
Dołącz do Premium – czytaj wszystkie teksty i graj w Fantasy Ligę! >>
Droga tego już 35-letniego koszykarza na zawodowe parkiety była długa i kręta. W sezonie 2006/2007 rozegrał co prawda 17 spotkań w barwach Toronto Raptors, ale potem długie sześć lat spędził na europejskich parkietach. Ostatecznie, w sezonie 2012/2013, szansę dali mu Phoenix Suns i Anthony Leon Tucker w pełni ją wykorzystał.
W drużynie z Arizony spotkał on Marcina Gortata, który po latach bardzo ciepło wspomina wspólną grę z P.J-em (to skrót od „Pop Junior”, jak nazywał go w dzieciństwie ojciec).
– To był zdecydowanie jeden z moich najlepszych kolegów w czasie gry dla Suns. Jestem jego ogromnym fanem, gdyż P.J. to taki facet, który w twoim najgorszym dniu jest w stanie cię uratować swoją obecnością, uśmiechem i pozytywnym nastawieniem. To również zawodnik, który wkłada całe serce w swoją grę. Bardzo poważnie podchodzi do gry w defensywie, a w ataku zawsze stara się wykorzystywać swoje silne strony, na czele z „trójkami” z narożnika. W szatni jest raczej cichy, ale w odpowiedniej chwili potrafi wyrazić swoje zdanie, z którym każdy się liczy — chwali go Marcin Gortat.
.
Chociaż w barwach uniwersyteckiego zespołu Texas Longhorns Tucker został w 2006 roku uznany Najlepszym Zawodnikiem konferencji „Big 12”, to w drafcie do NBA wystarczyło to dopiero do wybrania go w drugiej rundzie,na 35. pozycji. Bardzo charakterystyczne było to, że z drugim wyborem Chicago Bulls zdecydowali się na LaMarcusa Aldridge’a, młodszego kolegę z zespołu bohatera tego tekstu.
Chcielibyśmy napisać, że Byki właściwie oceniły przyszły potencjał Aldridge’a… ale jeszcze w dniu draftu oddali go do Portland Trail Blazers za Tyrusa Thomasa. Ugryziemy się zatem w język.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Przyczyna tak dalekiej pozycji? Oczywiście wzrost. Scoutom klubów NBA imponowała wszechstronność, przygotowanie fizyczne i gra w defensywie Tuckera. Draft to jednak przede wszystkim ocena potencjału danych graczy, a w przypadku P.J. zastanawiano się, co zrobić z zawodnikiem, który ma 195 cm wzrostu i nie wiadomo, czy da sobie radę na obwodzie.
Pierwsza przygoda Tuckera z NBA była zatem nieudana i już w kolejnym sezonie rozpoczął on podbój europejskiego basketu.
Sensacja w Izraelu
W sezonie 2007/2008 kontrakt podpisali z nim szefowie izraelskiego Hapoel Holon. Tucker na tamtejszych parkietach odnalazł się znakomicie i po zakończeniu rozgrywek został uznany MVP Superligi.
– Na treningach pracował niezwykle mocno. W wewnętrznych grach 5 na 5 nigdy nie odpuszczał, zawsze grał z wielką intensywnością, a jak trzeba było, to nie stronił również od słownych przepychanek z kolegami z drużyny (tzw. „trash talk”. Chociaż ciężko było przewidzieć, głównie z powodu wzrostu, że zrobi potem tak dużą karierę w NBA, to już wtedy można było zauważyć, że ma to „coś” – powiedział naszemu portalowi Amit Tamir, ówczesny kolega z drużyny Tuckera.
Nagroda MVP nie była największym jego sukcesem z tego sezonu. Hapoel Holon dokonał bowiem niemożliwego i po 14 latach dominacji Maccabi Tel Awiw zrzucił go z krajowego tronu. Koszykarze z Holon najpierw wygrali sezon zasadniczy, a potem swoją znakomitą postawę potwierdzili w fazie play off. W Izraelu jest ona znacznie krótsza niż choćby w Polsce, a mistrz kraju jest wyłaniany w formule „Final Four”.
W wielkim finale, Hapoel Holon zagrał z Maccabi, wtedy finalistą Euroligi, i po dramatycznym meczu zwyciężył 73:72. Tucker (numer czwarty na czerwonej koszulce) zdobył w tym historycznym spotkaniu 18 punktów, decydujące trafienie wykonał za to Malik Dixon, błyskotliwy „łowca punktów” z obwodu, znany ze świetnej gry również w lidze tureckiej.
,
W kolejnych latach Tucker podróżował po Europe. Rozpoczął od Ukrainy, gdzie w pełni skorzystał z finansowego wyścigu pomiędzy tamtejszymi oligarchami. Jego roczny kontrakt w BC Donieck opiewał podobno na 1,5 miliona dolarów i były to zdecydowanie największe pieniądze, jakie zarobił podczas gry w Europie. W innych klubach były to wyraźnie niższe umowy, w niektórych przypadkach nie przekraczały one nawet 200 tysięcy dolarów.
Po Ukrainie przyszedł czas na powrót do Izraela (tym razem Bnei Hasharon), Grecję (Aris Saloniki), Włochy (Sutor Montegranaro), przydarzyły się również wakacje w Portoryko (Piraci z Quebradillas).
Latem 2011 roku na Tuckera zdecydowali się za to szefowie niemieckiego Brose Bamberg i jak się kilkanaście miesięcy później okazało, był to dla niego ostatni sezon w Europie. Był również najlepszym w jego wykonaniu.
– Zawsze zastanawiało mnie, czemu on nie gra w NBA. Zdawałem sobie sprawę, że brakuje mu trochę centymetrów, ale jednocześnie grał tak, jakby był sporo wyższy. Miał duże umiejętności, potrafił bronić rywali z różnych pozycji, zbierał. Przede wszystkim jednak grał niesamowicie fizycznie i zawsze rywalizował na 100 procent. Jego wpływ na grę drużyny było widać w każdym elemencie — chwali Tuckera w rozmowie z PolskiKosz.pl Brendan Rooney, obecnie scout Oklahoma City Thunder, a przed laty prawa ręka trenera Brose Bamberg, Chrisa Fleminga, jeżeli chodzi o budowę składu drużyny.
.
Z Tuckerem (na załączonym filmie gra z numerem „24” na białej koszulce) w składzie Bamberg po raz trzeci z rzędu zdobył mistrzostwo Niemiec, a od wejścia do Top 16 Euroligi dzieliła ich jedna wygrana. Amerykanin został uznany najlepszym zagranicznym zawodnikiem ligi BBL, a także otrzymał nagrodę MVP finałów, w których Bamberg 3:0 pokonał Ratiopharm Ulm.
– Był to sezon, który najbardziej utkwił mi w pamięci. Obserwowanie Tuckera codziennie, gdy z każdym treningiem stawał się lepszym graczem, robiło na mnie wielkie wrażenie. Być może byli wtedy w lidze lepiej wyszkoleni koszykarze, ale nikt nie miał takiego wpływu na grę drużyny jak on. Poza boiskiem to również był świetny gość. Skromny, z dużym poczuciem humoru i bardzo łatwo nawiązywał kontakty. Pamiętam, że w trakcie sezonu oglądali go skauci z NBA, ale nie było słychać o jakimś konkretnym zainteresowaniu z ich strony — wspomina Brendan Rooney.
Powrót do NBA
Latem 2012 roku na podpisanie kontraktu z Tuckerem zdecydowali się działacze Phoenix Suns. Po odejściu Steve’a Nasha dla drużyny z Arizony rozpoczęły się chude lata, ale akurat Tucker szybko zaczął się wyróżniać i wyrabiał sobie renomę solidnego gracza zadaniowego. Po dwóch sezonach spotkała go za to nagroda, gdyż Suns zaoferowali mu nową, trzyletnią umowę w wysokości ponad 16 milionów dolarów.
W lutym 2017 roku trafił w wymianie do Toronto Raptors i latem, po wygaśnięciu kontraktu, nie mógł narzekać na brak ofert. Najkorzystniejszą złożyli mu Houston Rockets, z którymi Tucker związał się czteroletnim kontraktem o wartości 32 milionów dolarów. Tam jeszcze bardziej umocnił swoją pozycję na zawodowych parkietach, a eksperymenty personalne generalnego menedżera Daryla Moreya i taktyczne, trenera Mike’a D’Antoniego, spowodowały, że z czasem stał się najniższym środkowym w NBA. Nikomu przeciwko niemu nie gra się jednak łatwo.
– Na pewno ciężko jest w starciach przeciwko P.J-owi. On wchodzi w ciebie bardzo mocno w walce podkoszowej i zabiera ci przestrzeń do gry. Jest to jego skuteczna broń na każdego zawodnika. Przede wszystkim nie można się z nim siłować, zamiast tego trzeba go mijać. Na przepychanki jest za silny, przynajmniej do zawodników o podobnym wzroście. W czasach gry przeciwko niemu ja byłem jednak znacznie wyższy, ważyłem kilkadziesiąt funtów więcej i potrafiłem także przeciwko niemu zrobić z nich użytek — opowiada Gortat.
„To niemożliwe”
Anegdotę z sezonu 2019/2020, z Tuckerem w roli głównej, przytoczył w ostatnich dniach na łamach „The Athletic”, Fred Katz. Przed meczem Rakiet w Waszyngtonie udał się on do szatni na rozmowę z nim, a jako dziennikarz pasjonujący się statystyką, uzbroił się w dane przygotowywane przez bardzo cenioną usługę „Second Spectrum”. Najciekawszą z tych dotyczących Tuckera, była informacja, że zajmuje on drugie miejsce w NBA w kategorii „blow-by rate”, czyli sytuacji, w których mija swojego bezpośredniego przeciwnika.
Spowodowane jest to głównie tym, że obrońcy bardzo agresywnie biegają do Tuckera, gdy ten składa się do rzutu z dystansu, co pozwala mu ich potem łatwo mijać.
Jak zareagował na to sam zainteresowany?
– Nie mogę w to uwierzyć. Jestem tak często mijany — odpowiedział z niedowierzaniem Tucker.
– Nie, nie, to ty tak często mijasz rywali — skorygował go dziennikarz.
– Co? Jestem na drugim miejscu w lidze? — Tucker ponownie nie mógł uwierzyć.
Po chwili zastanowienia dodał: – „Skoro ja jestem drugi, to kto jest pierwszy w tej klasyfikacji?”
– Jak sądzisz, rzuć jakimś typem — zachęcał go Katz.
– To może być Kyrie Irving — zasugerował skrzydłowy Rockets.
– Nie, to Jared Dudley – odpowiedział dziennikarz
– To niemożliwe! – zakrzyknął Tucker, chociaż po angielsku stwierdzenie „No fucking way” brzmi trochę dosadniej. Na tyle dosadnie, że obecna przy rozmowie pani z działu prasowego Rockets zwróciła mu uwagę, że rozmowa jest nagrywana.
– Jestem urażony, że akurat Jared mnie wyprzedził. Masz koniecznie tak napisać” – dodał Tucker z przekąsem, gdyż prywatnie przyjaźni się z Dudleyem.
Na tym cała sytuacja się jednak nie zakończyła. Gdy dziennikarz „The Athletic” poszedł rozmawiać z innymi koszykarzami, nagle poczuł, że ktoś stuka go w ramię. Okazało się, że to Tucker, który następnie poprosił Katza, by ten z nim poszedł. Następnie koszykarz Rakiet zaprowadził dziennikarza do trenera Mike’a D’Antoniego, który na godzinę przed rozpoczęciem spotkania prowadził przedmeczową odprawę z asystentami.
– Powiedz trenerowi to, co powiedziałeś mi — poprosił Tucker.
Dziennikarz powtórzył statystykę o mijaniu, co akurat na bardzo interesującym się analityką D’Antonim nie zrobiło wrażenia.
– Widzisz trenerze? Masz teraz dowód na to, że piłka powinna do mnie częściej trafiać — zakończył z uśmiechem Tucker.
Po meczu nikomu z uczestników tej rozmowy nie było już jedna do śmiechu, gdyż Rockets pozwolili Wizards na zdobycie…158 punktów.
.
„Trójki” z narożnika i sportowe buty
Oprócz obrony, z grą Tuckera nieodmiennie związane są „trójki” z narożników boiska. Wychodzą mu one znacznie lepiej niż rzuty oddawane z 45 stopni, zatem to właśnie tam czeka cierpliwie na podanie od Jamesa Hardena czy innych graczy Rakiet. Jego skuteczność w tym elemencie nie jest przypadkiem.
– Tucker zawsze bardzo mocno pracował nad tym elementem. W trakcie sezonu był z kolei bardzo rozczarowany, gdy nasz trener ogłosił, że musimy ograniczyć rzuty właśnie z tego miejsca. Podobno byliśmy w nich bardzo nieskuteczni — wspomina Amit Tamir.
Poza boiskiem Tucker znany jest za to z zainteresowania modą, a szczególnie wyróżnia się swoją gigantyczną kolekcją butów sportowych. Gdy przekroczyła ona 1000 par, to w marcu tego roku Tucker zdecydował się otworzyć sklep z obuwiem sportowym w Houston.
– Inni gracze kolekcjonowali auta, garnitury czy domy, a jego fantazją było obuwie sportowe. Już w czasie wspólnej gry w Phoenix jego kolekcja butów była znana. Mocno się tym pasjonował, w autokarze zawsze gdzieś dzwonił, negocjował i zamawiał nowe pary — wspomina ze śmiechem Marcin Gortat.
Wszyscy nasi rozmówcy wspominali również, że z Tuckerem fajnie spędzało się czas wolny.
– To był dla nas pamiętny rok. Z P.J-em także poza parkietem było wesoło. Pamiętam, że często płacił za wszystkich członków naszego zespołu rachunki w barach, a czasami dotyczyło to również graczy innych ekip. Niektórzy starali się to wykorzystać i zamawiali jak najdroższe drinki — opowiada Tamir.
– Wiele historii mam z nim związanych, ale niestety nie mogę się nimi podzielić, to zdecydowanie raczej wieczorno-nocne opowieści — dodaje Gortat.
Wiadomo, że w nowym sezonie Houston Rockets nie poprowadzi już Mike D’Antoni. Tuckerowi pozostał jeszcze rok umowy z drużyną z Teksasu i należy się spodziewać, że niezależnie od tego, kto będzie jego nowym trenerem, to P.J. na pewno skutecznie go do siebie przekona. Tak, jak to czynił przez całą swoją karierę.
Wojciech Malinowski, @stingerpicks
[/ihc-hide-content]