
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
W ostatnich 5 edycjach koszykarskiej Ligi Mistrzów tylko jedna z 11 polskich drużyn wyszła z grupy – 7 ugrzęzło w fazie grupowej, a 3 nie przeszły eliminacji. W tym sezonie Start Lublin przegrał wszystkie 6 meczów w grupie, w poprzednim roku Polski Cukier wygrał 2 z 12 spotkań i miał najgorszą efektywność defensywną. W 2017/18 Rosa Radom również wygrała 2 z 12 gier i 3 z 11 rok wcześniej. Asseco Gdynia w ciągu dwóch sezonów w EuroCup wygrało 4 z 20 meczów.
Mieliśmy też fajne występy Zastalu w VTB i Stali w FIBA Europe Cup w 2020/21 natomiast generalnie w ostatnich latach polskie drużyny mają spore problemy z wygrywaniem w Europie. Dlaczego kluby PLK nie są w stanie regularnie walczyć o zwycięstwa na arenie międzynarodowej? I dlaczego czasem drużynom z małymi budżetami jednak się udaje?
Myślenie poza schematem może dać sukces
Polskie kluby nie są w stanie walczyć na tych samych zasadach z najlepszymi – nie te pieniądze, to nie ta waluta, nie ta liga. Skoro wiemy, że faktycznie istnieje związek między wynikami zespołów a wielkością budżetów (co udowodniono chociażby w pracach badawczych na przykładzie MLB), to należy zrobić coś niestandardowego, bo w przeciwnym razie znów zobaczymy te same działania klubów, ciągle przynoszące te same niekorzystne rezultaty.
Krok w tym właśnie kierunku wykonał Igor Milicić, gdy pracując jeszcze w Anwilu zatrudnił Ricky’ego Ledo, Tony’ego Wrotena oraz przemeblował skład. Szkoleniowiec klubu z Włocławka zrezygnował ze sprawdzonych graczy, zmniejszył kontynuację minut i podjął ryzyko na wielu płaszczyznach, ale dał szansę sobie i klubowi na osiągnięcie czegoś ekstra. Wyniku, który w przypadku konwencjonalnej budowy składu, przedłużaniu zawodników dających zwycięstwa w PLK, nie przyniósłby sukcesu w Europie.
Ograniczenia koszykarzy z mistrzowskiego składu Anwilu nie pozwoliłby na bycie ponad przeciętnym w BCL. Milicić szukał przewag w ogromnym, ofensywnym talencie duetu Ledo/Wroten, nieprzewidywalności, w zwiększaniu losowości wyników przeciwko najlepszym. Do tego korzystał ze swojej kombinowanej obrony i pomysłów taktycznych, które zostały w Europie zauważone i docenione. Ostatecznie się nie udało, ale była to próba, wbrew wielu pozorom, racjonalna.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
W sezonie 2018/19 oraz 2019/20 Arka Gdynia była zespołem, który oddawał najwięcej rzutów z dystansu w sezonie regularnym EuroCup. Pamiętacie ten drugi sezon w wykonaniu ekipy z Gdyni? 3 wygrane w 4 meczach, szybka utrata Greene’a, próba łatania dziur i 1-2 mecze, które uciekły.
Gdyby Frasunkiewicz miał trochę więcej szczęścia to realnie miał szansę wejść do top16 EuroCup. Czy bardziej tradycyjna, mniej agresywna taktyka i budowa składu dałaby lepsze rezultaty? Bardzo wątpliwe.
Głośnym przykładem jest Żalgiris Kowno, który mając jeden z najmniejszych budżetów w lidze (nieoficjalnie – najmniejszy) dotarł do Final 4 Euroligi w sezonie 2017/18. Mieli swój sposób gry i nie był to typowy run and gun, bo tylko 4 drużyny miały wolniejsze tempo gry. Rzucali najmniej trójek w Eurolidze, ale byli piekielnie efektywni, szczególnie w ataku. To też jest rzecz, o której się często zapomina. To efektywność wpływa na liczbę zwycięstw, więc jeśli znajdziesz sposób na bycie efektywnym, niekoniecznie prowadzących przez rzuty z dystansu, to masz klucz do sukcesu.
Takiego myślenia brakowało w Starcie Lublin czy wcześniej w Polskim Cukrze Toruń, które szły na stracenie, próbując walczyć na tych samych zasadach z bogatszymi, bardziej doświadczonymi zespołami. Nawet jeśli Arka czy Anwil, nie odniosły dużego sukcesu to – wobec ograniczeń budżetowych – obrały właściwy kierunek podejścia do rozgrywek na arenie międzynarodowej.
Myślenie out of the box w PLK
Niestandardowe myślenie można skutecznie wykorzystywać również na krajowym podwórku, gdzie dół tabeli ma budżety co najmniej 2-3 razy mniejsze niż czołówka PLK. Polpharma 2018/19 była złożona z kilku Polaków mających wówczas problem z utrzymaniem w PLK, Kacpra Młynarskiego, Daniela Gołębiowskiego, który grał 2. sezon w PLK. Motorem napędowym był Justin Bibbins, który debiutował w profesjonalnej koszykówce do tego Davis oraz Tre Bussey. To nie był zespół, który miał prawo wygrać 8 z 12 meczów do końca 2018 roku.
Grali lepiej, niż wskazywała ich suma talentów i tu znów różnicę zrobił trener, Artur Gronek i jego niestandardowe podejście. Run and gun oparty o bardzo wysokie tempo gry, trójki i efektywne rzuty. Ostatecznie otarli się o ósemkę i mieli lepszą efektywność ofensywną niż playoffowe MKS, Legia czy King Szczecin, co było wielkim sukcesem.
W ostatnim sezonie nieszablonowe myślenie i sposób na wykorzystanie zawodników miał Wojciech Kamiński. Medford, Neal, Lichodiej to zawodnicy, którzy trafili do Legii z innych klubów PLK w trakcie sezonu, które ich skreślały, uznając za nieprzydatnych. Trener Kamiński nie tylko w efekcie pozyskiwał tych zawodników za niższą cenę, ale też znalazł dla nich rolę i ostatecznie wygrał, doprowadzając Legię do czołowej czwórki.
Na polskim podwórku nieszablonowo już w 2017 roku myślał Przemysław Frasunkiewicz, gdy jego Asseco oddawało niespotykaną wtedy liczbę rzutów za 3 punkty, zwiększając losowość meczów i ostatecznie ocierając się o playoffy PLK. Tam zespół złożony z samych Polaków pod wodzą Krzysztofa Szubargi był zaskakująco dobry, a na dodatek miał jeszcze sporo zaciętych końcówek przeciwko silnym rywalom. Na nich też nikt nie stawiał, a do sprawienia sensacji i zameldowania się w playoffach zabrakło im 1 zwycięstwa.
Kontynuacja…
Kolejną przeszkodą w wygrywaniu jest niski stopień kontynuacji wśród drużyn, które zdobyły tytuł w PLK. Po wygraniu mistrzostwa Polski zatrzymanie całej mistrzowskiej drużyny jest praktycznie niemożliwe. Dużym sukcesem jest przedłużenie kontraktu z 2-3 kluczowymi graczami.
PLK jest, i jeszcze długo będzie, miejscem, do którego obcokrajowcy robiący różnicę trafiają tylko na chwilę. Ponadprzeciętni zawodnicy podpisujący kontrakt w Polsce często chcą się odbudować po kontuzji/gorszych rozgrywkach lub pokazać na większej scenie, jaką jest BCL czy VTB i zmienić pracodawcę na takiego, który będzie wykonywał większe przelewy.
Polska jest trampoliną do dalszej kariery nie tylko koszykarzy, ale również trenerów, którzy dostają oferty zza granicy w trakcie sezonu. To normalne, każdy chce zarabiać więcej i pracować w lepszych, bardziej konkurencyjnych warunkach. Zatrzymanie takiego gracza/szkoleniowca wiąże się z dużą podwyżką, a na tej płaszczyźnie polskie kluby nie są konkurencyjne.
W sezonie 2020/21 w PLK co najmniej sekundę rozegrało 277 zawodników. Z tej grupy 129 grało w rozgrywkach 2019/20 oraz 2020/21. Tylko 24 obcokrajowców wróciło po przerwanym w kwietniu ubiegłego roku sezonie do Polski, 16 rozegrało 15 meczów lub więcej dla swojej drużyny, a 10 z nich rzucało co najmniej 10 punktów na mecz. To dobitnie pokazuje jak ciężko zatrzymać najlepszych graczy.
Kontynuacja nie tylko współpracy z zawodnikami, trenerami, ale również ciągłość przyjętej koncepcji jest super istotna. Pokazał to Zastal, nie wycofując się z ligi VTB po słabym sezonie 2018/19. Wyciągnięto wnioski, nawiązano dłuższą współpracę z Żanem Tabakiem.
W przypadku wyboru trenera również było sporo ryzyka i nietypowego podejścia, bo w Zielonej Górze zatrudnili trenera, który przez 2 lata zajmował się komentowaniem meczów i nie trenował żadnego zespołu. Efekt? W 3 sezony Zastal awansował z 12. na 6 miejsce w wymagającej lidze VTB.
W wielu klubach brakuje kontynuacji koncepcji, wyciągania konstruktywnych wniosków oraz ciągłości składu, co stwarza przeszkodę w wygrywaniu z trudniejszymi rywalami.
Małe budżety
Problem z jakim zmagają się kluby PLK doskonale przedstawia scena z filmu Moneyball.
.
Przyczyną braku sukcesów polskich drużyn w rozgrywkach międzynarodowych jest brak konkurencyjnych budżetów. Cytując klasyka: to oczywista oczywistość. Istnieje dodatnia korelacja między budżetem a wynikami sportowymi – nie masz pieniędzy, nie masz wyników. To dość brutalne i mocne uproszczenie sytuacji, ale tylko, gdy masz odpowiedni budżet jesteś w stanie rywalizować o czołowe miejsca w EuroCup, VTB czy Lidze Mistrzów.
Francuska ekstraklasa jest jedną z najbardziej transparentnych lig i na jej tle można porównać, mniej lub bardziej oficjalne, budżety klubów PLK. Fundusze ostatniej drużyny francuskiej ekstraklasy przy obecnym kursie wynoszą ponad 11 milionów złotych na sezon. Prawdopodobnie jest to poziom podobny do najbardziej rozrzutnej drużyny w PLK.
I nawet nie chodzi o konkretne kwoty, ale o u miejscowienie finansowej czołówki polskiej ekstraklasy na tle zachodnich lig. Z całą pewnością możemy stwierdzić, że drużyna z największym budżetem w PLK znalazłaby się w dolnej części francuskiej ekstraklasy, której ekipy praktycznie co roku pojawiają się w top4 BCL.
Jeśli zespół, który znajduje się w najlepszej czwórce koszykarskiej Ligi Mistrzów ma ponad 3 krotnie większy budżet to ciężko realnie myśleć nawiązaniu walki. Polskim zespołom przeszkadzają też takie okoliczności jak różnica walutowa.
Najgorsze jest to, że nie widać perspektyw przypływu do polskich klubów dużych (na skalę europejską) pieniędzy. Koszykówkę w telewizji ogląda garstka ludzi, nie ma wzrostu oglądalności, więc nie ma również argumentu, który przyciągnie potencjalnych sponsorów. Marketing ligi nie zrobił drastycznego progresu, a świetny wynik na mistrzostwach świata nie podbił popularności basketu. Nie ma koła napędowego, które miałoby przyciągnąć prywatny kapitał do rodzimej koszykówki. Generalnie, nie mamy więc szans na rywalizację o coś więcej w Europie. Ba, drugi zespół PLK z poprzedniego sezonu nie jest w stanie wygrać chociaż jednego spotkania w BCL. Start na własnym parkiecie przegrał 24-punktami z przedstawicielem Węgier!
*
Kluby PLK zmagają się z wieloma problemami na drodze do wygrywania w rozgrywkach europejskich. Głównym są pieniądze, ale również brak doświadczenia, brak szerokiej kadry, nie są przygotowane do gry na takim poziomie czy organizacyjnie odstają od najlepszych. Już na poziomie budowy zespołu brakuje niestandardowego podejścia do rozgrywek międzynarodowych, które – przy takich okolicznościach – mogłoby chociaż częściowo zbliżyć kluby PLK do elity. Niechęć do podejmowania ryzyka lub jego całkowity brak u trenerów często ma swoje podłoże w jednorocznym horyzoncie czasowym. Na wielu poziomach, a szczególnie tym sportowym brakuje myślenie “out of the box”.
Jacek Mazurek
[/ihc-hide-content]