Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Reprezentacja Polski skończyła swój udział w turnieju kwalifikacyjnym do IO w Tokio z jednym zwycięstwem i dwiema porażkami. Łatwe zwycięstwo z Angolą i wysokie porażki ze Słowenią oraz Litwą. Czego dowiedzieliśmy się po tych meczach?
1. Brak obrony
Do Kowna nie zabraliśmy obrony. Angola to nie był poważny przeciwnik, nie posiadała zorganizowanego ataku, a jedyne poważne problemy sprawiał (bardzo zresztą skutecznie) Yanick Moreira. Zespoły z którymi powinniśmy się porównywać, rzuciły nam łącznie 200 punktów w 80 minut. 149.3 punktu na 100 posiadań traciliśmy przeciwko Słoweńcom oraz 126.6 w meczu z Litwinami.
Jeśli mielibyśmy porównać skalę do drużyn PLK, to takie wyniki osiągały najgorsze defensywnie ekipy w lidze.
Defensywny kryminał tak można to podsumować. Jeśli nie dowoziliśmy w ataku, to nie było szans, że nadrobimy to w obronie. Słabość w defensywie wynika z wielu rzeczy. Na pierwszy plan wysuwa się fizyczność, która wyraźnie była kłopotem także w walce o zbiórce. W porównaniu do najlepszych zespołów w Europie jesteśmy niżsi, mniej atletyczni, mniej skoczni, słabsi.
Nie jesteśmy w stanie swobodnie zmieniać krycia, a to stało się podstawą współczesnej obrony. Brakuje mięśni i centymetrów, ale tego niestety czasem po prostu nie przeskoczymy.
Druga sprawa to zrozumienie w obronie, które mam wrażenie, że często mocno zawodziło. Akcja ze ścięciem obwodowego pod kosz po zasłonie bez piłki dawała rywalom masę punktów, a przecież nie jest to zagranie nie do obrony – potrzebna jest jednak bezbłędna komunikacja.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!