
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Jesteś trenerem w Energa Basket Lidze? Chcesz, by rozmowa z tobą ukazała się na łamach Polskikosz.pl w strefie ”Premium”? To proste – wygraj 5 z 6 pierwszych meczów ligowych.
W ostatnich dniach udało mi się porozmawiać z trenerem Legii Warszawa Wojciechem Kamińskim oraz z Łukaszem Bielą, jego odpowiednikiem w Kingu Szczecin.
O ile po rozmowie z „Kamykiem” ciężko było oczekiwać dużych zaskoczeń, gdyż rozmawialiśmy w życiu już sporo razy, to ciekawiej było w przypadku trenera Bieli, z którym nigdy jeszcze nie miałem okazji się zmierzyć.
Już po zaklepaniu terminu wywiadu żałowałem, że zabrakło mi odwagi, by napisać mu – „Obiecuję, że postawię w rozmowie trudniejsze warunki od Anwilu”.
Na koniec też było ciekawie, gdyż trener Biela pół żartem zasugerował, że chciałby mieć ten sam tytuł rozmowy, co trener Kamiński. Gdy zupełnie poważnie odpowiedziałem, że to niemożliwe, usłyszałem – „Szkoda, teraz przecież przed nami osiem wyjazdów z rzędu”.
Aż musiałem sprawdzić, czy to rzeczywiście prawda. I tak rzeczywiście jest.
Moim czytelnikom z Wrocławia mogę od razu obiecać, że w przypadku wygranej w niedzielę w meczu przeciwko drużynie z Ostrowa Wielkopolskiego, trener Oliver Vidin otrzyma propozycję rozmowy, jeszcze zanim pojawi się na wirtualnej konferencji prasowej.
Śląsk też ma bowiem szansę na wykręcenie bilansu 5-1. Dodatkowo identycznie jak w przypadku Legii i Kinga, jedyna porażka na ich koncie jest efektem meczu ze Stelmetem/Zastalem Enea Zielona Góra.
Skoro już wspomniałem o Anwilu…
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Ciężko napisać coś więcej o zwolnieniu trenera Dejana Mihevca niż to, co w ciągu ostatnich 24 godzin napisała praktycznie każda osoba, która od sierpnia tego roku obejrzała chociaż raz w grze Anwil Włocławek. Słoweniec nie poradził sobie ani z budową składu, ani też ze stworzeniem choćby solidnego monolitu z posiadanych graczy.
Jego porażka potwierdza jednak, że bardzo trudne zadanie – nie tylko w koszykówce – ma trener, który podejmuje pracę w klubie, w którym jego poprzednik pracował przez kilka(naście) lat i odnosił w tym czasie wielkie sukcesy.
Na standardy polskiej koszykówki kimś takim był na pewno Igor Milicić i pierwszy trener zatrudniony bezpośrednio po nim, na pewno nie miał łatwo. Nawet gdyby swoją pracę wykonał lepiej niż Dejan Mihevc.
Wiara, nadzieja, Almeida
Taki zgrabny wpis poczynił w przerwie meczu w Szczecinie jeden z użytkowników Brzytwy. Spostrzeżenie było oczywiście całkowicie słuszne – tylko bardzo dobry mecz Kabowerdeńczyka mógł zapewnić Anwilowi wygraną. King Szczecin, zwłaszcza pod względem organizacji gry w defensywie, to jednak drużyna z zupełnie innego poziomu niż GTK Gliwice. Wynik zatem też okazał się diametralnie inny.
Almeida, chociaż zazwyczaj dobrze broniony, trafiał z gry na dobrej skuteczności (8/17). Problemy miał jednak na linii rzutów wolnych, gdzie ostatecznie trafił tylko 3 z 10 wykonywanych prób. Zaciekawiło mnie, czy Ivan miał już wcześniej równie czarny dzień na polskich parkietach w tym elemencie gry.
Okazało się, że tak. 21 października 2017 roku, czyli na początku swojej przygody w naszym kraju, Almeida trafił zaledwie 3 z 11 rzutów wolnych w starciu przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec.
Tamto spotkanie figuruje zresztą w historii gier Kabowerdeńczyka w Polsce pod hasłem „czarny dzień Ivana”. Oprócz katastrofy w rzutach wolnych, trafił również zaledwie 3 z 10 rzutów z gry, a jego łączny wskaźnik eval wyniósł „-2” (słownie: Minus Dwa). To jedyny taki stwierdzony przypadek u gwiazdy Anwilu od czasu jego pojawienia się w PLK.
Co dalej z Anwilem?
Na razie wiadomo, że drużynę w sobotnim meczu przeciwko Legii Warszawa poprowadzi Marcin Woźniak, dotychczasowy asystent. Czy na dłużej? Publiczne grożenie palcem za słabe wyniki ze strony prezydenta miasta i Rady Nadzorczej sugeruje, że należy się spodziewać raczej większego, ale także znanego na włocławskim/polskim rynku nazwiska.
Tranferowy bazarek oczywiście od razu zapełnił się kandydatami, zazwyczaj z tymi samymi, znanymi wszystkim nazwiskami. Trochę niczym fałszerz Monsieur LeClerc z niezapomnianego, przynajmniej przez nieco starszych już widzów, serialu „Allo Allo”.
.
W czwartek wieczorem nasiliły się jednak plotki o rychłych przenosinach z Asseco Arki Gdynia Przemysława Frasunkiewicza.
„To prawda, że w kręgu zainteresowań był także Przemysław Frasunkiewicz?
– Tak, to prawda. To był jeden z głównych kandydatów, ale… wcześniej porozumiał się z Arką Gdynia. Byłoby wielce nieeleganckie z mojej strony, gdybym próbował „wyciągnąć” trenera z innego klubu. Trzeba się wzajemnie szanować.” – mówił latem prezes Anwilu Arkadiusz Lewandowski w wywiadzie dla „Sportowych Faktów”.
Gdy trzeba ratować sezon, to „elegancja – Francja” potrafi jednak zejść na dalszy plan. Przenosiny Frasunkiewicza nie powinny zatem nikogo zdziwić.
Na obwód czy pod kosz?
Trener trenerem, ale w Anwilu na pewno są luki w składzie, który wypadałoby uzupełnić nowym graczem. To oczywiście nie jest łatwe w sytuacji napiętego budżetu, a także posiadania aż siedmiu obcokrajowców pod kontraktem. Gdyby jednak miało się coś wydarzyć, to w mojej opinii większej pomocy wymaga strefa podkoszowa.
Na obwodzie, nawet przy kontuzji Przemysława Zamojskiego, to i tak będzie trzeba czekać na to, ile da się wyciągnąć z McKenzie’ego Moore’a. Amerykanin ma pojawić się w składzie Anwilu w sobotnim meczu z Legią i w co ciężko uwierzyć kibicom we Włocławku, tak mniej więcej termin jego powrotu miał właśnie od kilku tygodni wyglądać. Najpierw dwa tygodnie rehabilitacji na wakacjach w Grecji, potem tydzień indywidualnych treningów, a następnie dołączenie do zespołu.
Na efekty powrotu Moore’a będzie trzeba zatem spokojnie poczekać, pod koszem brakuje za to mobilnego i atletycznego gracza, który mógłby bronić obie pozycje, a w bonusie jeszcze radzić sobie po przekazaniach. Kimś takim w drużynie Kinga Szczecin okazał się w ostatnich dwóch meczach Michael Fakuade i właśnie ktoś w stylu Amerykanina powinien być, moim zdaniem, priorytetem dla obecnego Anwilu.
Jak ukryć Bookera?
„W ataku, tak jak wszyscy inni, chcieliśmy atakować Bookera(…)” – powiedział nam w wywiadzie trener Łukasz Biela.
Za ojców utrudniania życia Amerykaninowi na polskich parkietach należy uznać duet szkoleniowców Trefla Sopot, a śladami Marcina Stefańskiego i Krzysztofa Roszyka, niczym przeciskając się na zasłonie, idą teraz kolejni. O takim zamyśle zapewne nie zapomni również Wojciech Kamiński w trakcie przygotowań do sobotniego meczu przeciwko Anwilowi.
Pomysły na ukrywanie Amerykanina, czy też po prostu nauczenie/zmuszenie go do gry w defensywie, powinny być zatem wysoko na liście priorytetów nowego szkoleniowca Anwilu, kimkolwiek by on nie został.
W tym momencie nie byłbym jednak sobą, gdybym nie przypomniał, że:
– Jest utalentowanym zawodnikiem, potrafi zdobywać punkty z pozycji numer jeden. Nadal rozwija swoją grę w Europie. Gra bardzo dobrze piłką, ale jedną z jego lepszych stron jest to, że potrafi świetnie bronić, a jeśli będzie mógł to robić konsekwentnie, to bardzo pomoże swojej drużynie – zachwalał w momencie podpisania Bookera Ivan Almeida, który występował w nim w Nymburku.
– Zebrane opinie pozwoliły nam ustalić, że jest ambitny, utalentowany oraz zmotywowany, by dawać z siebie wszystko po obu końcach parkietu. Na pewno jest typem rozgrywającego, który przede wszystkim myśli o podaniu, ale potrafi także rzucić, gdy wymaga tego sytuacja – dodawał Dejan Mihevc po podpisaniu Amerykanina (obie wypowiedzi za serwisem „Sportowe Fakty”).
Wszystkich trenerów Energa Basket Ligi wzywamy zatem, by zapoznali się z tymi wypowiedziami, zapamiętali je i nie wpadali na jakieś dziwne pomysły atakowania Bookera. To przecież nie ma prawa się udać!
Stinger, @Stingerpicks
[/ihc-hide-content]