
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Aleksandra Samborska: Jesteś jednym z wielu zawodników po grze w PLK, którzy wystepują w Rumunii. W samej Oradei jest Was przecież aż sześciu. Skąd taka popularność tego kierunku?
Nikola Marković: Polski rynek jest uważnie obserwowany przez trenerów, bo w PLK jest dużo silnych i wyrównanych ekip, które kreują liderów. Nasz trener jest doskonale obeznany w zawodnikach grających w Polsce, ja byłem ściągnięty razem z Markiem Carterem, przed tym sezonem trener zabiegał o całą listę zawodników z Polski, co mu się zresztą udało.
I co, liga rumuńska jest warta takich przenosin?
Na pewno Rumunia nie kojarzy się z koszykówką na wysokim poziomie, miałem taki obraz w głowie grając w Polsce, dlatego kilkukrotnie dziękowałem za zainteresowanie, gdy byłem w Energa Basket Lidze, z której nie chciałem wyjeżdzać.
Trzeba powiedzieć, że Oradea i Cluj, z którym przegraliśmy zeszłoroczne finały, to czołówka, która jednak mocno różni się od reszty ligi. Inni mogą z nami wygrać, kiedy mamy naprawdę słaby dzień – w Polsce jeśli będziesz zdekoncentrowany, to możesz przegrać zawsze.
W Oradei wkrótce, chyba za dwa miesiące, oddana do użytku będzie też nowa hala na ok. 6 tysięcy osób. W moim klubie cały czas stawiają na rozwój, dzieje się do powoli, z sezonu na sezon, ale jest to zauważalne. Poza tym do Belgradu jadę autem tylko 4 i pół godziny…
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!