
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Wojciech Malinowski: W ubiegłym roku tytuł króla strzelców PLK, a w tym ten sam sukces na parkietach Bundesligi. Czy to potwierdzenie dalszego rozwoju Pana umiejętności? Czy może liga niemiecka wbrew obiegowej opinii nie jest mocniejsza od polskiej?
Michał Michalak: Myślę jednak, że poziom sportowy obu lig trochę się od siebie różni. To dla mnie super sprawa, że zostałem królem strzelców również w Niemczech i cieszę się, że potrafiłem swoje umiejętności pokazać również na wyższym poziomie.
W tym roku w Niemczech widać było dużą różnicę w jakości gry pomiędzy zespołami playoffowymi, a tymi z miejsc 9-18. Te pierwsze wyróżniały się zarówno lepiej zorganizowanym stylem gry, jak i mocniejszymi rotacjami zawodników. Wiadomo, że Bayern i Alba to euroligowe zespoły, które należy postrzegać w trochę innej kategorii, ale i pozostałe playoffowe drużyny, im bliżej są czołówki, tym ich poziom może sięgać lub przewyższać drużyny z Ostrowa i Zielonej Góry.
W niżej notowanych zespołach widać było trochę może większe postawienie na indywidualności, zresztą przez większość sezonu różnice na miejscach 9-18 były bardzo nieznaczne, dzieliły je 2-3 wygrane mecze.
Czy przed startem sezonu spodziewał się Pan, że będzie Pan miał Pan tak dużą rolę w zespole? Czy raczej wszystko trzeba było sobie wywalczyć na obozie treningowym i podczas pierwszych meczów?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Gdy wchodzi się do nowego klubu, szczególnie takiego, który ma praktycznie 12 nowych zawodników, to każdy chce zaznaczyć swoją obecność i wywalczyć sobie jak najwięcej minut. Kontrakt z MBC podpisałem praktycznie jako pierwszy i trener przedstawił mi wtedy swoją wizję budowy drużyny. Opowiedział mi, czego ode mnie oczekuje na tej pozycji i w jakiej roli mnie widzi. Wiedziałem, że dużo będzie na mnie spoczywało w ofensywie, że będę odpowiedzialny za kreowanie gry i zdobywanie punktów.
Potem gdy przyjechałem do klubu i wszystko zaczęło się kształtować, to w moim przypadku potwierdziło się to nawet w 110, czy 120 procentach. Na przestrzeni sezonu zyskiwałem zaufanie i było ono coraz większe u trenera, rosła też moja odpowiedzialność w drużynie. Potwierdziły się też wcześniejsze słowa szkoleniowca, jeżeli chodzi o sposób budowy drużyny, co nie zawsze ma przecież miejsce.
Kiedy zaczął Pan odczuwać, że defensywy innych zespołów coraz mocniej koncentrują się na zatrzymaniu Pana gry w ataku?
Dosyć szybko zacząłem się wyróżniać, jako zespół zresztą dobrze wypadliśmy przed sezonem w Pucharze Niemiec, gdy w naszej grupie zajęliśmy 2. miejsce za Bayernem i wygraliśmy dwa spotkania. To są poważnie traktowane rozgrywki przez wszystkich uczestników, choćby dlatego, że wiążą się z nagrodami finansowymi.
Początek w lidze także miałem udany i im dalej w las, tym skauting przeciwko mnie był coraz lepszy i robił swoje. Ja musiałem radzić sobie z tym, że przeciwnicy chcieli mnie zmuszać do bardziej niekomfortowych rozwiązań i zabrać mi to, w czym byłem najmocniejszy.
Dla mnie indywidualnie była to super sprawa, gdyż zyskałem dużo doświadczenia na tym, że przeciwnicy coraz mocniej się na mnie przygotowywali, gdy wiedzieli, że zdobywam dużo punktów. Stosowane były zatem przeciwko mnie różne obrony, różne podejścia w grze, a ja musiałem się do tego dostosować i spróbować znaleźć na to rozwiązanie.
Trener Silvano Poropat to jeden z najbardziej doświadczonych szkoleniowców na niemieckich parkietach. Jak duże znaczenie miało to, że grał Pan w nowej dla siebie lidze właśnie u szkoleniowca, który pracował w niej przez wiele lat?
Muszę przyznać, że świetnie mi się z nim współpracowało i uważam go za bardzo dobrego fachowca. Pracował w Niemczech na różnym poziomie, zarówno w lepszych, jak i słabszych klubach. Miał bardzo dobre rozeznanie i dążył, by jak najwięcej wyciągnąć z dostępnych zawodników. Dla mnie ważne było jego zaufanie, a także to, że spełniło się wszystko, o czym dyskutowaliśmy w naszej pierwszej rozmowie przed sezonem.
Czy 9 zwycięstw i 15. miejsce w tabeli Pana zespołu zostało odebrane pozytywnie, gdyż utrzymaliście się w lidze? Czy może oczekiwania przed sezonem były jednak trochę większe?
Osobiście miałem dużo większe oczekiwania wobec całej naszej grupy zawodników. W mojej opinii wszystkie drużyny od 9. miejsca były w naszym zasięgu, mogliśmy z nimi rywalizować. Może mieliśmy od nich ciut węższą rotację, ale też posiadaliśmy zawodników, którzy jakościowo potrafili grać na ich poziomie.
Mieliśmy jednak kilka kontuzji, a to przy naszej 8-9 osobowej rotacji, to było bardzo dużo. Nasz podstawowy center rozegrał tylko połowę spotkań, długo pauzował też nasz rezerwowy rozgrywający, który miał odgrywać ważną rolę. Weißenfels to małe miasto i pierwszym celem zawsze jest utrzymanie, zatem z 9 zwycięstw wszyscy byli zadowoleni.
Ponieśliśmy jednak ze 3-4 porażki z drużynami sąsiadującymi z nami w tabeli, które to spotkania rozstrzygnęły się przy 1-2 posiadaniach. Gdybyśmy wygrali te spotkania, to byśmy zakończyli rozgrywki w okolicach 11. miejsca i wyglądałoby to zupełnie inaczej. Tak się jednak nie stało. 15. miejsce jest zatem może okay z perspektywy klubu, ale od strony zawodników, to na pewno mamy niedosyt.
Jak dużo w minionych miesiącach pomogło Panu doświadczenie z gry w Hiszpanii w sezonie 2017/18? Były wtedy jakieś elementy, które obiecał Pan sobie zrobić inaczej, lepiej, w przypadku kolejnego wyjazdu zagranicznego?
Tamten sezon rzeczywiście był dla mnie słodko-gorzki. Chciałem wyjechać do Hiszpanii, ale wszystko potoczyło się daleko od moich oczekiwań. Z perspektywy czasu było to jednak dla mnie duże doświadczenie, które procentuje do dzisiaj.
Miałem tam choćby okazję grać razem z Garym Nealem, który był wtedy królem strzelców ligi hiszpańskiej. Bardzo go podpatrywałem, gdyż grał on w stylu, który myślę, że był podobny do mojego. Dużo wzorowałem się na nim, jego gra była prosta, ale skuteczna, a on doskonale wykorzystywał swoje atuty. Cały czas próbują dążyć do gry w ten sposób, który był w jego wykonaniu bardzo efektywny.
Po sezonie w Hiszpanii nauczyłem się, że ważne jest to, jak widzi cię trener i w jaki sposób chce cię wykorzystywać dla drużyny. Od tego bardzo dużo zależy. Biorę oczywiście pod uwagę różnicę w poziomie pomiędzy obiema ligami, ale w Hiszpanii nie czułem się w swojej roli komfortowo. Teraz w Niemczech zostałem ustawiony w grze, którą lubię i w której jestem efektywny. Dostałem szansę, która pozwoliła mi pokazać, że na tym poziomie potrafię wykorzystywać swoje umiejętności.
W trakcie sezonu było słychać, że Syntainics MBC próbował już wtedy przedłużyć z Panem kontrakt. Czy teraz, już jako król strzelców Bundesligi, odczuwa Pan, że jest „gorącym towarem” na rynku transferowym?
Na pewno jestem inaczej postrzegany niż rok temu, gdy byłem królem strzelców w drużynie z dolnej połówki polskiej ligi. Postrzeganie niewątpliwie się zmienia, gdy potrafi się powtórzyć takie osiągnięcie w lidze, która cieszy się większym respektem w Europie.
Jeżeli chodzi o sytuację kontraktową, to jest jeszcze bardzo wcześnie. Wszystkie najlepsze ligi z zachodniej Europy albo dopiero zaczęły play off, albo jeszcze, tak jak w Hiszpanii, ich nawet nie zaczęły. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy, ale mniej lub bardziej konkretne rozmowy i zapytania już się pojawiły.
A czy Pan ma jakieś przemyślenia na temat swoich priorytetów względem sezonu 2021/22?
Mam pewne założenia, jeżeli chodzi o to, jaka sytuacja byłaby dla mnie idealna. Na pewno chciałbym grać w lepszym klubie, który będzie drużyną playoffową, a najlepiej walczącą o miejsce w czołowej czwórce w swojej lidze. Do tego ważna będzie dla mnie gra w europejskich pucharach, najchętniej w EuroCup lub Lidze Mistrzów. Myślę, że to byłby dla mnie dobry krok, by udowodnić swoją wartość na tym poziomie.
W pucharach grałem już co prawda w barwach Anwilu, ale jednak występując w nich w silnym, zagranicznym zespole, to byłoby zupełnie inaczej postrzegane. Byłoby to dla mnie duże wyzwanie i do tego będę dążył. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce.
W ostatnich dwóch sezonach znacznie więcej zaczął Pan wymuszać fauli, co przełożyło się na większą liczbę wykonywanych rzutów wolnych. Czy to tylko kwestia większej roli w zespołach Legii i MBC, czy był to także element, nad którym dużo Pan pracował?
Obie te kwestie po trochu miały znaczenie, ale wiadomo, że wymuszanie fauli zazwyczaj jest możliwe tylko wtedy, gdy gra się z piłką w rękach. W ostatnich dwóch zespołach miałem dużą rolę i myślę, że pokazałem, iż potrafię efektywnie odnaleźć się w takiej grze, zarówno jako strzelec, jak i kreator dla innych zawodników w akcjach typu pick&roll.
Na pewno był też to element, na który zwracałem co roku dużą uwagę podczas obozów „Get Better” i mocno nad nim pracowałem z Konradem Kazimierczykiem i Arturem Packiem. Mocno rozwinąłem tam grę z piłką, a także wymuszanie fauli i grę na kontakcie.
Najważniejsza jest jednak praca na żywym organizmie, czyli możliwość wypracowania sobie takich sytuacji podczas meczów, a potem podjęcie świadomej decyzji, jak ją rozegrać, czy szukać punktów, czy może wymusić faul.
Rozmawiamy po bardzo udanym dla Pana sezonie, czyli ogólnie jest sympatycznie i pozytywnie. To może pytanie trochę z innej kategorii – czy był w Pana grze jakiś element, na który trener Poropat regularnie kręcił nosem, albo groził palcem?
Myślę, że ogólnie jako drużyna, to mieliśmy różne problemy obronne. Uważam, że dużo poprawiłem się w tym elemencie, ale mam też świadomość, że przy 30-35 minutach gry czasami popełniam błędy, które na wyższym poziomie nie powinny się zdarzać. Zdaję sobie sprawę, że w lepszej drużynie nacisk na defensywę byłby większy, a krótsze przydziały czasowe wymuszają na zawodnikach większą intensywność. Nad tym na pewno będę pracował.
Są też inne detale. Chciałbym zmniejszyć trochę liczbę strat. Wiadomo, że przy tak dużej ilości posiadań piłki, które miałem, to w pewien sposób są one naturalne, ale w 2. części sezonu udało mi się je ograniczyć i chciałbym je na tym poziomie ustabilizować.
Pod koniec sezonu opuścił Pan kilka spotkań z powodu koronawirusa. Był Pan zarażony, czy wynikało to z zarażeń innych, a Pan potrzebował tylko kwarantanny?
Byłem zarażony, a cała sytuacja była zresztą dziwna. Rozegraliśmy mecz we wtorek 13 kwietnia przeciwko Goettingen i po nim mieliśmy 3 dni wolnego, gdyż kolejne spotkanie było zaplanowane dopiero po 13 dniach. Ja właśnie tego 3. dnia zacząłem się czuć bardzo źle, miałem wysoką gorączkę i następne 3 dni w domu miałem naprawdę ciężkie. Jednak mimo tego wynik testów był negatywny i myślałem, że to może przeziębienie.
Potem okazało się jednak, że właśnie Goettingen też ma problemy z koronawirusem i u mnie także pojawił się wynik pozytywny, zresztą jako u jedynego w zespole. Kolejne 2 tygodnie spędziłem zatem w izolacji i ostatecznie wróciłem na 2 ostatnie mecze.
Przeciwko Vechcie zagrałem po 1 treningu i zaprezentowałem się mniej więcej na swoim normalnym poziomie. Jednak na zakończenie sezonu przeciwko Oldenburgowi zmęczenie dało mi się we znaki i mój występ pozostawił duży niedosyt. Nie chcę jednak do końca szukać wymówek, gdyż przestrzelone dwa „lay-upy” powinienem trafić także po koronawirusie. Moja skuteczność była w tym spotkania dramatyczna, ale cieszę się jednak, że zdołałem w nim zagrać i na tyle, co miałem sił, to robiłem swoje akcje i oddawałem swoje rzuty.
Jestem szczęśliwy, że teraz wszystko jest już w porządku, badania wyszły dobrze. Teraz przez najbliższe tygodnie chcę się skupić na odbudowaniu kondycji, która spadła przez 2 tygodnie spędzone w domu.
4 czerwca rozpocznie się zgrupowanie reprezentacji Polski przed turniejem kwalifikacyjnym w Kownie. Jakie Pan ma plany na pozostałe do tego czasu niecałe 3 tygodnie? Odpoczynek?
Ja nie odpoczywam odpoczywając, ale ten okres wykorzystuję na pracę indywidualną i staram się odbudować deficyty, które pojawiły się po ciężkim sezonie. Spada wtedy masa mięśniowa i teraz potrzebuję właśnie odbudować się fizycznie, by być w jak najlepszej formie w czerwcu. Z taką myślą teraz codziennie trenuję.
„Super, że był na to gotowy i trafił, cieszyłem się z tego bardzo” – powiedział w rozmowie z naszym portalem Adam Waczyński po lutowym meczu z Hiszpanią. Czy trafiona przez Pana trójka wtedy w końcówce to może być dla Pana przełomowy moment w kadrze? Pokazał Pan, że może wykonywać i trafiać te najważniejsze rzuty.
Miło mi słyszeć takie słowa ze strony Adama. Wiadomo, że samemu jest ciężko o takich kwestiach mówić, gdyż każdy z nas chciałby mieć, jak największą rolę, grać jak najwięcej minut i być kluczowym zawodnikiem. Mam jednak świadomość, że w reprezentacji są gracze, którzy grają w niej od wielu lat, jest podział ról i pewna hierarchia.
Jestem jednak zupełnie innym zawodnikiem i gram na wyższym poziomie, niż było to jeszcze kilka lat temu. Myślę, że ostatnie mecze pokazały, że mogę dać więcej kadrze. Jednak pamiętam, że zwłaszcza na obwodzie mamy bardzo wielu klasowych zawodników, praktycznie każdy z nich gra w mocnej lidze w Europie. Przyjeżdżam zatem na zgrupowania, żeby ciężko pracować, żeby dawać z siebie 100 procent i w obronie i w ataku, a potem boisko to z wzajemnością oddaje. Wiem, że może brzmi to, jak slogany, ale naprawdę mówię to szczerze.
W jednym spotkaniu zagra się więcej, w innym mniej, zawsze trzeba być jednak gotowym. Tak było zresztą w moim przypadku właśnie w spotkaniu z Hiszpanią, gdy w 1. połowie zagrałem kilkanaście minut, w drugiej trzy, a potem wszedłem właśnie na akcję w końcówce i trafiłem za 3.
To jest właśnie wyznacznik tego, żeby być ciągle gotowym i być w stanie pomóc energią i agresją zespołowi. O swoje umiejętności w ataku jestem spokojny, w tym sobie zawsze poradzę, szczególnie że mamy wielu klasowych graczy w tym elemencie.
Gdy popatrzy Pan na naszych przeciwników w Kownie, to widzi Pan drogę, która może zaprowadzić reprezentację do igrzysk olimpijskich w Tokio?
Myślę, że wszyscy o nich marzymy. Oczywiście mamy dwóch bardzo mocnych przeciwników, ale nawet w meczach z zespołami, których pokonanie uważamy za pewnik, jak Angola, to też trzeba będzie umieć wygrać. Potem trzeba będzie jednak zwyciężyć w dwóch spotkaniach ze Słowenią i Litwą, czyli potencjalnie silniejszymi od nas drużynami, szczególnie gdy będą w pełnym składzie.
Wszystko jest jednak możliwe. Polska reprezentacja już nieraz udowadniała, że potrafi takie mecze wygrywać. Pamiętajmy, że to będą pojedyncze spotkania. Kto wie, w jakiej formie przyjadą rywale po długich sezonach w NBA, czy w najlepszych ligach europejskich. Kluczem może też okazać się to, że w naszej kadrze od wielu lat jest kontynuacja.
Liczę zatem, że będziemy w stanie się postawić i wygrać te mecze. Nie ma znaczenia jak, ważne jest, żeby po prostu to zrobić.
Rozmawiał Wojciech Malinowski
[/ihc-hide-content]