, że widać po Panu dużą determinację.
Na pewno wygląda to wszystko mało optymistycznie, okres poza grą bardzo się dłuży. Niedawno skończyłem 27 lat i wciąż mam dużo determinacji i woli walki, by wrócić do poważnej koszykówki.
W tym roku minęły trzy lata od momentu, gdy zakończył Pan występy w lidze NCAA w zespole Gonzagi. Widzi Pan jakieś swoje błędy w tym czasie? Coś, co można było zrobić lepiej?
Błędy czy decyzje, które podejmowałem, na pewno w pewien sposób mnie ukształtowały. Jednak siedzenie i myślenie o tym „co byłoby, gdyby” w niczym nie pomoże, nic to już nie zmieni. Jestem skupiony na tym, by w niedalekiej przyszłości być zdrowym i wrócić do gry.
Latem trafił do naszej ligi Josh Perkins, Pana były kolega z zespołu Gonzagi. Śledzi Pan jego występy w zespole GTK Gliwice?
Tak, jestem zresztą z nim w stałym kontakcie.
Zakładam, że radził się też Pana przed podpisaniem umowy?
„Radził” to może złe słowo, ale dopytywał, rozmawialiśmy o naszej lidze i tutejszych realiach. Miał pytania, ale na końcu sam podejmował decyzję.
Zdziwił się Pan, że gracz z jego CV trafił akurat do drużyny z Gliwic?
Raczej nie. Myślę, że znaczenie miała tu wcześniejsza jego decyzja, by najpierw rok zagrać w G League. Moim zdaniem trudniej jest z przejść właśnie z tej ligi do Europy, niż uczynić to wcześniej, prosto po zakończeniu gry w NCAA.
Czy gra on na takim poziomie, którego się Pan spodziewał? Czy może stać go na więcej?
Obecnie gra bardzo dobrze, widziałem go też na żywo, gdy zagrał w Zielonej Górze przeciwko Stelmetowi. Myślę, że pokazuje na boisku to, co robi najlepiej i to co pokazywał także w Gonzadze. Czyli kreuje innych, dostarcza kolegom piłkę na czystych pozycjach, a dopiero gdy to jest niemożliwe, to sam szuka okazji do zdobycia punktów.
Przede wszystkim jednak zaprasza do gry innych zawodników, a w obecnej koszykówce wielu rozgrywających najpierw chce rozgrywać akcje pod siebie.
Rozmawiał Wojciech Malinowski, @stingerpicks
[/ihc-hide-content]