
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Chociaż już dwa dni upłynęły od pierwszych nieoficjalnych informacji na temat powrotu koronawirusa do PLK, to wciąż nie ma oficjalnego komunikatu w tej sprawie. I kto wy, czy się go w ogóle ich doczekamy, gdyż sytuacja z CoVid-19 w Starcie zapewne nie wpłynie na zmiany w ligowym kalendarzu.
Lubelscy koszykarze w środę wieczorem rozpoczęli kwarantannę i według zasłyszanych na tamtejszej starówce pogłosek, ma ona potrwać 8 dni, czyli do 19 listopada. Tymczasem najbliższy ligowy mecz mają wpisany w terminarzu dopiero na 3 grudnia, w Zielonej Górze przeciwko Zastalowi.
Edit: Zwrócono mi uwagę, że we wtorek Pszczółka Start przełożyła jednak mecz z Astorią. Pojawiła się o tym lakoniczna informacja na oficjalnej stronie ligi (https://plk.pl/aktualnosci/n/
Gorzej wygląda sytuacja w Lidze Mistrzów i już w trakcie pisania tego tekstu, pojawiła się informacja, że zaplanowany na 17 listopada pojedynek w Niżnym Nowogrodem zostanie rozegrany 23 grudnia. Idealnie, by w dalekiej Rosji spotkać oryginalnego Dziadka Mroza.
Paradoksalnie przerwa związana z koronawirusem może jednak uspokoić nieco sytuację wokół klubu z Lublina. Nawet pomimo ligowego bilansu 9-4, czyli bardzo przyzwoitego, ostatnio aż huczało od plotek związanych z drużyną prowadzoną przez Dawida Dedka.
– „Klub jest niezadowolony z Medforda i Moore’a” – słyszało moje lewe ucho
– „Medford i Moore są niezadowoleni z klubu” – słyszało moje prawe ucho
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
.
Wydawałoby się, że w takiej sytuacji stosunkowo łatwo byłoby wyrazić zgodę na rozwód i nawet powinno obejść się bez specjalnie wysokich alimentów. Czy tak jednak się stanie? Uważam, że w tej sytuacji mimo wszystko w lepszej pozycji są gracze – zwłaszcza Lester Medford znalazłby bez problemu nowego pracodawcę, a lubelski zespół nie miałby tak łatwo z ich następcami. Zwłaszcza gdyby chciał pozyskać zamiast nich zawodników, którzy są w grze i nie mają za sobą półrocznej, albo dłuższej przerwy.
Nie dwóch, a nawet trzech Spidermanów trzeba za to, by oddać obecną sytuację w lubelskim zespole w strefie podkoszowej. W wygranym w samej końcówce meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza niespodziewanie objawił się w zespole Startu Amerykanin, Adam Kemp, który pierwotnie miał pauzować z powodu kontuzji do końca listopada. Trener David Dedek ma w tym momencie, czy raczej miał przed kwarantanną, trzech środkowych do dyspozycji – Kempa, jego rodaka Josha Sharmę i Romana Szymańskiego.
Stali czytelnicy niniejszej rubryki, czy też moich artykułów na temat skautingu, na pewno doskonale wiedzą, że mam głęboką niechęć do posiadania w zespole dwóch środkowych, którzy nie zagrają razem ze sobą na parkiecie. Nie przyszło mi jednak do głowy, że doczekam się w PLK sytuacji, w której jedna z drużyn takich graczy będzie mieć aż trzech (słownie: TRZECH).
Czegoś takiego sobie w naszej lidze w ogóle nie przypominam, a w prywatnych rozmowach jako przykład znajomy rzucił… Luca Longleya, Billa Wenningtona i Joe Kleine’a z czasów mistrzowskich Chicago Bulls. Ci jednak potrzebowali wtedy 18 fauli na Shaquille’a O’Neala czy innego Hakeema Olajouwona.
We wspomnianym meczu przeciwko MKS-owi, trener Dedek też chyba nie wiedział, co zrobić z tym nagłym przypływem podkoszowego bogactwa. Wrażenie zrobiła szczególnie sytuacja z trzeciej kwarty, w której wystarczyło zaledwie 2 minuty i 49 sekund, by już cała trójka zdążyła się na parkiecie pojawić.
Co będzie dalej? Josh Sharma podpisał pod koniec września 3-miesięczny kontrakt, można zatem oczekiwać, że przed upływem 2020 roku to on pożegna się z lubelską ekipą. Nie można jednak zapominać, że na centrze potrafi grać również Kacper Borowski.
Ustawienie właśnie z nim na „piątce” dobrze się zresztą sprawdzało w początkowej fazie sezonu. Wśród dziewięciu najbardziej „plusowych” zestawień graczy Startu, dwa z nich to były właśnie składy, w których „Boro” grał na pozycji środkowego. W obu nich „czwórką” był wtedy Armani Moore, tak jakby potwierdzając moje obserwacje, że jemu akurat wspólne występy z przywiązanymi do strefy podkoszowej Szymańskim czy Sharmą ograniczają miejsce do gry i przeszkadzają w pokazaniu pełni swoich możliwości.
Piątek dopiero przed nami
Chociaż “piątek 13-tego” dopiero jutro (piszę ten tekst w czwartkowe popołudnie), to wszyscy mamy nadzieję, że w ostatnich dniach wyczerpaliśmy na dłużej ligowy limit poważnych kontuzji. Czarną serię rozpoczął przed tygodniem Jakub Karolak, którego uraz kostki wykluczył na najbliższy miesiąc.
W minioną sobotę dołączył do niego James Florence, którego czeka trzymiesięczna przerwa w grze z uwagi na zerwanie mięśnia przywodziciela. W Ostrowie Wielkopolskim momentalnie rozpoczęto poszukiwania następcy, ale z tego, co słychać, to trener Łukasz Majewski i działacze Stalówki są zdeterminowani, by był to przede wszystkim gracz, który jest w rytmie meczowym.
Może się to zatem skończyć tak, że będzie to znacznie mniej znane nazwisko od obcokrajowców pozyskanych latem, ale będzie to jednocześnie zawodnik, który szybko po przyjeździe pomoże zespołowi.
.
Nie da się niestety przewidzieć za to tego, co wydarzy się w Dąbrowie Górniczej po dramatycznie wyglądającej i równie groźnej w skutkach kontuzji Sachy Killeye’a-Jonesa. „Zerwanie części bliższej więzadła rzepki” w czytelniejszym tłumaczeniu brzmi niestety jak „kilka miesięcy przerwy”.
– O obecnych rozgrywkach, to w naszym klubie moglibyśmy pewnie napisać książkę – powiedział nam zaledwie kilka dni temu Alessandro Magro.
Mówił to po tym, gdy jego zespół pierwszą część sezonu był zmuszony grać wyłącznie na wyjazdach, miał poważne problemy z koronawirusem, a niedawno stracił też głównego asystenta (Roberta Skibniewskiego), który przeszedł do Polpharmy Starogard Gdański, czyli bezpośredniego rywala w walce o utrzymanie.
Czy może być jeszcze trudniej? W środę wieczorem okazało się, że niestety tak. Wielka szkoda przede wszystkim samego Brytyjczyka, który z powodzeniem rozpoczął odbudowę swojej kariery na polskich parkietach i w teorii mógł być nawet wybrany pod koniec 2. rundy najbliższego draftu NBA, który odbędzie się 18 listopada.
Wyloty i przyloty
W czwartek Anwil Włocławek oficjalnie poinformował o rozwiązaniu („za porozumieniem stron”) kontraktu z Deishaunem Bookerem. „Porozumienie stron” to jednak określenie, w którym może mieścić się dosłownie wszystko.
Od jakiegoś czasu w zakamarkach Internetu przewijały się jednak sugestie, że Amerykanin nie jest wzorem sportowego prowadzenia się, a trener Marcin Woźniak miał z kolei do niego pretensje o brak zaangażowania. Niedawne mecze z Astorią Enea i PGE Spójnią pokazały za to, że Booker przynajmniej potrafił zdobywać punkty, w przeciwieństwie do bardziej zaangażowanych i mocniej trenujących kolegów.
W obecnej sytuacji na rynku i z wywożonymi z Polski statystykami (15,3 pkt, 42% za 3, 5,4 as.) spodziewamy się, że nową pracę Booker znajdzie raz-dwa. Jego odejście najprawdopodobniej oznacza także, że na dłużej w zespole pozostanie Rotnei Clarke, którego miesięczna umowa kończy się 23 listopada, jednak klub z Włocławka uzgodnił w niej również warunki dalszej współpracy.
Liczba Amerykanów musi się jednak w lidze zgadzać i zupełnie po cichu nowy gracz pojawił się za to w Gliwicach. Jest nim amerykański obwodowy Shannon Bogues, który w najbliższych dniach będzie prezentował swoje umiejętności trenerowi Matthiasowi Zollnerowi.
23-letni Bogues jest w tym momencie związany kontraktem z niemieckim BV Chemnitz 99. Jednak w ostatnich dniach podpisano tam umowę z lepiej chyba rokującym Wesem Clarkiem i wygląda na to, że dla ubiegłorocznego absolwenta uczelni Stephen F. Austin może zabraknąć miejsca za naszą zachodnią granicą.
.
Czy GTK Gliwice rzeczywiście potrzebują jeszcze jednego obwodowego? Po odejściu Mateusza Szlachetki do Śląska Wrocław być może rzeczywiście tak jest, ale bardziej chyba straszy dziura pod koszem. Szczególnie w takich meczach, jak ten przegrany 80:87 w Radomiu, gdzie słabo wyglądał Szymon Szymański, a w problemy z faulami szybko wpadł Jordon Varnado.
Debiutantów dwóch
Jeden z nich od jakiegoś czasu przygotowywał się do tej funkcji. Drugi z kolei był propozycją zaskoczony i wcale nie wyklucza, że jeszcze wróci do roli asystenta.
Ligowe życie jest jednak przewrotne i to Maciej Raczyński zaczął od dwóch wygranych, gdy Robert Skibniewski już dwukrotnie musiał przełknąć gorycz porażki.
W poczynaniach tymczasowego (?) trenera PGE Spójni najbardziej zaimponowała nam jego postawa podczas przerw na żądanie w wygranym meczu we Włocławku. Bardzo spokojnie rozmawiał tam z graczami, tak jakby nie chciał na siłę czynić z siebie kogoś, kim w tym momencie jeszcze nie jest. Wygląda na to, że przynajmniej na razie takie podejście jest bardzo dobrze odbierane przez graczy ze Stargardu.
.
Kolejny test Macieja Raczyńskiego już w piątek, gdy jego zespół przyjedzie do Gdyni na mecz z podrażnioną ostatnią słabą serią (jedna wygrana w pięciu meczach) Asseco Arką. Tego samego dnia Anwil Włocławek podejmie HydroTrucka Radom w meczu, który po ostatnich wzmocnieniach gości zapowiada się zaskakująco ciekawie.
Stinger, @Stingerpicks
[/ihc-hide-content]