
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Mecz Trefla ze Stalą Ostrów był pojedynkiem, który powinno się przedstawiać przybyszowi z Marsa, gdyby ten chciał zapoznać się z Energa Basket Ligą. Znalazło się w nim bowiem sporo elementów, dla których wszyscy kochamy tę ligę:
– Prawie identyczne pod względem koloru stroje obu drużyn, z czym w jednej z pierwszych akcji ewidentnie nie poradził sobie Michał Kolenda, który siedząc na parkiecie, podał do stojącego dwa metry obok Jarosława Mokrosa.
– Obklejony naklejkami parkiet, po których ślizgali się zawodnicy. W tym meczu dwie wywrotki w dwóch kolejnych akcjach zostały połączone w wersji Deluxe z serią trzech dramatycznych pudeł spod kosza („Best of PLK” w 35 sekund do zmontowania w drugiej kwarcie).
– Zbudowany za duże pieniądze, ale tez bez jakiegokolwiek pomysłu zespół, którego niedoświadczony trener w pewnym momencie myśli sobie „Co ja narobiłem?”.
– Run 15:0 jednej z drużyn, który rozstrzyga losy spotkania.
Trochę miodu
Nie będę ukrywał, że grę zespołu prowadzonego przez Marcina Stefańskiego oglądam z dużą przyjemnością. Kibiców Trefla na pewno boli derbowa porażka z Asseco Arką, ale przy trudnym terminarzu bilans 4-2 na pewno wygląda obiecująco. A i w niedzielnym spotkaniu z Pszczółką Startem Lublin sopocianie moim zdaniem powinni sobie dać radę.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!