
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Cztery mecze, cztery zwycięstwa – pierwsze tygodnie pracy Igora Milicicia w Ostrowie Wielkopolskim przebiegają wyjątkowo sprawnie. O ile wcześniejsze wygrane nad drużynami z dołu tabeli można było potraktować jako planowe, to sobotnia wygrana w Lublinie różnicą 20 punktów (82:62) to już nie przelewki.
Zaciekawiło mnie, czy seria zwycięstw zmieniła trochę koncepcje transferowe w zespole Arged BMSlam Stali w porównaniu do momentu, w którym nowy szkoleniowiec rozpoczynał pracę.
– Nie działamy pod wpływem wyników, ale pod wpływem naszej gry i tego, co chcemy w niej poprawić, czy to teraz, czy w przyszłości. Nie jesteśmy w pośpiechu, cały czas analizujemy rynek zawodników – odpowiedział trener Milicić, gdy udało się nam chwilę porozmawiać w drodze powrotnej drużyny z meczu w Lublinie.
Z wypowiedzi szkoleniowca Stali wywnioskowałem również, że poszukiwania nowych graczy to pracochłonne zajęcie. Milicić nie chciał co prawda powiedzieć, ile średnio spał godzin na dobę w minionym tygodniu, ale przyznał, że wykasował prawie 50 gigabajtów materiału wideo z akcjami potencjalnych kandydatów do gry w jego zespole. Obejrzenie tego, nawet w oszczędnych czasowo klipach dostępnych w Synergy Sports, musiało sporo godzin zająć.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
– Optymalnie byłoby, gdyby udało nam się sprowadzić 2 zawodników – dodał trener Stalówki.
Czy on to może trafić?
Jednak jeszcze bez nich ekipie z Ostrowa udało się zanotować bardzo solidny występ w Lublinie. Przed meczem można było się zastanawiać, czy większym problemem będą braki personalne na obwodzie (Stal), czy może w strefie podkoszowej (Pszczółka Start). W rzeczywistości mecz rozstrzygnął się jednak gdzie indziej.
Chris Smith i Jakub Garbacz zdobyli łącznie 53 punkty, ale ich dorobek strzelecki to tylko część przewagi gości na pozycjach 2-4. W sobotę bardzo rzucało się w oczy, że gracze z Ostrowa są szybsi, silniejsi i lepiej czują się na fizycznym kontakcie. Bardzo dobrze tego typu przewagi wykorzystywali (także Armani Moore), co zresztą było charakterystyczne w mistrzowskich sezonach Anwilu Włocławek pod dowództwem właśnie Milicicia.
Poza tym – czy można przegrać mecz, gdy Jakub Garbacz trafia takie rzuty? Piłka leciała tak wysokim łukiem, a superstrzelec Stalówki jest tak niesamowity w obecnym sezonie, że – daję słowo – zdążyłem pomyśleć „ciekawe, czy on to trafi?”. A piłka czyściutko przeleciała przez siatkę.
.
Zastal potrafi
Przyczyn porażki Startu było wiele, ale niewątpliwie 2 na 23 w rzutach z dystansu było jedną z nich, Równie duże problemy miał w próbach za 3 punkty Zastal, który dzień wcześniej zdołał jednak wygrać po dwóch dogrywkach (85:75) w Warszawie z Legią, chociaż trafił zaledwie 7 na 41 „trójek”.
Był to zdecydowanie najgorszy wynik w tym elemencie zielonogórzan w obecnych rozgrywkach. Na pomeczowej konferencji prasowej spytałem się trenera Żana Tabaka o to, co może w takiej sytuacji, w trakcie meczu, zrobić szkoleniowiec?
.
Chorwat już w podsumowaniu meczu wspomniał, że skuteczność była słaba, ale większość prób za 3 punkty swoich zawodników uważał za właściwe decyzje. Jednak nawet najlepsi specjaliści w tym elemencie pudłowali – Gabriel Lundberg i Janis Berzins trafili tylko 2 z 14 takich rzutów.
W niedzielę w Gliwicach spodziewamy się lepszej formy strzeleckiej zielonogórzan, chociaż nawet dla tak świetnie przygotowanego zawodnika, jak Duńczyk rozegranie kolejnego meczu 48 godzin po spotkaniu z dwoma dogrywkami i 48 minutami spędzonymi na parkiecie, może być wielkim wyzwaniem.
Inne atuty
Zastal w Warszawie zwyciężył, gdyż pomimo słabej formy strzeleckiej zachował inne atuty, które pokazywał na przestrzeni całego sezonu. To przede wszystkim przygotowanie defensywne pod kątem rywala i następnie egzekucja tego na parkiecie.
Najbardziej rzuciło się to w oczy w przypadku Jakuba Karolaka, który uwielbia rzucać z narożników w kontrataku, najchętniej po naskoku i bez kozła. Przeciwko Zastalowi strzelec Legii trafił tylko jeden taki rzut i miało to miejsce akurat w sytuacji, w której pod drugim koszem urazu doznał Geoffrey Groselle, co zdezorganizowało powrót zielonogórzan do obrony. Dodatkowo na niekorzyść Karolaka musiało zadziałać na pewno to, że rywale pamiętali jego serię 4 „trójek” przeciwko obronie strefowej z meczu tych drużyn w 1. rundzie.
Pozostałe 6 prób zza linii 6,75 metra było zatem już dla Karolaka nieudanych. Rzucał albo pod presją rywala, albo po koźle, albo i po koźle i pod presją rywala. Dorobek strzelecki (16 pkt) poprawił jednak kilkoma świetnie wykończonymi kontratakami, a podobnie jak cały zespół, mocno też walczył o zbiórki.
W rozmowach z trenerami i zawodnikami innych drużyn często przewija się uwaga, że dopiero w grze przeciwko Zastalowi można odczuć, jak dużą intensywność prezentują jego gracze w defensywie.
Ciekawa sytuacja z tym związana miała miejsce z Lesterem Medfordem, który występuje w Energa Basket Lidze od początku sezonu, a w piątek przeciwko Zastalowi zagrał dopiero po raz pierwszy. Czemu tak? Gdy Legia na początku rozgrywek grała w Zielonej Górze, to Amerykanin był jeszcze zawodnikiem Pszczółki Startu. Z kolei, gdy to lublinianie pojechali na wyjazd do lidera tabeli, to Medford był w składzie Legii.
Zarówno on, jak i Nick Neal (tylko 10 minut przeciwko Zastalowi w 1. rundzie w barwach HydroTrucka) mieli swoje problemy (organizacja gry i skuteczność z dystansu), ale również dobre momenty. Najczęściej, gdy udawało im się przebić przez pierwszą linię obrony i zaatakować strefę podkoszową, tam czasami bywało luźniej. Zwłaszcza po tym, jak właśnie Medford sprytnie w 2. połowie wpędził w kłopoty z faulami Geoffreya Groselle’a.
Optymizm w Szczecinie
Znakomity początek sezonu w Kingu to już zamierzchła przeszłość, jednak w ostatnich dniach po raz drugi w bieżącym sezonie w Szczecinie powiało optymizmem. To nie tylko kwestia zatrudnienia Macieja Lampego, ale także postawa zespołu na parkiecie.
Nawet w przegranym 80:99 spotkaniu z Zastalem dało się wyciągnąć sporo pozytywów i widać było sporą zmianę w stylu gry, który próbuje narzucić trener Jesus Ramirez. Fragmentami jego zawodnicy fajnie szukali przewag na parkiecie, np. w atakowaniu Rolandsa Freimanisa w grze tyłem do kosza, jednak przeciwko zielonogórskiej obronie nie byli w stanie zachować wymaganego poziomu przez 40 minut.
Inaczej było kilka dni później w Stargardzie. Tam to King wyglądał jak Zastal, a znakomicie sprawdziły się takie pomysłu taktyczne, jak gra na dwóch rozgrywających, atakowanie środkowych PGE Spójni akcjami pick&roll, czy presja na Tomaszu Śniegu. Nick Faust ma wiele zalet, ale podejmowanie decyzji na parkiecie nie jest jedną z nich, szczególnie gdy musi wybierać pomiędzy bramkami „A” i „B”, a czasami i „C”.
Szkoda tylko kontuzji Michela Fakuade, który w bardzo pechowych okolicznościach podkręcił staw skokowy. O amerykańskim podkoszowym piszę nieprzypadkowo, gdyż w starciu z Zastalem udało mu ograć Groselle’a i zapunktować z faulem, gdy ten próbował „zabrać mu krzesło” w akcji tyłem do kosza. To w tym sezonie Energa Basket Ligi rzadkość.
.
Poszukiwania trwają
Stal Ostrów szuka dwóch nowych zawodników (jeden to PG), Start Lublin po odejściu do Fuenlabrady Josha Sharmy pilnie za to potrzebuje środkowego, taki przydałby się też w GTK Gliwice.
Rozgrywającego po zwolnieniu McKenzie’ego Moore’a chętnie przygarnie za to także Anwil Włocławek. Kilka dni temu pojawiły się pogłoski o rozmowach klubu z Curtisem Jerrelsem, który mógłby być kolejnym obwodowym z bardzo ciekawą przeszłością, jaki w ostatnich tygodniach pojawiłby się w PLK. Coś na pewno było na rzeczy, gdyż o rozmowach, czy też o kontakcie na linii Jerrells-Anwil, słychać było choćby we Włoszech.
Czy jednak wydarzy się coś więcej? Pomijając nawet to, że nie jestem przekonany, czy Jerrels to typ gracza, którego potrzebuje zespół z Włocławka (dużo gry z piłką i mocno nastawiony na rzut), to negocjacje z nim też mogą nie należeć do łatwych.
Amerykanin podobno średnio pali się do przyjazdu do Europy i raczej niechętnie schodzi z ceny. Dodatkowo to tak naprawdę nie ma stałego agenta, jest raczej otwarty na podsyłane mu propozycje od różnych menedżerów, co jednak potrafi powodować bałagan w rozmowach.
A na dokładkę — w środowisku uchodzi też za kogoś, kto zawsze lubił życie nocne, a o nie w czasach CoVid-19 nie jest łatwo, co też może zniechęcać do przyjazdu na Stary Kontynent.
Komentatorzy Polsatu Sport często w relacjach podkreślają „przekleństwo komentatora”, gdy na przykład chwalą kogoś za skuteczność rzutów wolnych, a ten akurat pudłuje z linii.
Ciekawe, czy istnieje też przekleństwo felietonisty i na przykład w poniedziałek Anwil ogłosi Jerrellsa, na złość temu, co powyżej napisałem.
Wojciech Malinowski, @Stingerpicks
[/ihc-hide-content]