
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Aleksandra Golec: Nie wszyscy wiedzą, że Paweł Dzierżak ma trzech braci, choć kibice koszykówki młodzieżowej z pewnością kojarzą też Michała, Wojtka i Kacpra.
Paweł Dzierżak: Wszystko dzięki naszym rodzicom, mamie, która również grała w koszykówkę i tacie, który poświęcał mnóstwo czasu po pracy wożąc nas na treningi i zabierając na mecze Prokomu Trefla. Mama skończyła grać jakoś niedługo po dwudziestych urodzinach, kiedy zaszła w pierwszą ciążę, ale potem razem z tatą bardzo dbała o to, żebyśmy załapali koszykarskiego bakcyla.
Zanim z Michałem (najstarszy z braci – przyp. red.) trafiliśmy na pierwszy trening koszykówki, który w jednej z sopockich szkół prowadził znajomy mamy, próbowaliśmy swoich sił w różnych dyscyplinach. I tak po drodze był np. taniec towarzyski!
Po roku zajęć w Sopocie, które raczej w formie zabawy odbywały się raz czy dwa razy w tygodniu, trafiliśmy do gdańskiego Korsarza, gdzie organizowane były grupy młodzieżowe. Po jakimś czasie dołączył do nas młodszy ode mnie o 6 lat Wojtek, który regularnie ćwiczył basket już w wieku 5-6 lat, a w zeszłym sezonie wspólnie występowaliśmy w pierwszoligowej Decce Pelplin, natomiast urodzony w roku 2009 Kacper zaczął obcować z piłką do kosza w wieku lat 3 i dziś reprezentuje swój rocznik w barwach UKS 7 Trefla Sopot razem z synem Marcina Dutkiewicza.

.
Z bratem Michałem kończyliśmy SMS w Sopocie i choć jego koszykarskie plany pokrzyżowały kontuzje to dalej jest blisko sportu. Ja już z Treflem, do którego trafiłem 10 lat temu sięgałem po medale MP juniorów, juniorów starszych, grałem w 2LM i stawiałem pierwsze kroki w PLK.
W czasach juniorskich występowałeś na kilku międzynarodowych turniejach. Grałeś m.in. na ME U-18 dyw. A w 2012. Na tamtej imprezie wyróżniało się wielu znanych dziś zawodników. Litwin Marius Grigonis podpisał kilka dni temu trzyletni kontrakt z wielkim CSKA Moskwa, a Dario Saric zagrał już w NBA kilkaset spotkań. Jak to jest, że ówcześni rywale są teraz podstawowymi zawodnikami w silnych, euroligowych klubach, grają w NBA, a biało-czerwoni muszą zadowolić się rodzimą ligą, gdzie nie zawsze mają szanse na dobre minuty. Przepaść urosła, czy odczuwalna była już 10 lat temu?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Już wtedy byliśmy dużo słabsi, ale różnica nie wynikała z braku umiejętności koszykarskich, co siły i warunków. Taktycznie byliśmy dobrze przygotowani, ale widoczny był brak indywidualnego przeszkolenia. Rywale rozwijali się koszykarsko w innych warunkach, wchodzili w seniorską koszykówkę szybciej, szybciej rywalizowali na treningach z dobrymi koszykarzami, a my graliśmy sami ze sobą.
To w Polsce zmienia się na lepsze, choć zmiany następują bardzo powoli. Przeskok z młodzieżowej do seniorskiej koszykówki w naszym kraju jest trudny, nie w każdym zespole ekstraklasowym czy pierwszoligowym są zawodnicy, od których można czerpać garściami, a mało kto ma szczęście, żeby w mocnym zespole przebić się od razu.
Czasem zamiast mierzyć wyżej trzeba podjąć decyzję o niższej klasie rozgrywkowej, żeby być nie tylko w treningu, ale i w trybie meczowym. Trzeba też cały czas pracować – nad formą sportową i kondycją psychiczną.
Przez te wszystkie juniorskie lata miałem wielu kolegów z drużyny, wyróżniał się Łukasz Kolenda, reszta była na zbliżonym poziomie, a dziś faktycznie gra tylko część. Dużo zależy od szczęścia, ale można dużo zrobić, żeby temu szczęściu pomóc. Fajnie jest też trafić na trenera, który wierzy w to, że możesz zaistnieć jako dorosły zawodnik.
Trenerem, który w Treflu Sopot wierzył w młodych zawodników był Darius Maskoliunas, jak wspominasz współpracę z tym uznanym litewskim szkoleniowcem?
Dużo się od niego nauczyłem, a dodatkowo zawsze miałem pewność, że szczera i ciężka praca na treningu zostanie doceniona. Trener potrafił to docenić, powiedzieć, że jest zadowolony z tego, jak się staram na treningach i nagrodzić mnie minutami. Nie tylko mnie. To trener, który ze swoimi zawodnikami grał fair.
Teraz oglądając euroligową Barcelonę widzę trenera Moskę i śmieje się sam do siebie, że kurcze, mój coach pracuje na takim poziomie, jego zespół gra taką koszykówkę, a ja tu w ERGO ARENIE do tego gościa przychodziłem na treningi! Darius Maskoliunas w Treflu Sopot stworzył nam wtedy organizacyjnie i treningowo prawdziwy, europejski poziom.
W PLK reprezentowałeś też barwy Polpharmy Starogard Gdański, gdzie ściągnęli Cię trener Milija Bogicević z trenerem Lichtańskim. Docelowo jednak pracowałeś z trenerem Gronkiem, a rok później trenera Lichtańskiego zastąpił coach Łukomski. W której Polpharmie grało Ci się najlepiej?
Trener Bogicević ściągnął mnie do Starogardu, ale rozstał się z klubem przed startem sezonu. To trochę mnie stresowało, bałem się powtórki z Trefla, gdy po trenerze Maskoliunasie zakontraktowany został kolejny zagraniczny trener – Zoran Martić, który jeszcze przed rozpoczęciem sezonu oświadczył mi, że nie widzi mnie w drużynie.
Okazało się, że moje obawy były niepotrzebne, u Artura Gronka grałem prawie 20 minut na mecz, drużynowo sezon zamknęliśmy z niedosytem, ale praca z trenerem Gronkiem dała mi dużo pewności siebie i komfortu gry. Dodatkowo, z trenerem Lichtańskim dobrze znaliśmy się z Trefla i z reprezentacji, on już wcześniej na mnie stawiał i doskonale orientował się w realiach młodzieżowych i wyzwaniach, jakie stawia przejście do kolejnego etapu.
W sezonie COVID-owym trenera Lichtańskiego po kilku pierwszych kolejkach na stanowisku pierwszego coacha zmienił trener Łukomski, walczyliśmy o utrzymanie, w końcu przez pandemię utrzymali się wszyscy. To był zwariowany sezon, który ciężko ocenić.

.
W sezonie 2020/2021 zdecydowałeś się pozostać na Kociewiu, ale zostałeś częścią zlokalizowanej 17 kilometrów od Starogardu, Decki Pelplin. Tam trenerowi Bartoszowi Sarzało udało się sprowadzić kilka ciekawych nazwisk. Jak oceniasz ten projekt i efekt finalny?
Apetyty w Pelplinie były spore, myślałem, że zajdziemy wyżej, ale w pewnym momencie sezonu zaczęły nas nękać kontuzje. Ja bardzo dobrze zacząłem sezon, biłem swoje statystyczne rekordy, ale potem zaczęła się plaga kontuzji. Był taki czas, że w każdej kolejce dwóch-trzech podstawowych zawodników wypadało z rotacji.
Po dwutygodniowej przerwie spowodowanej problemem z kostką wróciłem i za chwilę skręciłem drugą kostkę, mój brat zmęczeniowo złamał piątą kość śródstopia, ktoś inny miał problemy z kolanami… W drugiej rundzie, poza naszymi kontuzjami, problemy stwarzali też rywale – drużyny były do meczów z nami bardzo dobrze przygotowane i nie grało się już tak łatwo.
Jako team nie potrafiliśmy złapać dobrego rytmu, szkoda, bo wszystko zorganizowane było na profesjonalnym poziomie, a trener był bardzo zaangażowany. Graliśmy o utrzymanie, a na papierze mieliśmy potencjał na pierwszą ósemkę. Mam nadzieję, że w Starogardzie wszystko pójdzie już po myśli kociewskich kibiców!
W barwach Decki występował Kanadyjczyk polskiego pochodzenia – Nick Madray. Co sądzisz o obecności graczy zza oceanu w pierwszej lidze? Wprowadzanie obcokrajowców na zaplecze ekstraklasy to więcej plusów czy więcej minusów?
Takie transfery na pewno mogą podnieść poziom rywalizacji, szczególnie że liczba naprawdę dobrych, wszechstronnych graczy w pierwszej lidze jest ograniczona. Z drugiej strony uważam, że zaplecze polskiej ekstraklasy powinno być miejscem, gdzie perspektywiczni Polacy wywalczyć mogą sobie miejsce w drużynach najwyższej klasy rozgrywkowej.
Trzeba pamiętać, że niektórzy polscy zawodnicy nie mają wyboru i żeby grać profesjonalnie muszą związać się z klubem pierwszoligowym. Mamy przecież kolegów, którzy po czterech, pięciu latach siedzenia na ławce w PLK kompletnie skończyli grać, bo na ich miejsce zawsze był ktoś z innego kraju. Brak głośnych, zagranicznych transferów to mniejsza presja, więc jeżeli ktoś miota się między PLK, a jej zapleczem to żeby zafunkcjonować w czubie musi mieć komfort swojej pewnej pozycji o ligę niżej. W pierwszej lidze dobrze odbudowuje się mental i pracuje nad elementami, które wykorzystać będzie można z powrotem w PLK.
Do PLK wracasz zatem z energią, którą ponownie naładował Cię pierwszoligowy przystanek. Wybrałeś HydroTrucka, co zadecydowało o podpisaniu kontraktu właśnie w Radomiu?
Po sezonie w Pelplinie zaznaczyłem mojemu agentowi, że chciałbym znowu spróbować gry w PLK. Od początku poszukiwań wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwe, bo wszędzie szuka się oszczędności, pozycję zmiennika na rozegraniu łata się zagranicznymi jedynko-dwójkami, albo bierze się młodziutkich zawodników, którzy po prostu chcą znaleźć się w ekstraklasowym składzie i są po prostu bardzo tani.
Nawet jak teoretycznie taki Dzierżak dałby drużynie więcej wchodząc z ławki i pomagając ustawić grę, to przecież można odłożyć pieniądze. I choć nie są to duże różnice w wysokości kontraktów, to w czasach jakie mamy każda oszczędność ma dla klubów znaczenie.
Radom gotowy był negocjować, ja też świadomie dostosowałem się do możliwości finansowych. Zależało mi na tym, żeby się dogadać, bo chciałem ponownie być w środowisku i otaczać się w klubie ludźmi, od których dalej będę mógł się uczyć koszykówki. Mam 26 lat i nadzieję, że jeszcze trochę gry przede mną, a myślę, że z pierwszej ligi wycisnąłem maksa, więc HydroTruck będzie optymalnym miejscem na powrót i dalszy rozwój.
Nie pracowałem wcześniej z trenerem Markiem Popiołkiem, teraz odbyłem z nim dość długą rozmowę telefoniczną, którą jestem bardzo zbudowany. Podoba mi to, jak widzi koszykówkę, a dodatkowo motywującym jest fakt, że to młody polski trener, który debiutuje w roli pierwszego coacha, więc podobnie jak my – zawodnicy, musiał intensywnie pracować, żeby dostać taką szansę. Podejrzewam, że przez to będzie potrafił docenić zaangażowanie. Podczas tej rozmowy nie padły żadne obietnice, czy deklaracje, ale właśnie wyrażenie chęci współpracy, trener chce, żebym u niego grał, widzi mnie w Radomiu.
Czyli co, z Kękę na słuchawkach, śledzisz kolejne transfery, których dokonuje klub z Radomia i szykujesz się do przeprowadzki?
Widzę, że zbierany jest fajny skład – Filip Zegzuła z Danielem Wallem to chłopaki z Radomia i każdy kibic PLK wie, ile potrafią wnieść, kiedy zagrają swój mecz. Pod koszem został Serb, którego wesprze mój kolega z czasów juniorskich – Maciek Żmudzki. Maciek w pierwszej lidze wykorzystał swoje szanse, więc czas na poważniejszą rolę w PLK.
Rozgrywający Anthony Ireland to rozpoznawalna w PLK marka. Myślę, że to będzie fajny i zbilansowany skład grający przed zaangażowanymi kibicami!
Z Anthonym Irelandem znacie się z Trefla Sopot, prawda?
Tak, byliśmy w jednej drużynie przed tym, gdy zostałem wypożyczony do Kołobrzegu. Anthony przyleciał zastąpić innego rozgrywającego, który opuścił naszą ligę i wrócił na Cypr, a jak już wszedł w swój rytm to był prawdziwym objawieniem ligi. Kolejny sezon zagrał indywidualnie bardzo dobry, co poskutkowało, że z Polski wyjechał rywalizować na Litwę, a potem do Rosji.
Teraz, gdy okazało się, że będziemy razem w Radomiu, momentalnie odświeżyliśmy kontakt, zaczęliśmy ze sobą pisać i obaj nie możemy doczekać się wspólnych występów w jednym klubie. Obejrzałem sobie kilka jego najnowszych highlightów – Anthony naprawdę dalej ma to coś.
Anthony zasłynął w Polsce z szalonych zdobyczy punktowych, czy w Radomiu będzie mu wtórował Paweł Dzierżak?
Wiem, do czego zmierzasz (śmiech), tak, zmiany techniki rzutu to etap, który już dawno mam za sobą. Czasem się tak zdarza, że trenerzy chcą na siłę uszczęśliwić zawodnika poprawiając jego rzut, który choć skuteczny i wygodny dla samego zawodnika – może nie wyglądać optymalnie. U mnie te poprawki zachodziły w trakcie rozgrywek, nie w sezonie przygotowawczym, bo młody chłopak z marzeniem o profesjonalnej koszykówce ma (i słusznie!) wykonywać polecenia trenerów.
Oczywiście, warto poprawiać elementy techniczne, ale nie całkowicie je zmieniać. Każdy taki brak wygody powinno się głośno sygnalizować trenerom. Dobra komunikacja wpływa na dobry rozwój. Dziś rzucam tak jak lubię, grunt, żeby piłka znalazła się w koszu.
Dwa lata temu się ożeniłeś, rok temu urodził Ci się syn – czy Kasia i Dominik będą wspierać Cię z trybun pięknej, nowej hali w Radomiu?
Oczywiście, ciężko wyobrazić sobie, że miałbym teraz pojechać gdziekolwiek bez żony i synka! Jesteśmy jedną drużyną, więc teraz to już nie moja, a nasza koszykarska podróż.
Rozmawiała Aleksandra Golec, @aemgie
[/ihc-hide-content]