
Pamela Wrona: Ciekawi mnie, co usłyszała pani od swojego taty, mówiąc mu o swoich planach.
Agnieszka Drabik: Och, to było tak dawno, nie pamiętam! Na pewno nie musiałam mu jakoś specjalnie mówić o swoich planach związanych z sędziowaniem. To bardziej tata był tą osobą, która chciała pokazać niewiedzącej czego chce od życia nastolatce, że sędziowanie może być fajnym zajęciem. Wcześniej, przez blisko 15 lat swojego życia trenowałam akrobatykę, ale powoli docierała do mnie myśl, że jest to sport dla nastoletnich dziewczyn, którą przestawałam być. Poszukiwałam zatem nowego sportowego zainteresowania.
Tata był nauczycielem wychowania fizycznego, trenerem grup młodzieżowych, a także sędzią koszykówki. Nawet za dzieciaka, gdy on sędziował mecze, ja pomagałam jako sędzia funkcyjny przy obsłudze protokołu czy tablicy. Także był to dość naturalny wybór. Tata nigdy mnie do sędziowania nie pchał na siłę, ale zachęcał, żebym spróbowała. Aż w końcu stwierdziłam, że wezmę udział w kursie… i przepadłam!
Bycie sędzią wydaje się być bardzo wymagające. Czy rzeczywiście tak jest?
Rzeczywiście, aczkolwiek często w innym kontekście niż się na pozór wydaje. Wiele osób utożsamia zawód sędziego z nagonką, z obelgami. I tak, to jest trudne. A Ci, którzy nie mają ku temu predyspozycji psychicznych bardzo szybko się wykruszają. Naprawdę, zwykle już po kilku trudniejszych emocjonalnie meczach widać kto da radę, a kto stwierdzi, że szkoda nerwów. Natomiast bycie sędzią bywa trudne także jeśli chodzi o czas i motywację.
Proszę o konkrety – jak wyglądają kulisy?
Sędziowanie pochłania bardzo dużo czasu – czasu „ukrytego”, czyli poza meczowego. Wiele osób myśli, że sędziowanie to maksymalnie dwie godziny pracy w hali, ale tylko wąskie grono wie, ile to tak naprawdę trwa.
Dla mnie mecz oznacza, że powinnam być w hali co najmniej 1,5-2 godziny wcześniej. Na mecz muszę dojechać, a odległości są do 300 km, więc dojazd trwa kolejne dwie godziny w jedną stronę. Po każdym meczu oglądam zapis wideo, wycinam ciekawe sytuacje, analizuję swoje decyzje, konsultuję je z bardziej doświadczonymi sędziami, wypełniam kwestionariusz samooceny, określam obszary do pracy w kolejnych meczach. Do tego dochodzą jeszcze treningi siłowe i szybkościowe, gdyż wytyczne są jasne: jako sędziowie mamy być w formie, biegać na tyle szybko, by być przed akcją i podejmować decyzje ze statycznych pozycji. Wolę nawet nie sumować czasu, jaki przeznaczam na wszelkie kwestie związane z sędziowaniem.
Dlatego przykre jest, gdy ktoś zarzuca nam jako sędziom, że robimy to dla pieniędzy, za nie wiadomo jak wygórowaną stawkę godzinową, przeliczając ją jedynie na dwie godziny spędzone na boisku. Z samego sędziowania nie da się wyżyć ani utrzymać rodziny. Jeszcze większy problem jest na poziomie rozgrywek okręgowych, gdzie stawki dla sędziów oscylują na poziomie 60-80 zł. Mam świadomość, jakie są realia i wiem, że klubom jest ciężko i musimy znaleźć zdrowy balans finansowy. Chodzi tylko o to, aby sędziów szanowano za ich pracę, zaangażowanie i miłość do koszykówki. W przeciwnym wypadku, w natłoku obowiązków, pracy, życia rodzinnego, coraz ciężej będzie im znaleźć motywację, by czerpać radość z sędziowania. A sędziów coraz częściej brakuje.
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!
Pamela Wrona