Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Była jesień 2003 roku. Maciej Lampe szykował się do debiutu w barwach Knicks, a ja do debiutu w Madison Square Garden. Słynący z pewności siebie kolega „po piórze” bywał w najsłynniejszej sportowej hali świata już wcześniej. Gdy w dniu meczu usłyszał w biurze prasowym, że zabrakło dla niego akredytacji, wpadł w szał.
– To skandal! Miła pani, ja jeżdżę od lat na mecze NBA. Jestem znanym dziennikarzem! Będę się odwoływał. Zadzwonię do pani szefa, do centrali! Byłem w wielu halach NBA, ale jeszcze nigdy nic podobnego mnie nie spotkało – grzmiał, wymachując rękoma.
Szefową ówczesnego biura prasowego Knicks, nie wiedzieć czemu, przypomniałem sobie całkiem niedawno. Stanęła mi przed oczyma, gdy podczas jednej z demonstracji z bliska przyglądałem się Marcie Lempart. Ta sama skala temperamentu.
– To nie jest jedna z hal NBA! To Madison Square Garden!!! Panie, to New York Knicks!!! – ryknęła. – I pan, za te swoje krzyki, już nigdy więcej ich z trybuny prasowej MSG nie ujrzy. Proszę opuścić biuro, tam są drzwi! – wskazała palcem.
Przez ułamek sekundy stał jeszcze jak wryty, czując na sobie spojrzenia wszystkich obecnych w biurze. Po czym powoli odwrócił się na pięcie. I wyszedł. Bez słowa.
New York Knicks to klub inny niż wszystkie. Ostatnie mistrzostwo zdobył niemalże 50 lat temu, ale i tak – pozostaje symbolem NBA. I koszykówki.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!