Mateusz Bierwagen: Nie da się przewidzieć wszystkiego

Mateusz Bierwagen: Nie da się przewidzieć wszystkiego

- Przez zbytnie zaangażowanie wyłącznie w sport, można sobie zniszczyć życie - mówi Mateusz Bierwagen, były koszykarz m.in. Astorii Bydgoszcz i Legii Warszawa, obecnie członek kadry 3x3. Opowiada o pasji i biznesie restauracyjnym, ale i o życiowych zakrętach, związanych z depresją czy alkoholem.
Mateusz Bierwagen / fot. Aleksandra Czerwińska

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Pamela Wrona: Restaurator czy zawodowy sportowiec – co jest cięższym kawałkiem chleba?

Mateusz Bierwagen: Nie jestem w stanie tego porównać. Patrząc na swoją przeszłość, jak ukształtował się mój charakter i na to, czego w życiu mi brakowało, jednak dopiero to połączenie dało mi duże szczęście i satysfakcję z tego, jak wygląda mój dzień. Dobrze jest łączyć pracę ze sportem. 

Poczucie, że czegoś brakuje było punktem zwrotnym, w którym doszło do ciebie, że radości trzeba poszukać w czymś innym?

W pewnym momencie okazuje się, że nie będziesz wybitnym sportowcem i nie masz szansy, aby osiągnąć czegoś wielkiego, co pozwoli ci mieć spokojną przyszłość. Wtedy dobrze jest mieć plan B i realizować go nawet równocześnie. Zatracenie się w dniu, żeby tylko chodzić na trening, spowodowało, że miałem wrażenie, że trochę lat mi uciekło. 

Oszukiwałem się, że może jednak jeszcze coś z tego będzie. Samą koszykówkę przeciągnąłem o jakieś 5-6 lat. Gdybym mógł cofnąć czas, zacząłbym jeszcze wcześniej pracować. Zawsze imponowali mi ludzie, którzy potrafili robić coś jeszcze poza zawodowym sportem.

Czy sportowcom trudno jest znaleźć drogę, która nie wiedzie już przez boisko?

Jest wielu sportowców, którzy świetnie sobie z tym radzą i płynnie przechodzą w zupełnie nowe życie, ale nie dla wszystkich jest to takie proste. Zdaję sobie sprawę, że samo połącznie pracy z graniem jest trudne, bo sam 1,5 roku biegałem za piłką pracując na pełen etat. 

Wydawało mi się to kiedyś abstrakcją, natomiast kiedy tego doświadczyłem, okazało się, że dzień jest dużo mniej męczący niż wtedy, kiedy mój czas poświęcałem jedynie koszykówce.

Dobrym przykładem jest twój tata, który z murawy trafił na oddział neurochirurgii.

Tata grał w ekstraklasie, studiował medycynę i zaczął pracę jako neurochirurg. Na pierwszym roku studiów jeszcze został ojcem. Zawsze go podziwiałem, szczególnie, gdy byłem już dorosły i miałem inny światopogląd. Zawsze byłem pod wrażeniem, jak moi rodzice poprowadzili swoje życie. Są dla mnie wzorem.

Czy to on brał największy udział w budowaniu zaplecza twojej sportowej kariery?

Bardziej mój dziadek, który odszedł 2 lata temu. Byliśmy ze sobą bardzo silnie związani. To on kierował moją karierą sportową, poruszaliśmy tematy sportowe. Przez wiele lat był szefem Zawiszy Bydgoszcz, wiceprezesem PZPN i całe życie był związany ze sportem i wieloma dyscyplinami.

Z gotowaniem miałeś niewiele wspólnego. Zatem skąd pomysł, aby otworzyć własną restaurację?

Moi wspólnicy biznes otworzyli beze mnie – w tej chwili są 3 bydgoskie restauracje – „La Rosa”, „Port 13” i „Karafka”,  a dodatkowo prowadzimy catering dietetyczny „Równowaga w pudełku”. 

Wracając z Warszawy do Bydgoszczy chciałem już robić coś innego. Przejąłem część udziałów jednej restauracji. Współpracę przy „Karafce” zaproponował mi mój przyjaciel Tomasz Szopiński, z którym znamy się z czasów gry w młodzieżowych zespołach Astorii. Lokal, za który odpowiadam, jest typowo gastronomiczny, w stylu winebar&restaurant – jest dużo dobrego wina z różnorodną kuchnią. Mieści się przy ulicy Jatki – pozdrawiam serdecznie wszystkich przyjaciół z branży, z którymi pracujemy po sąsiedzku w przyjaznej atmosferze.

Rzeczywiście, mimo że z gotowaniem miałem niewiele wspólnego, bardzo lubiłem przebywać w restauracjach, przebywać w nowych miejscach i poznawać nowe smaki. Przede wszystkim, bardzo lubiłem kontakt z ludźmi, dlatego wchodząc w to wiedziałem, że będę robił wszystko, aby ugościć ich jak najlepiej potrafię. 

I wydawało się to być dobrym rozwiązaniem dla kogoś, kto lubi być z ludźmi, ale również chce się rozwijać – bo aby poznać gastronomię i prowadzenie tego biznesu dosłownie od kuchni. Byłem – i w zasadzie jestem nadal – niemal na każdym stanowisku – kelner, manager, współwłaściciel i śpiewak, który daje publiczne koncerty.

Mateusz Bierwagen / fot. Aleksandra Czerwińska

.

Mateusz Bierwagen / fot. Aleksandra Czerwińska

.

Cechy z boiska, które najbardziej się przydają?

Wydaje mi się, że jako zawodnik trzeba umieć się dostosowywać, być różnym elementem układanki. Miałem role, w których byłem liderem, kapitanem, a niekiedy trzeba było zaakceptować fakt, że jest się mniej ważnym i przyszło ci pełnić marginalną funkcję. To, z jednej strony, dawało motywację do cięższej pracy, chociaż były momenty frustracji. Pewne mechanizmy pracy w grupie pozostają bardzo podobne, niezależnie od branży, w jakiej się poruszamy.

Na przykład, na parkiecie bardzo ciężko współpracowało mi się z osobami, które w moim mniemaniu nie wykazywali odpowiedniego zaangażowania, dlatego też w pracy w gastronomii szukamy pracowników właśnie pod tym kątem – solidność, pracowitość i duże zaangażowanie to są cechy, na które zwracamy uwagę. Nie lubimy ludzi leniwych. Tak samo w pracy, jak i w sporcie zawsze trudno było mi to zaakceptować.

W jaki sposób to akcentowałeś?

Były błędy po mojej stronie, bo na pewno teraz bym dużo więcej rozmawiał po zawodach, a nie w ich trakcie. Wychodząc na parkiet trzeba być monolitem, należy być skupionym, a wszelkie konflikty rozwiązywać na treningach lub po nich. Miałem problem, bo mocno artykułowałem to w stronę kolegów, a także sędziów. 

Szczególnie reakcje i relacje z sędziami – całą moją przygodę z koszykówką to było coś, z czym nie potrafiłem sobie poradzić. 

Mówi się, że nic tak nie uczy, jak praca w gastronomii. Czego nauczyła ciebie?

Czego mnie nauczyła? Żeby nie obawiać się ciężkiej pracy. Tylko ciężko pracując, można później otrzymać wiele satysfakcji, z takich małych rzeczy, które tak naprawdę są najważniejsze, jak pozytywny odzew od gości, bliskich mi osób i wspólników z wykonywanej pracy. Nauczyłem się, że warto uczyć się tego, czego dotychczas nie potrafiliśmy.

Pierwszy rok pracowałem jako kelner i sądziłem, że przy tym pozostanę. Dopiero zmobilizowany przez moich wspólników zrozumiałem, że jest inaczej, że mogę być sam odpowiedzialny za restaurację oraz brać aktywny udział w naszych projektach. Utwierdziłem się tylko w tym, że nie mogłem podjąć lepszej decyzji, mimo trudnego okresu, przez który wszyscy przechodzimy.

.

Jak prowadzi się biznes w czasie pandemii?

Postawiliśmy mocno na catering dietetyczny i udało nam się to rozhuśtać, wkładając w to niesamowicie dużo pracy i teraz jest tego efekt. Dwa lokale musieliśmy całkowicie zamknąć, a w jednym działamy wyłącznie z daniami na wynos. Kombinujemy kolejne pieniądze, rezygnując z własnych zarobków.

Jesteśmy zgranym zespołem, czwórką młodych ludzi i wygląda na to, że damy sobie radę z tą sytuacją. Wszystko idzie ku lepszemu i będziemy mogli realizować nowe projekty, co pozwala nam w końcu z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Gastronomia to jedna z branż najbardziej dotkniętych kryzysem. W jakich kategoriach rozpatrywać plan otwarcia restauracji w Dubaju? 

To kolejny z naszych zwariowanych pomysłów. Ale wychodzimy z założenia, że należy chwytać nadarzające się okazje. Zdecydowaliśmy się wziąć udział w konkursie Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu – udało nam się wygrać konkurs na operatora restauracji w Pawilonie Polski na Expo w Dubaju. W karcie pojawią się polskie, regionalne i tradycyjne dania, ale w nowoczesnej wersji.

Chcemy opierać się głównie na naszych produktach, więc poprzeczkę zawiesiliśmy wysoko. Targi rozpoczną się 1 października i będą trwały pół roku, będziemy latać tam rotacyjnie. Docelowo chcemy, aby nasza restauracja działała także po nich. Przygotowania do pobytu w Dubaju będziemy pokazywać za pośrednictwem YouTube, na kanale Gastro Freaks. 

Jest to dla nas niesamowite wyróżnienie, że mamy możliwość rozwoju i otworzenia się w innych miejscach. Miałem propozycję otwarcia „Karafki” w Gdańsku, mamy już swoją renomę, która odbiła się w środowisku szerokim echem. Marzyliśmy o restauracji za granicą, więc dlaczego by nie zaryzykować?

Ryzyko nie jest ci obce?

Życie nauczyło mnie, że nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego. Ja byłem już w takim punkcie, w którym sądziłem, że mam wszystko, co powinno dać mi szczęście. Po walkach z własnymi słabościami, pojawiły się nowe perspektywy w biznesie, aż pojawił się koronawirus, który przewrócił wszystko do góry nogami. Podobnie jest w sporcie, który jest piękny, ale niekiedy to zdradziecki kawałek życia.

Przykład?

Do dziś stary Górnik Wałbrzych nie uregulował swoich zobowiązań na sumę, która w mojej ocenie jest poważna. Swoją drogą, niewiarygodne są regulacje prawne, które pozwalają na to, że można przejąć prawa do logo i medali, założyć nowe stowarzyszenie i odciąć się od długów. 

To klub mający tradycje i cieszyłem się, że mogę być jego częścią, natomiast takie sytuacje w koszykówce są dla mnie niezrozumiałe. Sport jest krótki, są nieuczciwi ludzie, są kontuzje. Mam także wiele negatywnych życiowych doświadczeń, z których potrafiłem się podnieść dzięki najbliższym mi osobom. 

Trzy rzeczy, które odcisnęły na tobie największy ślad?

Uświadomienie sobie, że rodzice to najbardziej mi życzliwi ludzie oraz moi najlepsi przyjaciele. Możliwość pracy, która nie będzie przymusem i dała mi szansę bycia reprezentantem Polski w koszykówce 3×3. Decyzja o życiu w totalnej trzeźwości.

„Odkąd pracuję w gastronomii, w ogóle już nie piję” – przyznałeś w jednej rozmowie.

Ten temat zawsze będzie ciekawy dla mnie i dla moich bliskich, zwłaszcza, że szansa, że przestanę spożywać alkohol było równe prawdopodobieństwu, że Kenia pokona Kanadę w meczu hokeja na lodzie, albo że ziemia stanie się płaska (śmiech). To mnie motywowało, bo nikt nie wierzył, że mogę z tego zrezygnować.

Alkohol jest powszechną częścią życia, o nim się mówi, potrafi mieć różny wpływ na ludzi. Dla mnie ta decyzja okazała się kluczowa, dlatego o tym powiedziałem. To odmieniło moje funkcjonowanie. 

Doszedłem do momentu, w którym czułem, że jest tego za dużo, że wykracza to poza moją kontrolę. W połączeniu z moimi problemami natury osobistej sprawiło, że nadużywanie alkoholu, ale i depresja to nie są dla mnie obce tematy. 

Czym dla sportowca jest depresja?

Dziś jestem w zupełnie innym punkcie i mówienie o tym jest dla mnie kompletnie bezproblemowe i bezbolesne, a jednocześnie myślę, że może być pożyteczne. Nie chciałbym się nad tym rozwodzić, bo można o tym mówić godzinami. Dla każdego depresja może być czymś innym, nie chciałbym tego generalizować.  Ten, kto jej doświadczył wie, z jakim bólem, smutkiem i pustką jest to walka. Wiem, że ludziom trudno jest o tym mówić, mimo że jest to powszechny problem.

Natomiast mówię o tym dlatego, że chciałbym wykorzystać naszą rozmowę, bo być może ktoś znajdujący się w podobnej sytuacji po przeczytaniu tego będzie chciał porozmawiać. Nie uważam się za jakiegoś zbawcę, znawcę tematu bądź lekarza dusz, natomiast wiem doskonale, że rozmowa o tym może pomagać.

Kiedy dowiedziałem się od kilku osób, że im pomogłem, z czego nie zdawałem sobie wówczas sprawy, czułem się niesamowicie. Dlatego zdecydowałem, że jak jest okazja, to chcę o tym mówić. Może będę w stanie komuś pomóc, nie muszę być w tych sprawach autorytetem, czy znaną osobowością. Doświadczyłem tego i nie będąc żadnym gwarantem sukcesu, może ktoś z tego skorzysta – nawet, jeśli będzie to tylko jedna osoba, czy to mało?

Kluczem jest to, aby przyznać się przed samym sobą.

Myślę, że jest kilka kolejnych furtek i kluczy. U mnie na przykład kluczowe było zrozumienie, że każdy problem, nawet w moim mniemaniu największy i najgorszy, muszę udźwignąć na trzeźwo. A mechanizm zawsze był ten sam. Kiedy jest ból lub problem, trzeba się napić. A wiadomo, że alkohol działa tak, że wydaje się, że jest po problemie i robisz to, aby poczuć się lepiej.

I czułeś się lepiej?

Oczywiście. Tylko rano problem wraca ze stukrotnie większą siłą. I to jest najtrudniejsze – uświadomić sobie, że nawet jak zrezygnujemy z czegoś, co kochamy, ale jest dla nas bardzo szkodliwe, to wcale nie znaczy, że wszystko będzie szło gładko i łatwo. W takich momentach trzeba sobie uświadomić, że ten ból zawsze będzie mimo wszystko mniejszy, a zaraz przyjdzie kolejny dzień, który może już przynieść wiele dobrych rzeczy. 

Gdybym nie zdecydował się na takie zmiany, nigdy nie poznałbym najważniejszej dla mnie osoby, czyli mojej narzeczonej. Pozdrawiam moich kolegów, którzy będą mnie wyzwać od mięczaków, zapewne w wulgarniejszej wersji przez kolejnych 5 lat (śmiech).

Wspominałeś o pustce. Odnoszę wrażenie, że powodem mogła być nie tylko chęć stabilizacji i zabezpieczenia własnej przyszłości. Z czego mogło to wynikać?

Miałem moment, kiedy ocknąłem się i bardzo żałowałem, że za dużo poświęciłem sportowi, co uniemożliwiło mi realizację swoich innych pasji. Wydawało mi się, że dużo tracę. Nie wyobrażałem sobie przestać grać w koszykówkę, ale czułem jednocześnie blokadę. Rówieśnicy szli do przodu, a ja wówczas wpadłem w dołek.

Sport często działa jak lekarstwo, ale czy nie jest tak, że w twoim przypadku była to toksyczna relacja, dająca efekt placebo?

Dokładnie tak. Ludzie, którzy nie są tak utalentowani, a ich kariera nie jest w stanie zapewnić im bytu do końca życia, powinni rozwijać się na innych płaszczyznach. Dla mnie sport jest najpiękniejszą rzeczą w życiu, jaką doświadczyłem. Aczkolwiek źle wykorzystany, potrafi upośledzić człowieka.

Przez zbytnie zaangażowanie wyłącznie w sport, można sobie zniszczyć życie. Powinno dostosować się go do swoich możliwości. Wielu ludzi ma zbyt duże mniemanie o sobie i o swoich zdolnościach, dzięki czemu ciągną ku wynikowi sportowemu i wiele przez to tracą. Mając 20-ileś lat, jak nie ma się pewnego poziomu, nie osiągnie się nie wiadomo jakich szczytów. Warto studiować, pracować, myśleć o przyszłości i nie koncentrować się wyłącznie na tym.

W jakim miejscu kariery chciałeś być po trzydziestce?

Z całej kariery wspominam najmilej grę w reprezentacji U-18 i U-20. Reprezentowanie kraju zawsze było dla mnie najważniejsze. To była dla mnie nobilitacja i coś wspaniałego. Dlatego cieszę się, że mogę reprezentować Polskę, ale w innej odmianie koszykówki. Nie udało mi się nigdy reprezentować kadry seniorskiej. Po trzydziestce byłbym spełnionym sportowcem, gdybym miał taką szansę. 

Od zawsze kibicowałem Legii Warszawa i Astorii Bydgoszcz, której jestem wychowankiem. Grając dla nich, sportowe marzenia udało się zrealizować, jednak widziałem to kiedyś na wyższym poziomie.

Mateusz Bierwagen / fot. archiwum prywatne

.

Z perspektywy czasu, czy sam nie miałeś zbyt dużych ambicji, co mogło być zgubne?

Myślę, że na pewno miałem duże większe ambicje. W pewnym momencie zderzyłem się z rzeczywistością. Niestety, nie byłem na tyle mądry, aby szybciej poszukać innej drogi. I chyba w tym tkwił problem. Na szczęście obudziłem się, kiedy nie było jeszcze za późno.

Co się zmieniło?

Gdy się przełamałem, zrezygnowałem z rzeczy, o których wcześniej wspomniałem i zacząłem łączyć kilka pasji jednocześnie, okazało się, że jestem w o wiele lepszej formie psychicznej, niż kiedykolwiek przedtem. 

Kończąc grać w koszykówkę 5×5 dostałem szansę, by rozpocząć przygodę z tą 3×3. I zrozumiałem, że mogę jednocześnie prowadzić restaurację, mogę realizować własne projekty muzyczne, być w reprezentacji Polski 3×3. Mogę wszystko. Mogę wstać rano po 3-4 godzinach snu i być pełen energii.

Koszykówka 5×5 to zamknięty rozdział. Jakim jest 3×3?

Dopiero teraz czuję pełną satysfakcję z tego, że jestem sportowcem. Nie jestem uwikłany w żaden kontrakt, stresujące sytuacje, dostosowywanie się do harmonogramów treningów, które nie sprawiały żadnej radości.

3×3 – to sport w najczystszej postaci, a walka dla drużyny narodowej jest niesamowitym zaszczytem. Co więcej, wiem, że przyjadę na zgrupowanie i będą tam ludzie, którzy mają świetny charakter, a na parkiecie nigdy nie odpuszczają. To osoby, które chcą walczyć na boisku, dzięki czemu świetnie pracuje się w takiej grupie. 

To daje mi niesamowity oddech do walki z innymi, codziennymi przeciwnościami. Dziękuję przede wszystkim sztabowi trenerskiemu, który dał mi sportowe, drugie życie.

Zaczęło się od ulicznych turniejów?

Mając 25 lat pojechałem na pierwszy turniej, były to eliminacje Mistrzostw Polski 3×3, kiedy jeszcze ta dyscyplina raczkowała, nie widziałem jeszcze jej piękna. Pojechaliśmy tam jako koszykarze 5×5 i naturalnym myśleniem było to, że jedziemy po to, aby sobie pograć i się dobrze bawić.

Teraz żałuję, że nie skupiłem się wyłącznie na niej. Nie mam klubu, trenuję sam, dzięki czemu mogę sport łączyć z pracą. Treningi dostosowuje w ten sposób, że wydolność i wytrzymałość jest podobna do tej na meczu.

Wracając do ulicznych turniejów, faktycznie od kilku lat jestem bardziej na nich skupiony. Mam ekipę „Bydgoskie Bydło Nocą”, z którą 5 razy z rzędu wygraliśmy turniej „Gdynia Basket Nocą”, między innymi dzięki temu zostałem powołany do reprezentacji. Swoją drogą, pozdrawiam wszystkich członków tej jedynej w swoim rodzaju ekipy.

Czy w twoim odczuciu, koszykówka 5×5 a 3×3 to trochę dwa inne światy?

Absolutnie, to zupełnie inna dyscyplina. Widzę z własnego doświadczenia, że jako człowiek, który nie miałby szans na parkiecie 5×5 z graczami z dorosłej reprezentacji Polski, ekstraklasy, czy I ligi, to jestem w stanie wyjść i w tym wydaniu z takimi graczami powalczyć, a nawet często ich pokonywać.

Gra jest na mniejszej przestrzeni, można grać ostrzej, gra się krócej, braki techniczne można nadrobić walką, charakterem, bieganiem i determinacją. Ważne jest trafianie za dwa punkty – rzuty, które w tradycyjnej koszykówce są liczone za 3. Bardzo mocno trzeba walczyć w obronie, biegać, czytać grę na prostym pick&rollu, szukać siebie zasłonami od piłki prostymi rozwiązaniami, na pełnym tempie i zaangażowaniu.

I co najważniejsze, koszykówka 3×3 idzie do przodu.

Trzecie miejsce na świecie, brązowy medal – jest ogromny potencjał. Są ludzie, którzy chcą się w to angażować. Poza kadrą, zaczynają powstawać mocne drużyny, które będą walczyć o występy w turniejach typu World Tour i Challenger. Fajnie, gdyby funkcjonowało to u nas tak, jak w Serbii, gdzie jest kilka mocnych, profesjonalnych ekip.

My, dzięki wsparciu trenerów reprezentacji w postaci Piotra Renkiela i Kazimierza Rozwadowskiego, również z kolegami z kadry tworzymy nową drużynę o nazwie Fahrenheit Universities i mamy nadzieję walczyć o najwyższe cele, nie tylko w Polsce, ale i na arenie międzynarodowej. Mogę obiecać, że będzie to skład, który będzie miał naprawdę ciekawe nazwiska.

Igrzyska Olimpijskie – czym byłyby dla ciebie?

Dla mnie każde pojawienie się na kadrze, niezależnie gdzie, jest zaszczytem i radością. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co działoby się w mojej głowie, gdybym mógł zagrać dla Polski na Igrzyskach. Musiałbym tego doświadczyć, by móc o tym opowiedzieć. Wydaje się to rzeczą nieprawdopodobną. Każdy turniej, w którym mam nadzieję będę mógł uczestniczyć, byłby czymś wielkim.

W kadrze jestem stosunkowo krótko, ale póki mam zdrowie, zaangażuje się w 100 proc., aby móc pojawić się na zgrupowaniu. Jeśli udałoby się coś osiągnąć, wykroczyłoby to poza moją wyobraźnię. Co prawda, na ten moment z racji tego, jakimi graczami jestem otoczony, uważam, że mój poziom sportowy może nie wystarczyć, by jechać na igrzyska w tym roku. Moim celem jest natomiast to, aby być coraz lepszym, a największym spełnieniem moich marzeń byłoby to, aby z jakiejkolwiek dużej imprezy wrócić z medalem dla Polski.

I wreszcie zasiąść przy restauracyjnym stoliku…

Otóż to. Zapraszam wszystkich serdecznie do jednej z naszych trzech restauracji. Do zobaczenia!

Rozmawiała Pamela Wrona, @Pamela_Wrona

Mateusz Bierwagen i koledzy z Astorii / fot. Aleksandra Czerwińska

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38