
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Pamela Wrona: Gdybyś miał określić, co cię definiuje jako człowieka, to co by to było?
Marcin Więckowski: Z charakteru 100% optymista, a wewnętrznie czerwony byk (śmiech).
Pasja do koszykówki i miłość do Chicago Bulls – jak to się zaczęło?
Końcówka lat dziewięćdziesiątych. Wszystko dzięki bratu, bo to za jego sprawą miałem w rękach piłkę do koszykówki po raz pierwszy. Z nim dzieliłem pokój, oglądaliśmy wspólnie mecze i nagrania z 1997 roku. To magia z dzieciństwa. Najpierw były finały w 1997 i w 1998, a następnie zacząłem trenować.
Po zakończeniu kariery przez Michaela Jordana, zaczęły wychodzić magazyny, nagrania na płytach, kolekcjonerskie egzemplarze – było w tym coś niezwykłego, szczególnie że przedstawiano go jako boga koszykówki. Internet dopiero raczkował, dostęp do informacji i wszelkich gadżetów był bardzo ograniczony, ale było w tym coś fajnego. Jak była tylko możliwość, aby coś zdobyć, wszystko miało styczność z Jordanem. I tak już zostało.
Chociaż skończyłem trenować, głównie za sprawą Derrick’a Rose’a wróciłem aktywnie do hobbystycznego podejścia do koszykówki, nie od strony zawodniczej, a bardziej jako kibic.
I jak rozpoczęła się twoja aktywność w Internecie?
Zawsze byłem humanistą, w momencie boomu na Derricka Rose’a zacząłem tworzyć relacje i zapowiedzi spotkań, pisanie o koszykówce sprawiało mi przyjemność. Odezwali się do mnie chłopaki ze strony „Chicago Bulls Polska”, dołączyłem do nich około 8 lat temu. W tym momencie, mamy swój fanclub, fanpage, a nawet lepszym określeniem byłaby społeczność, bo poza internetem działamy też realnie.
To chyba dobre określenie, bo jesteś odpowiedzialny za organizację zlotu fanów Chicago Bulls w Polsce – wydaje się, że jedynego w Europie. Jak udało stworzyć się koszykarską społeczność?
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!