Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
– Po powrocie z dziennikarskiej emerytury napisałeś już trzy teksty o NBA i jeszcze żadnego o Blazers? Nie poznaję człowieka – usłyszałem kilka dni temu od jednego z kolegów.
Słuszna uwaga. Czas nadrobić straty.
Była czwarta z hakiem, gdy wyszedłem rozprostować kości. Przy okazji cyknąłem fotę:
.
Chwilę później obok mojego samochodu zaparkował drugi. Dwóch mężczyzn zaczęło równie powoli, co pieczołowicie wypakowywać ekwipunek z bagażnika. Jedna wędka, druga, kolejne. Jakieś wiaderka, składane taborety…
Rzecz działa się na leśnym parkingu obok jeziora Gołdapiwo. Urokliwe miejsce. Zaraz przy wylocie z Kruklanek w kierunku Jeziorowskich. Majowy poranek. Chwilę wcześniej świtało.
– Dzień dobry – usłyszałem od jednego z nich, wsiadając z powrotem do samochodu.
– Być może, choć to się dopiero okaże – odparłem z uśmiechem.
Około siódmej ewidentnie coś im się skończyło. Robaki, linka, napoje? Tak czy inaczej: jeden z nich wrócił do auta. Zastał mnie chodzącego bez większego celu po parkingu. Musiałem sprawiać wrażenie lekko podenerwowanego.
– Wszystko w porządku? Coś się stało? – zapytał.
– Tak, Lillard spudłował rzut na zwycięstwo.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!