
Dołącz do Premium – czytaj wszystkie teksty! >>
Wie, co robi
Kilka razy miałem przyjemność podróżować tym samym samolotem, co reprezentacja Polski koszykarzy (przez przypadek). I za każdym razem byłem pozytywnie zbudowany faktem, że jest ktoś, kto zazwyczaj w podróży czyta książkę. Słusznie się domyślacie, to był Mateusz Ponitka.
Zacznijmy od tego, że Ponitka jest bardzo inteligentnym człowiekiem, podejmującym w życiu świadome, wyrachowane decyzje. Świetnie wie, jakich zbrodni dopuszcza się Rosja na Ukrainie i jak to jest odbierane na świecie. Jadąc do Petersburga musiał zdawać sobie sprawę, jak negatywne emocje wywoła wśród polskich kibiców jego powrót do Rosji i udział w meczu akurat ze znienawidzonym CSKA Moskwa. Po namyśle uznał, że warto wziąć to na klatę.
Nie ulega wątpliwości, że jest też indywidualistą, człowiekiem niepokornym, krnąbrnym. Widać to (wielki atut) na boisku, widać poza boiskiem, widać po specyficznej relacji z bratem. Mogę sobie łatwo wyobrazić, że stać go na gest totalnie wbrew powszechnej opinii, totalnie bez przejmowania się nią.
Niczego nie musi
Mateusz Ponitka jest naprawdę kimś w europejskiej koszykówce. Nie jest zaś człowiekiem pod ścianą, który musi ryzykować cokolwiek, aby uratować swoją karierę. Dzięki talentowi, pracy i kolejnym mądrym decyzjom / wyborom klubów stał się już (zasłużenie!) bardzo zamożnym człowiekiem. To nie jest przypadek gościa, który „ma kredyt do spłacenia” czy „musi pracować, aby wykarmić rodzinę”.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Nie tylko przeżyłby bez reszty kontraktu w Zenicie, ale też poradziłby sobie równie dobrze do końca kariery. Kolejka chętnych klubów byłaby długa także za rok. Na prawników, w ewentualnym sporze też by miał.
Nie był to więc, moim zdaniem, dramatyczny wybór na poziomie „jadę na wojnę walczyć za kraj, czy nie jadę”, albo „tracę twarz, ale chociaż uratuję środki do życia”. Była to raczej decyzja biznesowa. Ma prawo do niej, żeby było jasne. Praca w Rosji, ani uprawianie tam sportu, nie są nielegalne.
Ordynarny Zenit
Spodziewał się zapewne totalnej krytyki w Polsce, ale nie wiem, czy spodziewał się okrutnego zachowania ze strony klubu. Komunikat o powrocie z „potrzebnych, krótkich wakacji w domu” , jest równie cyniczny i bezczelny, co cała putinowska propaganda. Ławrow byłby dumny. Upokorzenie zawodników, którzy wracają z podkulonym ogonem. Jak można chcieć grać dla takiego klubu?
Czy odmowa gry w Zenicie (jeśli faktycznie są zapisy w kontrakcie o wielkim odszkodowaniu) rzeczywiście była aż takim ryzykiem? Wieloletnie obserwowanie fibowskiej koszykówki i obecne opinie agentów sugerują, że nie ma kontraktu, którego nie da się zmienić, albo rozwiązać.
Moim zdaniem, dało się do tej Rosji nie jechać. Dało się przyjazd chociaż odwlec, do momentu nowych decyzji FIBA względem rosyjskiej federacji. Jakkolwiek, choćby chorując.
Dołącz do Premium – czytaj wszystkie teksty! >>
Bohater vs. Zero
Taki moralny gest, nawet jeśli okresowo faktycznie utrudniał karierę, czy zatrzymywał ją na rok, w razie komplikacji ze strony Rosjan, zostałby potrójnie w Polsce doceniony. W obecnej sytuacji politycznej czegoś takiego właśnie oczekiwanoby od kapitana reprezentacji. I łatwo mogę sobie wyobrazić pomoc np. ze strony PZKosz, tak chętnego do głośnych, medialnych deklaracji w sprawie wojny na Ukrainie. To byłby styl prezesa Piesiewicza – szybko załatwić jakiś etat, rządowe wsparcie czy nawet sponsora dla kogoś, kto „postawił się Rosjanom”.
Dla kibiców, po takim geście, byłby bohaterem. Jak każdy, kto uszczknie coś ze swojej wygody, aby zamanifestować coś znacznie ważniejszego od pieniędzy. Tymczasem dziś wygląda to wstydliwie – ludzie widząc Mateusza na rosyjskich parkietach, są po prostu zażenowani.
Szantaż gangsterów?
Czy naprawdę możliwe jest, aby Mateusz Ponitka był autentycznie zmuszony w trakcie trwającej wojny, całkowicie wbrew własnej woli, jechać do kraju objętego poważnymi sankcjami i grać tam w koszykówkę? Że nie było absolutnie żadnego sposobu, aby tego wstydliwego gestu uniknąć?
Czy możliwe jest, że niezależnie od sytuacji międzynarodowej i kontekstu, Zenit, do spółki z Gazpromem czy kimkolwiek jeszcze, ścigaliby Mateusza po całej Europie? Potem wygrali wszelkie procesy sądowe, zwindykowali go z odszkodowań oraz odsetek i puścili w samych skarpetkach za zerwanie kontraktu w Rosji? I cały koszykarski świat nie chciałby i nie mógłby z tym nic zrobić?
Ja sobie tego wszystkiego nie wyobrażam. No ale załóżmy, że ta straszliwa opcja jest możliwa. Czy w takiej sytuacji Ponitka, poddawany takiemu szantażowi, nie mógłby się nigdzie zwrócić o pomoc? Czy o nią się zwracał? Czy możliwe jest, że tej pomocy mu odmówiono?
Nieważne co ludzie pomyślą?
Tak jak głośno wybrzmiał szyderczy komunikat Zenita, tak i huczy cisza ze strony Mateusza Ponitki. Kibicom i koszykarskiemu środowisku po prostu należało się w takiej sytuacji kilka zdań publicznego wyjaśnienia ze strony kapitana reprezentacji Polski. Można to było jakoś PR-owo załatwić, uprzedzić i rozbroić.
To też jakoś potwierdza tezę, że Mateusz jest człowiekiem, który nie przejmuje się opinią publiczną i o nią nie dba. Może kiedyś to jeszcze wyjaśni, ale w tym momencie kibice otrzymali komunikat, że nic wyjaśniać mu się nie chce.
*
Mateusz Ponitka podjął ważną, bardzo kontrowersyjną, decyzję dotyczącą swojej kariery. Miał do niej święte prawo. Ale my też mamy prawo ją oceniać
Tomasz Sobiech
Dołącz do Premium – czytaj wszystkie teksty! >>
[/ihc-hide-content]