
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Przejazd z Lublina do Ostrowa Wielkopolskiego trasą S8 wynosi podobno 396 kilometrów – tak przynajmniej informuje Wujek Google. Taką właśnie odległość przebył Armani Moore, który w końcu (trochę to trwało) pożegnał się z zespołem Pszczółki Startu i dołączył do Arged BMSlam Stali.
Rytm meczowy i obecność w Europie to elementy, które trener Łukasz Majewski bardzo wysoko stawiał na liście priorytetów w kontekście poszukiwań nowych graczy. W przypadku Amerykanina zrezygnował jednak z pozyskania silnego skrzydłowego, który jest zagrożeniem na dystansie.
Moore’owi zdarzały się co prawda pozytywne sezony pod tym względem (w 2016/2017 trafił 44 na 102 próby w barwach Stelmetu), jednak ogólnie nie jest to jego silna strona. Na pewno nie ma tak pewnej ręki, jak Fin Carl Lindbom, którego najbliższa przyszłość jest bardzo niepewna z powodu problemów z kręgosłupem.
„Test oka” Moore’a w trakcie występów w Lublinie (13 meczów, 7,8 pkt) pokazywał, że najlepiej czuje się on w grze ofensywnej, gdy ma miejsce pod koszem na swoje manewry, a towarzyszący mu środkowy może zagrozić rzutem z dystansu. Kimś takim był Kacper Borowski, a takiej roli nie potrafili niestety pełnić Josh Sharma i Roman Szymański. Potwierdziły to też dostarczone przez Jacka Mazurka z „Pulsu Basketu” statystyki.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!