
O koszykówce z Azji mówi się i pisze głównie w kontekście Chin, ewentualnie Japonii, gdy sumici trafiają tam za trzy punkty. W basket grają jednak także w Tajlandii, gdzie w sierpniu ubiegłego roku pracę trenera podjął Andriej Urlep. Na zatrudnienie Słoweńca zdecydował się zespół Mono Vampire z przedmieść Bangkoku, który zamiast rywalizować w słabszej, tajskiej lidze, przystąpił do gry w ASEAN Basketball League (ABL). To prywatne rozgrywki, w których oprócz Wampirów z Tajlandii, w sezonie 2019/2020 uczestniczyły ekipy z Tajwanu, Hongkongu, Malezji, Makau, Wietnamu, Filipin i Singapuru.
Na przełomie listopada i grudnia minionego roku ławkę szkoleniową drużyny wzmocnił Andrzej Adamek, którego kilkanaście dni wcześniej, po ośmiu kolejkach Energa Basket Ligi, z funkcji trenera zwolnił Śląsk Wrocław. Jak zatem zareagował trener Adamek na propozycję z tak egzotycznego kierunku jak Tajlandia?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”1,2,3,4,5″ ihc_mb_template=”1″ ]
– Gdy zadzwonił z propozycją Andriej Urkep, to miałem oczywiście kilka pytań. Ale już wcześniej dopytywałem się go, jak mu się w tym klubie pracuje, a także o możliwość dołączenia do niego. Zatem decyzję podjąłem szybko. Uważam Azję za niezwykle interesujące miejsce i dla mnie, osoby ciekawej świata, była to fantastyczna przygoda. Z trenerem Urlepem pracuje się w Tajlandii tak samo jak w Polsce. Różnicę robiło jedynie to, że trenowaliśmy raz dziennie, duże odległości w mieście i korki powodowały, że dwa treningi były niemożliwe – wspomina Adamek.
Koronawirus zaczął poważnie zagrażać krajom Azji na początku roku i ostatnie spotkanie drużynie Wampirów udało się rozegrać 19 lutego. Rozgrywki przerwała z dorobkiem 12 zwycięstw i 4 porażek, najlepszym w lidze.
– Liga ABL (ASEAN Basketball League) nie wydała oficjalnego komunikatu o zakończeniu sezonu 2019/2020 i kluby same zaczęły ją opuszczać, tak też postąpił nasz zespół. Jej przyszłość też jest w tym momencie trudna do określenia. Tworzą ją drużyny z dziesięciu różnych krajów, a w każdym z nich w czasach CoVid-19 obowiązują inne przepisy dotyczące wjazdu do kraju, czy też kwarantanny. Ciężko sobie wyobrazić, jak miałaby ona funkcjonować – tłumaczy szkoleniowiec.
Chociaż pod względem koszykówki Tajlandia jest bardzo egzotycznym kierunkiem, to okazuje się, że organizacji mogą tamtejszym klubom zazdrościć zespoły ze znacznie poważniejszych lig.
– Trudno jest opowiedzieć słowami, jak dobrze zorganizowany był to klub. Na mecze wyjazdowe latało łącznie 26 osób, a sam sztab trenerski liczył siedmiu szkoleniowców. Proszę sobie wyobrazić, że zabieraliśmy na wyjazdy osoby odpowiedzialne za wycieranie parkietu w czasie treningów. Klub miał bogatego właściciela, ale Azja to nie miejsce na bliższe kontakty z tak wpływowymi osobami. „Dzień dobry” czy „do widzenia” to wszystko. My wiedzieliśmy, która osoba jest właścicielem, on zapewne wiedział, że dla niego pracujemy. Hierarchia w Azji powoduje jednak, że tam się nie przeskakuje szczebli w bliższym zapoznawaniu się. My w klubie mieliśmy odpowiedzialną osobę za kontakt z człowiekiem współpracującym z właścicielem i oni zapewne dogadywali się między sobą – opowiada nasz rozmówca.
.
Równie dobrze zorganizowane były rozgrywki w lidze ABL.
– Każdy z klubów musiał zapłacić 150 tysięcy dolarów, by w niej wystąpić. Była ona znakomicie zorganizowana od strony telewizyjnej czy mediów społecznościowych. Jednym ze sponsorów był Air Asia, mogliśmy zatem liczyć na darmowe przeloty, a do tego najlepsze miejsca w samolocie. Jeszcze w czasach przed pandemią kwestie organizacyjne związane z podróżami były chyba największym wyzwaniem dla zespołów grających w ABL. Mieliśmy raz taką sytuację, że w ciągu dziesięciu dni rozegraliśmy sześć meczów, a podróże na mecze samolotem trwały po pięć, sześć godzin. Było to mordercze tempo – wspomina asystent Andrieja Urlepa.
Gra drużyn z Azji opiera się na graczach amerykańskich.
– Cieszą się oni statusem gwiazd, zresztą nie tylko w Tajlandii, ale ogólnie w klubach azjatyckich. To klasowi, wysoko opłacani gracze. To powoduje, że mają trochę inny status w zespole. U nas jednak trenerowi Urlepowi udało się stworzyć drużynę, która grała bardzo dobrą koszykówkę i przed zawieszeniem rozgrywek byliśmy liderem tabeli. Pomimo faktu, że w mojej opinii mieliśmy chyba najsłabszych graczy miejscowych w całej lidze. Nasz najlepszy strzelec, Michael Singletary, to moim zdaniem materiał na gwiazdę PLK. Niesamowite warunki fizyczne, z nami powiększył repertuar zagrań, zaczął grać tyłem do kosza. Gracz charakterny i jak to zwykle bywa u trenera Urlepa, chcąc nie chcąc, musiał nauczyć się gry w obronie – opowiada Adamek.
W jednej z drużyn rywalizujących w lidze ABL zagościł też koszykarz, którego można określić mianem wielkiego, niespełnionego talentu na parkietach NBA.
– Polecam zobaczyć nasz mecz, w trakcie morderczej podróży o której wspominalem wcześniej, gdy zagraliśmy na Tajwanie przeciwko drużynie Fubon Braves. To tamtejsze kluby, a także te z Hongkongu dysponowały moim zdaniem największymi budżetami. W zespole gospodarzy grał m.in. O.J.Mayo, kiedyś wybrany w drafcie do NBA przed samym Westbrookiem, potem jednak wyrzucony z ligi za problemy z narkotykami. Był największą gwiazdą ABL, nie zdziwiłbym się, gdyby otrzymywał tam około miliona dolarów za sezon gry. Na Tajwanie, w przeciwieństwie do Tajlandii, publiczność kocha koszykówkę, zagraliśmy zatem przy pełnej hali i to był naprawdę dobry mecz. Wielką popularnością koszykówka cieszy się również na Filipinach – tłumaczy były trener Śląska.
.
Co nasz rozmówca najbardziej zapamięta z pobytu w Tajlandii?
– Zdecydowanie absolutnie boskie jedzenie, szczególnie owoce. Tam można przeżyć bez problemu na ryżu i owocach, a ogólnie zresztą kuchnia tajska jest znakomita. Jak ktoś ma możliwość, to polecam wyjazd choćby z uwagi na jedzenie. Moim ulubionym owocem zawsze był ananas, ale na miejscu przegrał z mango i marakują, Bardzo dobra była również kawa, porównywalna z południowymi krajami w Europie – wspomina nasz rozmówca.
[/ihc-hide-content]
Tajlandia jest popularnym miejscem wśród polskich celebrytów, gdy ci na Twitterze zapowiadają ucieczkę z naszego kraju przed obecnymi rządami. Spotkał Pan jakieś znane osoby na wygnaniu z Polski?
– Nie spotkałem, ale jeżeli takowi w Tajlandii są, to zapewne wybierają wyspy na których można korzystać z pełni życia. My mieszkaliśmy na przedmieściach Bangkoku, około dwudziestu kilometrów od centrum miasta. Niedaleko nas mieściła się siedziba klubu i hala, w której rozgrywaliśmy swoje mecze. Czas wolny upływał na spacerach, kawie i ciastku (śmiech). Do kraju wróciłem w końcowce marca, ostatnim lotem do Polski organizowanym przez LOT. Klub rozliczył się ze mną do końca, ostatnie pensje obowiązującego do końca maja kontraktu otrzymywałem już będąc w Polsce – kończy trener Andrzej Adamek.
Wojciech Malinowski