
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
„Wygląda zbyt odskulowo jak na trzecią dekadę XXI wieku – fajne manewry podkoszowe to teraz w NBA za mało”.
„Zawodnik bez rzutu, przeżytek”.
„Zabraknie mu centymetrów, będzie nowym Enesem Kanterem”.
To tylko kilka z obiegowych opinii na temat Alperena Senguna, które usłyszałem/przeczytałem w tygodniach poprzedzających tegoroczny draft.
Wszystkich można od biedy próbować się bronić. Ale zdarzały się też bardziej drastyczne, porównujące Senguna do dwóch innych Europejczyków, którzy swego czasu mieli podbić NBA, lecz skończyli – odpowiednio – w roli gwiazdy europejskich parkietów i hodowcy bydła.
Maciej Lampe? Darko Milicić???
Serio? Uszy więdły. Oczy wyskoczyły z orbit. Mogłem jedynie co chwilę mrugać powiekami, by upewnić się, że nie kłamią.
Amerykanie…
Jeszcze nigdy Europa nie posyłała do NBA podkoszowego, który w tak młodym wieku byłby równie dobry jak Sengun. Równie młody i dobry był jedynie on: Luka Doncić.
Z podkoszowych jedyne porównanie pod względem osiągnięć, które się nasuwa to Pau Gasol. W 2001 roku przeprowadzał się do Ameryki ze świeżo zdobytym tytułem mistrza ligi hiszpańskiej i statuetką dla MVP serii finałowej.
Różnica? Sengun wybiera się do NBA z tytułem MVP sezonu zasadniczego ligi tureckiej, będąc o dwa lata młodszym od Gasola z 2001 roku. Pau, będąc w jego wieku, zagrał dla Barcelony 25 minut. W całym sezonie.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!