
Dołącz do Premium – czytaj wszystkie teksty i graj w Fantasy Ligę! >>
Po niedawnym wywiadzie z trenerem Żanem Tabakiem przyspiesza mi tętno, gdy pojawia się temat rozmowy z kolejnym szkoleniowcem. Następny na liście był nowy trener Żalgirisu, Martin Schiller, i przed wykonaniem telefonu nawet dowiadywałem się w klubie z Kowna, czy można z nim pożartować, czy raczej zachowuje pełną powagę.
– „Wygląda na takiego, który czasami ma ochotę na żarty, ale ponieważ jest nowy w klubie, to się powstrzymuje” – usłyszałem w odpowiedzi.
Dzwonię, trener odbiera, przedstawiam się i…
– Ooooo, masz na imię Wojciech, to tak jak mój szwagier z Polski – słyszę w słuchawce.
– Mam nadzieję, że dobrze trener z nim żyje – odpowiadam.
– Dogadujemy się znakomicie – mówi austriacki trener.
Po takim początku wywiad nie mógł się nie udać. Część koszykarską mogliście przeczytać TUTAJ>>, część niekoszykarska skoncentrowała się głównie na kiełbasie, piwie i barszczu.
Podobnie jak w przypadku trenera Tabaka, także z Martinem Schillerem mam nadzieję na kolejne wywiady w trakcie sezonu. Kto wie, może nawet przy okazji jakiegoś meczu Euroligi w Kownie?
Wiedzą, ale nie potrafią
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
W poniedziałek ekipa wspomnianego trenera Tabaka po raz piąty w sezonie włączyła fazę „walec” i przejechała Kinga Szczecin 92:72. Człowiek jest znacznie mądrzejszy, gdy patrzy na zdarzenia z perspektywy czasu, nie inaczej jest i w przypadku tego spotkania. Szczecinianie przyjechali co prawda do Zielonej Góry z bilansem 3-0, ale wszystkie trzy mecze wygrali łączną różnicą 19 punktów, a bilans ich przeciwników w sezonie to koszmarne 0-10. Nie może zatem dziwić fakt, że dwadzieścia punktów w plecy to był najniższy wymiar kary, na jaki zasłużyli.
Każda drużyna grająca ze Stelmetem ma swój plan na grę, na razie jednak tylko Treflowi Sopot udało się w pierwszej połowie meczu na otwarcie sezonu go zrealizować. Rywalizacja z zespołem z Zielonej Góry przypomina mi trochę górski etap wielkiego wyścigu. W zespole Stelmetu widzę grupę pomocników lidera najsilniejszej grupy, która przez cały podjazd nadaje równe, mocne tempo, przy którym wykruszają się przeciwnicy.
Tak też było w przypadku ekipy ze Szczecina. Pierwsze akcje były jeszcze w miarę udane – próby gry w ataku z mniejszą liczbą akcji dwójkowych, ograniczenie strat, a także łatwych punktów Stelmetu. Przyszły jednak dwa-trzy błędy i wszystko się posypało, tak jak w przypadku kolarzy, którzy na 10-stopniowym nachyleniu podjazdu odpadają od czołowej grupy.
Jak dyskutować z prezesem?
Na mój zupełnie niewinny wpis w trakcie drugiej kwarty meczu Stelmetu z Kingiem zareagował prezes Janusz Jasiński. To chyba też oznaka, jak dobrze idzie jego drużynie na początku sezonu, skoro najwyższa instancja w klubie decyduje się wchodzić w polemikę w tak drobnych kwestiach.
Zdaję sobie sprawę, że w Stelmecie liczy się drużyna. Jednak nawet gdybym nie użył słowa „lider” w kontekście Iffego Lundberga, to nie można nie zauważyć, że Duńczyk przyszedł do Stelmetu po dwóch sezonach w ACB, jest (prawdopodobnie) najwyżej opłacanym graczem obwodowym, jest także najlepiej predestynowany do oddawania najważniejszych rzutów.
Lider, czy też nie – sytuacja, w której Lundberg zdobywa pierwsze punkty w meczu, przy prowadzeniu Stelmetu 38:20, tylko pokazuje, jak mocnym zespołem w naszej lidze jest w tym momencie ekipa z Zielonej Góry.
Statystyki kłamią, przynajmniej na razie
Tabak, wszędzie Tabak – ale co zrobić? Chorwacki trener w niedawnej rozmowie bardzo mocno upierał się, że na wszelkie porównania statystyczne jest jeszcze za wcześnie i niedzielne derby Trójmiasta potwierdziły jego punkt widzenia. Koszykarze Asseco Arki do tego spotkania byli najgorszym zespołem w lidze pod względem zbiórek ofensywnych, a tymczasem przeciwko Treflowi zanotowali ich aż 15.
To właśnie ten element, połączony z 22 stratami sopocian (a także z tym elementem gdynianie mieli wcześniej wielkie problemy), pozwolił im zniwelować straty, które w pewnym momencie sięgały nawet 14 punktów.
Pomeczowe analizy skupiły się na problemach w czwartej kwarcie Łukasza Kolendy, co trochę przypominało spotkanie przeciwko Stelmetowi na rozpoczęcie sezonu.
Mnie bardziej jednak zaskoczył wybór trenera Marcina Stefańskiego w decydujących minutach. Zdecydował się on bowiem na obniżenie składu i grę duetem Darious Moten – Paweł Leończyk, chociaż wcześniej wydawało się, że Dominik Olejniczak całkiem dobrze „ryglował” strefę podkoszową, m.in. dwukrotnie blokując rzuty Adama Hrycaniuka.
– Rywale grali wtedy niższym ustawieniem, z Bartkiem Wołoszynem na „czwórce”. Zdecydowałem się zatem też obniżyć skład, z Pawłem Leończykiem na centrze jesteśmy znacznie bardziej mobilnym zespołem. Mamy wtedy większe możliwości w grze ofensywnej, łatwiej możemy również przekazywać krycie w obronie – odpowiedział na moje wątpliwości szkoleniowiec Trefla.
Tym razem to nie zadziałało, ale każdy kolejny mecz daje trenerom więcej możliwości do analizy najlepszych ustawień. Ewentualne korekty Trefl będzie mógł przetestować już w czwartek, gdy w Ergo Arenie sopocianie podejmą Polpharmę Starigard Gdański.
Jak poprawić przeciętność?
Stargard to miasto, w którym kocha się koszykówkę, ale w którym też szybko potrafi zrobić się nerwowo. Trzy porażki z rzędu kwalifikują się tam do tej kategorii, nic zatem dziwnego, że klubowi działacze raz-dwa sięgnęli po wzmocnienie. Zdecydowano się ściągnąć Raya Cowelsa, który występował już w PGE Spójni w poprzednim sezonie.
Amerykanin to świetny strzelec – w minionych rozgrywkach zdobywał średnio 18,3 pkt, rzucając przy tym ze znakomitą skutecznością 44% z dystansu (przy ponad siedmiu próbach na mecz). Na pewno zatem będzie w stanie pomóc nowej-starej drużynie w ataku. Czy jednak dokładnie takiego gracza Spójnia potrzebowała?
Bardzo ciężko mi to ocenić, gdyż w zespole prowadzonym przez Jacka Winnickiego problemów w grze znaleźć można było więcej, a jednocześnie żaden z nich nie był na tyle rażący, by wiadomo było, co powinno się poprawiać jako pierwsze.
Skuteczność z dystansu i jakość gry w ataku, walka na tablicach i gra zespołowa – Cowels zapewne poprawi tylko pierwszy element z wymienionych. Czy to wystarczy na lepszą grę? Pierwszy test już w najbliższy piątek, gdy PGE Spójnia, już z Amerykaninem w składzie, w derbach regionu zagra z Kingiem Szczecin.
Liczydła w ruch
Wspominany wyjazd Kinga do Zielonej Góry i bilans 0-10 ich wcześniejszych rywali dał mi do myślenia. Za oceanem, szczególnie w rozgrywkach NCAA, popularne jest „Strength of Schedule”, czyli tabela trudności dotychczasowego kalendarza danego zespołu. Za oceanem oczywiście używają do tego komputerów, ja za to wyciągnąłem z szafy liczydło, wytarłem je z kurzu i przystąpiłem do liczenia. Nie uwzględniłem w nim podziału na dom/wyjazd, a także zapewne miliona innych czynników.
Trudność kalendarza Energa Basket Ligi – epizod 1 (od najtrudniejszego do najłatwiejszego)
1) Stelmet Zielona Góra – 13 zwycięstw/2 porażki (oznacza to, że dotychczasowi przeciwnicy Stelmetu wygrali w lidze 13 meczów i zanotowali dwie przegrane, gdy odliczymy ich spotkania przeciwko ekipie z Zielonej Góry)
2) Anwil Włocławek (9zw./5p.)
3) Trefl Sopot (8zw./4p.)
4) Asseco Arka Gdynia (7zw./3p.)
5) PGE Spójnia Stargard (8zw./5p.)
6) Polski Cukier Toruń (7zw./4p.)
7) Astoria Bydgoszcz (7zw./5p.)
8) Polpharma Starogard Gdański (5zw./5p.)
9) MKS Dąbrowa Górnicza (4zw./5p.)
10&11) Pszczółka Start Lublin & Legia Warszawa (5zw./7p.)
12) GTK Gliwice (6zw./9p.)
13&14) Klub o bardzo długiej nazwie z bazą w Ostrowie Wlkp & WKS Śląsk Wrocław (4zw./6p.)
15) King Szczecin (4zw./7p.)
16) HydroTruck Radom (3zw./7p.)
Uwaga – w przeciwieństwie do Polskiej Ligi Koszykówki ja zachowałem resztki rozsądku i w klasyfikacji wziąłem pod uwagę procent wygranych spotkań, a przy równym procencie, także liczbę rozegranych meczów.
Uwaga część druga – proszę traktować powyższą tabelę z odpowiednim dystansem. Przykładowo – Stelmet w niej prowadzi, ale to zasługa tego, że Legia, King czy GTK Gliwice nabiły swój licznik wygranych z dołującymi na początku sezonu drużynami z Torunia, Bydgoszczy czy Dąbrowy Górniczej.
Rozliczenie nie zawiera środowego meczu Legia – Polski Cukier.
Stinger, twitter.com/Stingerpicks
[/ihc-hide-content]