
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Do pojedynku Jordana z Galisem doszło 20 października 1983 roku, gdy North Carolina przyjechała do Grecji na dwa towarzyskie spotkania.
Nikos Galis uczestniczył w pierwszym z nich, w którym goście zza oceanu pokonali 100:83 reprezentację Grecji. 20-letni wtedy Jordan zdobył 34 punkty, a starszy o 6 lat Galis zdobył o 10 „oczek” mniej. Po tamtym spotkaniu krążyły co prawda legendy, że grecki snajper zdobył przeciwko Jordanowi 50 punktów, zapis wideo z meczu tego jednak nie potwierdził.
.
Zatrzymany przez Profesora
Innych meczów, w których bohater tego tekstu zaaplikował rywalom powyżej 50 punktów, wydarzyło się jednak sporo. Spotkało to także polskie zespoły.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
– Kilka miesięcy wcześniej graliśmy z Grecją w Helsinkach, w ME grupy B. Przyznam, nie znaliśmy wówczas Nikosa Galisa aż tak dobrze, on naprawdę niepozornie wyglądał, trochę go zlekceważyliśmy. Rzucił nam wtedy 52 punkty, więc teraz byliśmy przygotowani. Tym bardziej, że on w reprezentacji rzucał właśnie po 40-50 punktów w meczu – wspominał trener Andrzej Kuchar w rozmowie z Łukaszem Ceglińskim, która była poświęcona występom Biało-Czerwonych w eliminacjach do mistrzostw Świata w 1986 roku.
W lutym 1985 roku reprezentacja Polski była już na popisy Galisa lepiej przygotowana i wygrała z Grecją w Salonikach 99:92.
– Nie pamiętam dokładnie, ile rzucił nam Galis, ale to nie było dużo więcej niż 20 punktów. I te ostatnie, to zdobywał już przy rozstrzygniętym wyniku – opisywał tamten mecz Kuchar.
Ze wspomnień byłego trenera naszej kadry wynikało, że Polacy w hali Arisu zagrali kombinowaną defensywą – czterech graczy broniło strefą, a za Galisem biegał Dariusz Zelig. „Profesor” pokazał w tamtym spotkaniu, że jest nie tylko świetnym strzelcem (rzucił 35 punktów), ale też niezłym obrońcą.
Grek polskim drużynom dawał się również we znaki w rozgrywkach pucharowych, gdy w barwach Arisu Saloniki rywalizował choćby ze Śląskiem Wrocław na początku lat 90-tych.
Kosz na każdym podwórzu
Przytaczanie wszystkich osiągnięć Nikosa Galisa zamieniłoby nasz tekst w coroczną księgę Głównego Urzędu Statystycznego, zatem proszę wybaczyć, że skupimy się tylko na tych najważniejszych, a chętnych odeślemy choćby do jego strony w Wikipedii. Grecka legenda to nie tylko jednak wielkie sukcesy osiągane z reprezentacją i Arisem Saloniki. To przede wszystkim wielki wpływ, jaki wywarł na koszykówkę w tym kraju.
– Byłem za młody, by go pamiętać z występów na parkiecie, ale jego wpływ na naszą koszykówkę jest trudny do opisania. Tak naprawdę to on jest ojcem profesjonalnej koszykówki w Grecji. Znali go wszyscy – młodzi, starzy, kibice basketu, ale także ci, którzy na co dzień się nim nie interesowali – tłumaczy Kostas Papazoglou, asystent trenera w niemieckim Braunschweig, który w sezonie 2006/2007 w tej samej roli pracował w Polpaku Świecie.
– Moim zdaniem, on miał zresztą wpływ nie tylko na koszykówkę, ale ogólnie na popularność sportu w Grecji. Gdy zdobywaliśmy mistrzostwo Europy w 1987 roku, to ja miałem tylko 3 lata i nic oczywiście z nich nie pamiętam. Potem jednak w każdym sąsiedztwie, na każdym podwórzu były montowane kosze i wszyscy chcieli grać w basket – dodaje.
Po zakończeniu kariery w 1994 roku Nikos Galis usunął się w cień – nigdy nie spróbował swoich sił w roli trenera, nie pełnił też żadnej innej funkcji związanej z koszykówką.
– On nadal czuje się związany z Arisem Saloniki, ale pojawia się może na 1-2 meczach domowych w sezonie – kontynuuje nasz grecki rozmówca.
– Galis ogólnie nie tylko zawsze wyglądał poważnie, ale też tak się zachowywał. W mojej prywatnej opinii nigdy nie spróbował sił jako trener, gdyż wiedział, że bycie genialnym zawodnikiem to nie wszystko. Chciał też, by kibice pamiętali go z jego najlepszych lat, w których podbijał koszykarskie parkiety jako zawodnik – kończy Kostas Papazoglou.
Magiczne mistrzostwa Europy
Czerwiec 1987 roku – to niewątpliwie dwa historyczne tygodnie w historii greckiej koszykówki, a także samego Nikosa Galisa. Już w fazie grupowej gospodarze Eurobasketu pokazali, że trzeba się z nimi liczyć – awansowali co prawda dopiero z 4. miejsca, ale pokonali Jugosławię 84:78, a ze Związkiem Radzieckim przegrali różnicą zaledwie 3 punktów 66:69.
W ćwierćfinale ograli Włochy 90:78 i w meczu 1/2 finału ich rywalami ponownie był zespół z Bałkanów. Dzięki 30 punktom Galisa, który przyćmił choćby Drażena Petrovicia (22 pkt), Grecy wygrali 81:77 i awansowali do finału.
Tam doszło do rewanżowego starcia ze Związkiem Radzieckim, który w tym turnieju występował akurat bez Arvydasa Sabonisa. Grecy i tak jednak nie byli faworytami, lecz 40 punktów zdobytych przez Galisa pozwoliło im wygrać po dogrywce 103:101.
.
Od statystyk lidera Greków z tego turnieju może zakręcić się w głowie. Chociaż był graczem obwodowym, który rzadko rzucał za 3 punkty, to i tak podczas Eurobasketu zdobywał średnio 37 punktów. Był też niezniszczalny, gdyż spędzał na parkiecie średnio 40 minut i 10 sekund. Jak to możliwe?
W 1. spotkaniu turnieju przeciwko Rumunii dostał niecałe 4 minuty odpoczynku, lecz w kolejnych 7 nie zszedł już z parkietu ani na chwilę. Także w zakończonym dogrywką wielkim finale. Nic dziwnego, że „Człowiek z żelaza” to jeden z jego przydomków. „Gangster” był jednak tym najbardziej znanym.
Co by było, gdyby
– Największym moim błędem w karierze było wypuszczenie Galisa z rąk – Red Auerbach, legendarny trener, a później prezydent Boston Celtics.
Nikolaos, a tak naprawdę Nick Galis, urodził się w New Jersey, w rodzinie greckich emigrantów. Przygodę ze sportem zaczynał od boksu, lecz za namową mamy przerzucił się koszykówkę. Uczył się jej w USA — najpierw w szkole średniej, a następnie na uniwersytecie Seton Hall. Na czwartym roku studiów zdobywał dla niego imponujące 27,5 punktu na mecz.
W 1979 roku w drafcie do NBA wybrali go Boston Celtics, lecz dopiero w 4. rundzie z numerem 68. Galis nigdy jednak w najlepszej lidze świata nie zagrał – w trakcie okresu przygotowawczego doznał poważnej kontuzji kostki i stracił szansę na pozostanie w zespole. Gdy ją wyleczył, to zdecydował się na powrót do kraju swoich rodziców, a w walce o jego angaż działacze Arisu okazali się bardziej zdeterminowani od przedstawicieli Olympiakosu i Panathinaikosu.
Dla klubu z Salonik okazało się to niczym wygranie losu na loterii. Z nim w składzie, w latach 1983-1991 Aris wywalczył 8 ze swoich łącznych 10 mistrzowskich tytułów, w tym 7 z rzędu. Gdy w 1984 roku Galis zyskał znakomitego partnera w osobie Panagiotisa Giannakisa, to pytaniem nie było już „czy Aris zdobędzie tytuł?”, tylko raczej – „czy przegra chociaż jedno spotkanie?”.
Było ono jak najbardziej zasadne, gdyż rekordowa liczba zwycięstw z rzędu koszykarzy z Salonik sięgnęła raz 80!!!
Sukcesy z reprezentacją Grecji i wielka popularność we własnym kraju zamknęły Galisowi drogę do NBA. Nie dlatego, że brakowało mu ofert zza oceanu – te pojawiały się regularnie. Do 1989 roku rozgrywki spod znaku FIBA miały jednak status amatorski i w związku z tym nie mogli w nich występować „zawodowcy” z NBA. Dla Galisa było to nie do przeskoczenia.
Nigdy zatem nie dowiedzieliśmy się, jak legendarny strzelec z Grecji poradziłby sobie za oceanem. Przytoczone wcześniej słowa Reda Auerbacha sugerują jednak, że chyba całkiem nieźle.
.
Wojciech Malinowski, @Stingerpicks
[/ihc-hide-content]