
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Richard Stayman to dziennikarz pochodzący z Dallas, wieloletni kibic Mavericks, a od kilku lat coraz częściej słyszalny i rozpoznawalny – przynajmniej w sferze medialnej – głos w debatach dotyczących kolejnych naborów graczy do NBA. Nie ma może tak znanego nazwiska jak Mike Schmitz, jeden z najlepszych analityków ws. draftu NBA ostatniej dekady, który właśnie podpisał kontrakt z Portland Trail Blazers i od nowego sezonu będzie asystentem generalnego menedżera tego klubu Joe Cronina, ale od pięciu lat zawodowo zajmuje się ocenianiem zawodników szykujących się do gry w NBA.
Ostatnio Stayman był gościem podcastu „Locked on Pelicans”. Był pytany m.in. o ocenę skali talentu Jeremy’ego Sochana. Klub z Nowego Orleanu będzie podczas draftu wybierał z numerem 8. Polak jest jednym z koszykarzy, na których skauci Pelicans, a więc i miejscowi dziennikarze, zwracają największą uwagę.
– Czy poświęciłbyś ósmy numer draftu na Jeremy’ego Sochana? Wielu ludzi sądzi, że może z niego wyrosnąć nowy Draymond Green – zapytał prowadzący program Jake Madison.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Stayman, słysząc to porównanie, jedynie znacząco pokręcił głową.
– Sochan posiada duże koszykarskie IQ, a ja nie znoszę wątpić w przyszłość tego typu graczy, szczególnie jeśli dysponują odpowiednim połączeniem wzrostu, siły i dynamiki. Ale to zawodnik, który ma też ogromny feler: bardzo słaby rzut. W NCAA trafiał zaledwie 29,5 proc. rzutów za trzy i jedynie 59 proc. wolnych. Ten ostatni wskaźnik przeraża mnie najbardziej, bo słabsza skuteczność z linii podpowiada, że o poprawę jego rzutu będzie bardzo trudno. Powiedzmy sobie to szczerze: Sochan po prostu nie umie rzucać – oceniał go ostro Stayman.
Amerykański ekspert docenia wszelkie pozostałe zalety naszego koszykarza, ale ze względu na wątpliwości dotyczące możliwości poprawy rzutu nie widzi dla niego miejsca w pierwszej dwudziestce draftu.
– Nie mam na to gotowych statystyk, ale oglądałem naprawdę wiele meczów Sochana. Tak na oko jedna trzecia jego spudłowanych rzutów była naprawdę daleka od trafienia celu. Zamiast od obręczy piłka odbijała się po nich od tablicy etc. Jak dla mnie to zawodnik, który powinien zostać wybrany dopiero w trzeciej dziesiątce draftu. Ale ostatecznie mogę wyjść po raz kolejny na idiotę. Wątpliwości dotyczące rzutu miałem też, gdy do NBA przychodził Tyrese Haliburton. Dla niego też nie widziałem miejsca w czołowej dwudziestce pierwszej rundy draftu – zastrzegał Stayman.
Haliburton jest obecnie koszykarzem Indiana Pacers. W drafcie dwa lata temu z 12. numerem pozyskali go Sacramento Kings. Jest uważany za jednego z najbardziej utalentowanych rozgrywających NBA. Aby go pozyskać, Pacers w lutym tego roku oddali do Kings m.in. Domantasa Sabonisa.
W barwach klubu z Indianapolis Haliburton zdobywał w drugiej części kończącego się sezonu 17,5 punktu i 9,6 asysty na mecz. Co ciekawe, wbrew wątpliwościom wyrażanym przed draftem przez Staymana, nigdy nie miał w NBA problemu z trafianiem trójek – po dwóch latach jego skuteczność w tym elemencie gry wynosi 41,2 proc. Przy całkiem niemałej dawce pięciu takich prób na mecz.
Gdyby Sochan trafił faktycznie do drużyny Ziona Williamsona, CJ-a McColluma i Brandona Ingrama, mógłby tam spotkać człowieka dobrze znanego polskim kibicom. Jednym z asystentów trenera Pelicans Williego Greena jest bowiem Fred Vinson – ten sam snajper, który dwadzieścia lat temu zdobywał mistrzostwo Polski w barwach Śląska Wrocław.
Obecnie Vinson uchodzi za jednego z bardziej cenionych w NBA fachowców od… poprawy umiejętności rzutowych graczy. Prowadzący „Locked on Pelicans”, przypominając o tym fakcie, nie dawał za wygraną, starając się przekonać Staymana do powiedzenia kilku ciepłych słów na temat potencjalnej przyszłości Sochana w barwach klubu z Luizjany.
– Gdyby Sochan potrafił rzucać, widziałbym go w tym drafcie na szóstym miejscu. W najgorszym przypadku. Ma wszystko inne, czego potrzeba, by grać z powodzeniem w NBA – przecież to rozgrywający w ciele środkowego. Ja jednak po prostu całkowicie nie wierzę w jego rzut, więc nie widzę możliwość, by grał w Pelicans obok Ziona Williamsona – oceniał Stayman.
Możemy mieć nadzieję, że ekspert z Teksasu również w sprawie Polaka znacząco się pomyli. Powiem więcej: możemy mieć nawet ku temu znaczące podstawy. Spójrzmy na statystyki rzutów za 3 wspominanego Draymonda Greena, w dwóch pierwszych latach gry w NCAA w barwach Michigan State.
Sezon 2008/09 (gdy był w wieku obecnego Sochana) – 0. Słownie: zero. Zero trafień. Zero prób.
Sochan: 29,6 proc. 24 trafienia z 81 prób.
Sezon 2009/10: 12,5 proc. skuteczności. Dwa trafienia z 16 prób..
Sochan w tym wieku będzie już pracował nad udoskonaleniem swojego rzutu w jednym z klubów NBA.
Być może pod okiem byłego koszykarza Śląska Wrocław. Większość ekspertów od draftu, w przeciwieństwie do Staymana, uważa, że Polak zostanie wybrany w drugiej części loterii draftu, czyli na miejscach 7-14.
Zresztą: brak umiejętności rzutowych nigdy nie przekreślił kariery Draymonda Greena. Gwiazdor Golden State Warriors, który za kilkanaście dni może po raz czwarty w karierze zdobyć mistrzostwo NBA, tylko w jednym sezonie mógł się pochwalić skutecznością rzutów za 3 powyżej 35 proc. Nie przeszkodziło mu to wystąpić w sześciu finałach i zarobić na grze w kosza 185 milionów dolarów.
Jeśli okaże się, że faktycznie Sochan ma talent porównywalny z Draymondem – może poradzić sobie w NBA nawet bez wybitnego rzutu.
Michał Tomasik
[/ihc-hide-content]