
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Niektórzy zamiast grzechotki bawią się piłką, od trzeciego roku życia trenują zorganizowaną koszykówkę, w międzyczasie oglądając mecze Euroligi czy NBA, z plakatami idoli zawieszonymi nad łóżkiem. Inni, jak Walter Tavares, mają 221 centymetrów wzrostu, sporo szczęścia i równie wiele energii.
Bezrobotny w raju
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
„Białe dziewicze plaże, błękitne wody, skarby rafy koralowej, góry, zalesione wąwozy i płaskie, księżycowe równiny – życie na Wyspach Zielonego Przylądka to raj.” – tak reklamuje wyspiarskie państwo położone 450 kilometrów na zachód od Afryki jedno z biur podróży.
„W rezultacie potężnego kryzysu gwałtownie wzrósł odsetek ludności żyjącej poniżej granicy ubóstwa (zdefiniowanej jako 1,90 USD dziennie, a szacuje się, że około 23,7% ludności Republiki Zielonego Przylądka żyje w takim właśnie skrajnym ubóstwie. Jak popatrzymy na dane z obszarów wiejskich to są one jeszcze bardziej przerażające. 40,1% ludności żyje tam w skrajnym ubóstwie.” – to już z kolei optyka zgodna z raportem Ekonomii Globalnej prezentującej sytuację gospodarczą kraju po wybuchu pandemii.
Walter Samuel „Edy” Tavares de Veiga urodził się na wyspie Maio w 1992 roku i zanim został czołowym graczem Realu Madryt doświadczył wszelkich uroków i trudów życia w Republice Zielonego Przylądka. Za dzieciaka po szkole biegł prosto na plażę, by wraz z rówieśnikami grać w piłkę nożną, dość swobodnie naginając reguły tej gry.
Nigdzie się nie spieszył, kiedy przychodził, to znaczyło, że był na czas. Tańczył, bawił się i korzystał ze słońca. Prędko porzucił i szkołę i beztroskie życie. Zamiast chodzić do klasy czy na plażę, jako nastolatek pomagał mamie w prowadzeniu małego sklepu, czekając przy okazji powrotów ojca, który pracował miesiącami na statku. Całą ferajną dzieci zajmowała się babcia, która szczególnie martwiła się losem Edy’ego.
Chłopak z pewnością wyróżniał się z tłumu – gdy cwałował po piaszczystym boisku w pogoni za futbolówką, pozostali gracze schodzili mu z drogi, by nie dostać przypadkowego ciosu. Walter był bardzo wysoki, jeszcze bardziej nieskoordynowany, a tyczkowatymi odnóżami machał wokół jak cepami. Na wyspach nie było w dodatku wielu rzeczy jego rozmiaru, większość ubrań otrzymywał więc w paczkach od krewnych, podobnie jak 2/3 Kabowerdeńczyków, którzy posiadają rodziny za granicą, produkujące ok. 20-25% PKB kraju.
Największym problem stanowiły buty, o pełnych nawet nie marzył, ale i z japonek czy rozklekotanych sandałów wyrastał bardzo szybko. Ubrany w przyciasną koszulkę i tanie klapki Edy niósł paczkę ze sklepu mamy, gdy napotkał człowieka, który odmienił jego życie.
Deutscher Turist
Niemiecki turysta spojrzał na młodego Tavaresa i zapytał: Nie myślałeś może o grze w koszykówkę?
Siedemnastoletni Walter tylko wysoko podniósł brwi – nigdy wcześniej nawet nie trzymał w rękach pomarańczowej piłki, nie widział ani jednego meczu, Michela Jordana znał jako faceta produkującego buty.
Nieznajomy nie odpuszczał, twierdził, że ma znajomości na Gran Canarii i koniecznie musi zrobić chłopakowi zdjęcie u boku, jak to określił, normalnej osoby. Fotografia ze szwagierką, która ledwo sięgała Edy’emu do pasa prędko trafiło na biurko Raula Rodriqueza, który odpowiadał za prowadzenie młodzieżowych grup Gran Canarii.
Znajomy właśnie przekonywał go z pasją, że chłopak, którego reklamuje jest z pewnością wyższy niż wszyscy członkowie młodzików razem wzięci, gdy do gabinetu wszedł Bakary Konate, mierzący wówczas 209 cm. „Gość z wysypy jest na pewno większy od niego” – zakrzyknął ucieszony niemiecki turysta.
Chociaż Rodriquez w swojej karierze nasłuchał się sporo baśni, ploteczek i delikatnie mówiąc – przeinaczeń, tym razem postanowił zaufać instynktowi i trzyosobowa delegacja Hiszpanów poleciała do Republiki Zielonego Przylądka, bardziej licząc na udane wakacje, niż realny skauting.
“A na nogach miałem klapki”
Melero, Frade i Rodriguez dopijali kawę w turystycznym Cafe de Paris, a ich wymarzony prospekt wciąż nie przekroczył progu kawiarni. Minęła godzina i panowie postanowili wrócić do hotelu, powoli odkładając gigantycznego Tavaresa między bajki. Późnym popołudniem zadzwonił telefon, Edy tłumaczył, że przeprasza, ale… zaspał. Kolejnego dnia spotkanie umówiono nieco później, bezpośrednio na hali treningowej stolicy. Wskazówki zegarka niemiłosiernie wskazywały, że chłopak znów się spóźnia – jak się okazało, czekał przy bocznym wejściu.
John Arlauskas rozmawiając z Tavaresem w swoim podcaście Crossover nie mógł uwierzyć, że Walter ryzykował utratę życiowej szansy śpiąc. Center Realu odparł ze spokojem – To nasz wyspiarski styl, co ma być, to będzie.
Kolejnym problemem były wyjściowe klapki, zdobiące bose stopiszcza Tavaresa. Najpierw skombinowano piłkarskie długie skarpety, które po przycięciu dopasowano do stopy siedemnastolatka, a dopiero przy pomocy miejscowego związku koszykówki i przyportowych handlarzy podróbkami, udało się znaleźć adidasy rozmiaru 48 – wciąż znacznie za małe.
„Do ciebie szłem, choć stopy krwawiły” ten fragment utworu Łony – idealnie pasuje do tamtejszego popołudnia, gdy Edy z podwiniętymi palcami człapał w stronę kosza w czterdziestostopniowym upale, przy ogromnej wilgotności powietrza. Pierwszym rzutem jaki oddał była próba za trzy, przy której nieomal nie połamał chybotliwej tablicy.
Debiutancką trójkę w karierze trafił wiele lat później, jako zawodnik Realu, w meczu ligowym z Andorrą. Czas akcji się kończył, więc ponaglany przez kolegów rzucił i stał się cud.
„Steph Curry może spać spokojnie, to był fart” – żartował w wywiadach.
Wbrew trendom nowoczesnej koszykówki Tavares ani podczas gry na zapleczu NBA, ani w ACB, nie trenował na poważnie rzutów zza łuku, oddawał je jedynie dla zabawy, jako część konkursów z kolegami. Najchętniej jedną ręką, zza połowy. W bieżących rozgrywkach Euroligi rzucił za trzy tylko raz, przeciw Żalgirisowi – rzecz jasna, niecelnie.
Wracając do pierwszego treningu, Hiszpanie zadali mu znacznie prostsze ćwiczenia – rzuty hakiem spod obręczy, łapanie podań, pojedynczy kozioł i rzut. Mając wciąż ręce w górze i obolałe stopy, Tavares prędko osłabł i położył się na ziemi. Nieopodal zapadał wyrok decydujący o jego przyszłości, który brzmiał tak:
„Chłopak nie potrafi biegać. Nie dość, że nigdy nie grał w kosza, to w ogóle nie trenował żadnego sportu. Mimo to powtórzył prawidłowo zadane mu ćwiczenia, a w rozmowie okazał się pilnym, dobrze wyedukowanym człowiekiem.” – mówił Jesus Morales.
Pan Morales zapomniał wspomnieć o dwóch czynnikach, kluczowych dla załatwienia Tavaresowi wizy i wylocie do Hiszpanii – wzroście 221 centymetrów i rozpiętości ramion 236 centymetrów.
Si, si
Edy do gierek treningowych akademii koszykarskiej w Las Palmas zawsze był wybierany ostatni – wiadomo było, że do której drużyny trafi, ta przegra. Nic dziwnego, stawał wówczas do rywalizacji z chłopakami grającymi w basket od dziecka, którzy byle pompką posyłali go w powietrze. Mimo to zaciskał zęby i trenował siedem dni w tygodniu, wypracowując do perfekcji podstawy gry.
„Nie było mi łatwo. Wiedziałem, że ludzie z klubu dali mi wielką szansę, a ja naprawdę starałem się ją wykorzystać, tylko nie miałem pojęcia jak. Nie raz biegłem w złą stronę, gubiłem krycie po pierwszej zasłonie. Chciałem dać z siebie wszystko, nie wiedząc właściwie czym to wszystko ma być.”
W dodatku na wyspach pozostała cała rodzina nastolatka, a chłopak dzwoniąc z żalami do mamy słyszał w słuchawce: „synek, jeśli jest ci to pisane, dasz sobie radę.”
W adaptacji pomagała mu z pewnością znajomość portugalskiego, nieco podobnego do hiszpańskiego i pogodny charakter. Na wszystkie zapytania trenerów odpowiadał ponoć z entuzjazmem: Si, si! I tak przez kilka lat, aż do debiutu w seniorskiej drużynie w styczniu 2013 roku. Trzy miesiące przed zgłoszeniem do draftu NBA.
Buty pana O’Neala
Finalnie Tavares wycofał swoje nazwisko z listy kandydatów do NBA i do loterii zgłosił się dopiero w 2014 roku. Wówczas regularnie występował już w ACB spędzając na parkiecie po 21 minut na mecz, osiągając w tym czasie średnie na poziomie 6 punktów, 6.6 zbiórki i aż 1.6 bloku. Wybierając się do Nowego Jorku na ceremonię draftu znów pojawił się problem butów. O ile udało mu się znaleźć odpowiedni garnitur, to nawet w sklepie specjalizującym się w szyciu obuwia dla gwiazd koszykówki, nie mógł znaleźć właściwego rozmiaru.
Ostatecznie na podium wchodził w pikolakach przyszykowanych dla Shaqa, których ten nigdy nie odebrał. Tym razem rozmiar także się nie zgadzał, tyle że w drugą stronę – stopa O’Neala była zbyt wielka nawet jak na standardy Edy’ego
Z numerem 43 pierwszego Kabowerdeńczyka w historii wybrali Atlanta Hawks, jednak Tavares także kolejny sezon spędził grając dla Gran Canarii, z którą występował w EuroCup. Cyferki na poziomie 9 punktów, 7.7 zbiórki oraz 1.9 bloku zapewniły mu powołanie do Eurocup First Team i zaproszenie na Summer League. Już przed debiutem w samej NBA zapowiadał:
„Zamierzam pracować nad szybkością. Tutaj gra się na większej prędkości niż w Hiszpanii, w Europie każdy zna swoje miejsce w systemie, a ja wiem jak się ustawić. Tutaj jest inaczej.”
Już sama ta wypowiedź pokazuje jaką drogę przeszedł Tavares – od chłopca biegającego bez ładu i składu po boisku, do gracza, który bazuje na grze systemowej.
Dom w autobusie
Debiutancką minutę za oceanem rozegrał w zwycięskim starciu z Nowym Jorkiem w 2014, na swoim koncie zapisując punkt i zbiórkę, ale Hawks prędko zesłali go do drużyn z D-League: kolejno Austin Spurs, Canton Charge i Bakersfield Jam. Więcej czasu niż na grze spędzał w autobusach mknących po amerykańskich bezdrożach. Swoje miejsce na zapleczu NBA odnalazł dopiero w sezonie 2016-2017, reprezentując Raptors 905.
Dla kanadyjskiego zespołu blokował średnio 2.7 rzutów rywali i ograniczał przeciwników do 98 zdobywanych punktów na mecz przy skuteczności 42.8%. W wieku 25 lat zyskał kolejną szansę od NBA – po tym jak z listy płac skreślili go Hawks, kontrakt zaoferowali mu Cavs. W barwach Kawalerzystów zadebiutował z początkiem grudnia 2017 roku zdobywając przeciw Raptors 6 punktów, 10 zbiórek i aż 6 bloków, w tym szczególnie urodziwy na Fredzie Van Vleetcie. Niestety prędko przypałętała się kontuzja dłoni i Tavares opuścił całą batalię play-off. Później odszedł Kyrie Irving, a Edy ponownie okazał się zbędny w przebudowywanym zespole.
Mając w głowie widmo ponownego objeżdżania Stanów psującymi się autokarami w ramach cyrku D-Legue, postanowił sprawdzić oferty napływające z Europy. Agent zaproponował mu kontrakt w Madrycie.
Od kłopotów do tytułu
Klub na swojej stronie zapowiadał transfer zdawkowo, Real zmagał się z falą kontuzji, a trener Pablo Laso nie preferował prowadzenia gry przez typowych wysokich.
„Do mnie należała możliwość zmiany tej narracji. Prędko się to udało, szczególnie za sprawą solidnej gry w obronie, dzięki której poczułem się pewnie. Niezwykle pomógł mi też doskonały sztab szkoleniowy klubu.” – mówił Tavares
Pomimo fatalnego początku rozgrywek i kontuzji podstawowych zawodników takich jak Llull, Fernandez czy Kuzmić, Real awansował z piątego miejsca do dalszej fazy Euroligi i odprawił w niej Panathinaikos. Drużyna z Madrytu czwarty raz na przestrzeni pięciu lat awansowała do Final Four w sezonie 2017-2018 i pod przewodnictwem fenomenalnego Luki Doncica ograł najpierw CSKA, a w finale skarciła Fenerbahce 85:80.
Walter grał wówczas za plecami Gustavo Ayona, w kluczowym meczu wnosząc na stół 8 punktów, 5 zbiórek i 2 asysty, w bezpośrednim pojedynku na tablicach ogrywając Jana Vesely’ego. MVP został oczywiście młody Słoweniec szykujący się do draftu, o którym Edy mówi dziś z wielkim szacunkiem:
„Jestem z niego bardzo dumny. Nie mówmy już więcej o LeBronie, teraz nadszedł czas Luki.”
Sierżant Swat
W styczniu 2021 roku Tavares przekroczył liczbę 200 bloków w Eurolidze. Już wcześniej podekscytowany Joe Arlauckas komentując jedno ze spotkań Realu nadał mu pseudonim Sierżant Swat, ponieważ Edy właściwie nie tyle blokuje piłce drogę do kosza, co potężnie w nią uderza, ośmieszając przeciwników.
„Uwielbiam ten pseudonim! W meczach przedsezonowych, gdy czułem się jeszcze ociężały i nie znalazłem odpowiedniego rytmu, Pablo Laso wziął mnie na stronę i powiedział: chłopcze, przestań mi tu odganiać motylki, tylko ułóż właściwie rękę i walnij w tę piłkę. Tak właśnie pracuje Sierżant Swat.”
Poprawiając swoją grę defensywną Tavares stawia przede wszystkim na ćwiczenia koordynacyjne, dużo czasu spędza również na skakance. Dobra praca stóp to dla niego podstawa sukcesu, jego bloki to częstokroć zasługa dużej szybkości reakcji. Rywal posyła go w powietrze zwodem i nie spodziewa się, że ten gigant zdoła w tak krótkim czasie, ponownie zająć właściwą pozycję.
Gra obronna Tavareza została doceniona dwukrotnym wyborem na Eurolegue Best Defender w latach 2019 i 2021. Jego średnia bloków w karierze to nieprawdopodobne 1.8 (którą i tak zaniża pierwszy sezon w Gran Canarii). Łącznie powstrzymał do tej 668 rzutów rywali w ACB i Eurolidze.
„Od początku uwielbiałem bronić i w ten sposób pomagać moim kolegom. Defensywa jest moją wizytówką i nic dziwnego, że to do tego aspektu przykładam najwięcej uwagi. Atak zawsze przychodzi później. Statuetka dla najlepszego obrońcy Euroligi jest dla mnie takim wyróżnieniem, jak dla innych zdobycie tytułu MVP. Będę walczył o to trofeum w każdym sezonie, myślę, że to dobra motywacja do pracy.” – Edy Tavares
Do hymnu
Grając dla Realu Tavares jest właściwie nietypowym graczem zadaniowym, odpowiedzialny głównie za defensywę. Rola ta zmienia się w kadrze narodowej, dla której Edy jest z kolei samograjem po obu stronach parkietu i absolutnym dominatorem. Przez zobowiązania klubowe nie zawsze jest w stanie wspomóc swoją grą reprezentację Republiki Zielonego Przylądka, ale gdy już się pojawia, jego występy zostają zapamiętane.
Na Afrobasekcie 2021uzyskał monstrualne średnie średnie 16.7 punktu, 13.2 zbiórki, 3 asyst i 3.8 bloków prowadząc rodaków do zajęcia czwartego miejsca na turnieju. W najlepszym meczu, otwierającym fazę grupową, zaaplikował Angoli 20 oczek, dodając 18 zbiórek i 6 bloków. W tym pojedynku potężnym wsadem wyrównał wynik doprowadzając do stanu 66:66, jednocześnie zapewniając wszystkim zawodnikom dłuższą przerwę – szkło tablicy nie wytrzymało impetu tej akcji i skruszyło się na wiele kawałków.
W meczu o brązowy medal Kabowerdeńczycy ulegli jednak Senegalowi, prowadzonemu przez świetnie dysponowanego centra Gorgui Dienga, na co dzień występującego w NBA. Cały turniej w pierwszej piątce rozegrał u boku Tavaresa znany doskonale polskim kibicom Ivan Almeida.
Swoją ojczyznę Edy wspiera nie tylko grą, ale także organizując koszykarskie campy na poszczególnych wyspach. Jak sam się śmieje, pierwszego dnia frekwencja nie zwala z nóg, ale gdy dzieciaki zobaczę, że można dostać nową koszulkę, wszyscy stają się wielbicielami basketu.
Progres
Jeszcze w kwietniu 2020 roku Tavares powtarzał, że jego celem wciąż pozostaje powrót do NBA, ale tylko w istotnej roli. Kontrakty za minimalną stawkę, oferujące marginalną rolę spływają doń z różnych zespołów każdego roku. Ciężko jednak wyobrazić sobie Edy’ego w innej koszulce niż Królewskich, szczególnie, że w tym sezonie Euroligi drużyna z Madrytu spisuje się naprawdę dobrze, z bilansem 20-4 zajmując pierwsze miejsce w stawce.
Ostatnio Real zaliczył wpadkę z Fenerbahce, dlatego tym bardziej warto zaznaczyć w swoich kalendarzach datę 11 lutego – to wówczas zostanie rozegrane kolejne El Clasico z Barceloną. Co ciekawe, w składzie Katalończyków gra Kyle Kuric, z którym Tavares zna się jeszcze z występów dla Gran Canarii.
Sierżant Swat ma obecnie 29 lat, 12 lat temu pierwszy raz dotknął piłki do kosza, pierwszy raz poznał jakiekolwiek zasady tej gry. Progres jaki wykonał jest niebywały, w tym miesiącu ponowie zapisał swoje nazwisko w annałach Euroligi, zostając 23 zawodnikiem, który przekroczył liczbę 1000 zbiórek w tych rozgrywkach. Przez lata Tavares pracował nad rozumieniem gry, czuciem obrony, ale także nabrał masy i siły. Jednak brak umiejętności rzutu zza łuku przekreśla jego szanse na większe minuty w NBA. W wywiadach podkreśla, że Real sportowo, a już na pewno organizacyjnie, nie odbiega od poziomu, który poznał w Cavs czy Hawks.
„Gra dla Realu zobowiązuje. Każdy zespół szczególnie motywuje się na mecz przeciwko nam, dlatego do każdej rywalizacji musimy podchodzić jak do ostatniego spotkania w sezonie.” – Tavares
Wielu komentatorów sprowadza sukces Tavaresa do jego warunków fizycznych, i oczywiście, gdyby nie wzrost i rozpiętość ramion niemiecki turysta nie zrobiłby zdjęcia, które nie trafiłoby na biurko Rodrigueza, a sztab Gran Canarii udałby się na wakacje w inne miejsce. Nie byłoby draftu w butach Shaqa, podróży autobusem przez Stany i roku w mroźnym Toronto. Nie byłoby gry z LeBronem, nie byłoby występów u boku Luki, dwóch tytułów Najlepszego Obrońcy Euroligi i samego tryumfu w Final Four. Byłyby za małe klapki, muzyka, taniec i relaks na plaży. Jednak to upór i chęć wykorzystania nie do końca nawet rozumianej szansy, popchnęły Tavaresa do ciężkiej pracy i sukcesów. Kto go jeszcze nie lubi, niech zerknie na jego Instagram.
Grzegorz Szklarczuk
[/ihc-hide-content]