Marcin Salamonik: Koszykówce poświęca się wszystko

Marcin Salamonik: Koszykówce poświęca się wszystko

"Jest pozwolenie na niepłacenie zawodnikom i trenerom, pozwala się na cwaniactwo i kombinowanie. Nikt od nikogo nie wyciąga żadnych konsekwencji. Związek wielokrotnie umywa ręce, przyznaje klubom licencje" - mówi Marcin Salamonik, weteran koszykarskich parkietów, obecnie zawodnik drugoligowej Polonii Bytom.
Marcin Salamonik / fot. materiały prasowe BS Polonia Bytom Basketball

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>

Pamela Wrona: Ile razy przechodziłeś na sportową emeryturę?

Marcin Salamonik: Szczerze? Jeszcze ani razu. Nie było momentu, w którym ostatecznie powiedziałbym sobie, że to jest ta chwila, że to już jest koniec. Chociaż rzeczywiście, niewiele brakowało w poprzednim sezonie, który z powodu koronawirusa zakończył się przedwcześnie. Nie wiadomo było co dalej, dlatego zdecydowałem, że podejmę pracę zawodową, a koszykówka będzie z boku.

Z tyłu głowy miałem myśli, że może faktycznie trzeba dać sobie z nią spokój. Na pewno już wtedy wiedziałem, że nigdzie daleko nie pojadę, bo czas zostać w domu z rodziną.

W metryce już prawie 38 lat, a czujesz się na ile?

Ciężkie pytanie. W ostatnim czasie, miałem w głowie to, ile mam lat. Na treningach daję radę, nie odstaję od reszty, więc przestałem sobie tym zaprzątać myśli. Prawdą jest, że mamy tyle lat, na ile się czujemy. Myślę, że nie czuję się gorzej niż kilka lat temu, gdy miałem około 30 lat.

Czyli limit ustalamy sami.

Prędzej czy później przychodzi moment, w którym trzeba dać sobie spokój, ale czy jest jakaś granica? Gra w ekstraklasie, czy nawet w pierwszej lidze na dobrym poziomie, w czołowych zespołach, wymaga wiele od zawodnika – przygotowania w 100 proc. przez 10 miesięcy, bycia przez cały czas na pełnych obrotach. Klub oczekuje gotowości do gry, do treningu, do osiągania sukcesów. Mało jest osób, które mimo upływu lat, wciąż reprezentują ten sam poziom fizyczny. Z wiekiem na pewno robi się trudniej, bo chociażby regeneracja nie jest już taka sama.

I przychodzi moment, kiedy na szali stawia się nie tylko sport?

Dokładnie. Przede wszystkim w pewnym momencie ważne jest poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Gdyby poprzedni sezon zakończył się normalnie, zapewne podjąłbym inne decyzje. Cała sytuacja spowodowała, że trzeba było pomyśleć o rodzinie, o zabezpieczeniu finansowym, ale z drugiej strony. W koszykówce z płatnościami w klubach jest naprawdę różnie i na to trzeba zwrócić uwagę. Szczerze, na pierwszą ligę byłbym jeszcze fizycznie gotowy, natomiast stwierdziłem, że 20 lat grania zdecydowanie wystarczy.

Co się czuje po dwudziestu latach gry?

Raczej nie zmęczenie. Gdyby koszykówka zaczęła mnie męczyć, już dawno dałbym sobie spokój. Nie ma nic gorszego niż robienie czegoś na siłę, co nie sprawia przyjemności. Nie wiem, czy są zawodnicy, którzy grają tylko dlatego, żeby zgadzały się cyferki na koncie. Może przez miesiąc-dwa będzie fajnie. Na dłuższą metę, tak się nie da.

Nawet na niższym poziomie, potrafisz jeszcze czerpać radość z samego trenowania?

Sądzę, że poziom nie ma znaczenia – czy ekstraklasa, czy pierwsza liga, czy nawet jak w wakacje spotykałem się na lidze śląskiej, cały czas jest zabawa, to samo uczucie. W Bytomiu mamy fajny zespół, jest fajny klimat, a takie rzeczy też pomagają żeby czerpać radość z koszykówki. Ważne jest, aby nie popaść w codzienny marazm, aby nie chodzić na treningi jak za karę, bo nie ma się innego sposobu na życie.

Jest jednak inna świadomość?

Raczej nie.

Czyli to już nie miejsce i czas, by coś komuś udowadniać?

W moim wieku już nie ma co komu udowadniać, ani sobie, ani tym bardziej innym. Gram po to, aby osiągnąć cel drużynowy. Już nie dla własnych statystyk. Kiedyś trzeba było pokazać, że zasługuje się na dany kontrakt, że coś się potrafi, zwrócić na siebie uwagę trenerów i agentów. Teraz, pochodzę do tego w ten sposób, że jeżeli jest postawiony cel przed drużyną, zawsze trzeba własne ambicje schować do kieszeni. Jak nie ma presji wyniku, można sobie robić statystyki. Jak zespół ma cel, trzeba się poświęcić.

A kiedyś często musiałeś?

Zawsze się śmieję, jak ktoś grający w pierwszej lidze czy nawet w ekstraklasie, używa sformułowania: „w mojej karierze”. W mojej przygodzie z koszykówką, zdarzało się, że faktycznie, było trzeba udowadniać, że się na coś zasługuje – na miejsce w zespole, kontrakt.

Pamiętam, jak w pierwszej lidze było 7-8 równych zespołów, a było po 3-4  klasowych zawodników. Wtedy nic za darmo się nie dostawało, trzeba było naprawdę ciężko pracować na treningach, aby otrzymać minuty. 

Wspomniałeś, że z płatnościami bywało różnie. Jakie masz z tym doświadczenie?

Jeżeli sytuacje zdarzają się w trakcie sezonu, niekiedy nie zwraca się na to uwagi. Przychodzisz na treningi, trenujesz tak samo. Patrząc na mnie, starałem się zostawiać to wszystko w szatni, nie przenosić na parkiet. I tak dawałem z siebie 100 proc. Nigdy też nie znalazłem się w sytuacji, aby w jednym sezonie klub nie płacił pół roku albo dłużej – zazwyczaj problemy zaczynały się pod koniec sezonu, więc go dogrywaliśmy, a walka o pieniądze rozpoczynała się po zakończeniu rozgrywek w sądach.

Nie przedłużało się kontraktu, szło się dalej. Chociaż szarpanie się o własne pieniądze jest bardzo męczące i też kosztowne. Mimo wszystko, próbowałem za każdym razem to, co negatywne zostawić za sobą.

Nie należysz do zawodników, którzy boją się publiczne wyrażać swoje zdanie.

Uważam, że o takich rzeczach powinno się mówić i to jak najgłośniej. Przynajmniej u nas panuje przeświadczenie, że jest pozwolenie na niepłacenie zawodnikom i trenerom, że pozwala się na cwaniactwo i kombinowanie. Nikt od nikogo nie wyciąga żadnych konsekwencji. Związek wielokrotnie umywa ręce, przyznaje klubom licencje. Nie ma zasadach, które powinny mówić: „nie masz długów – grasz dalej. Masz zaległości – nie grasz”. To jest słabe. Każdy wykonuje swoją pracę, więc należy mu się jego wynagrodzenie.

W normalnej pracy przecież byłoby to nie do pomyślenia, nikomu nie przychodzi do głowy, że można komuś nie zapłacić. A niektóre kluby się śmieją pod nosem, bardzo często pogłębiając długi, podpisując nowych zawodników. Mieliśmy już wiele przypadków, kiedy to wszystko pękło. Najgorsze jest to, że pieniądze są później nie do odzyskania, bo miesiąc po ogłoszeniu upadłości, ci sami ludzie mogą utworzyć nowe stowarzyszenie. Szkoda, bo wiele osób porusza ten temat i pokazuje, że ten problem istnieje. Niektórym jest to na rękę, pytanie tylko dlaczego? I nie wydaje mi się, aby to się prędko zmieniło.

OK, czy możesz wskazać kluby lub miasta, z którymi masz złe doświadczenia?

Najwięcej tych negatywnych doświadczeń mam z Górnikiem Wałbrzych i BigStarem Tychy, ale jeszcze za starych czasów, bo teraz jest wszystko w porządku w tych kubach. Obecnie, sprawa w sądzie z Pogonią Prudnik, która uchyla się od zobowiązań, nie ma żadnej propozycji ugody.

Ile razy słyszałeś, że zawodnik musi być profesjonalistą?

Za każdym razem. W każdym klubie, w którym grałem, oczekiwania były spore. Zawsze są jedne – jesteś tutaj, to twoja praca, musisz ją wykonywać. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, żeby zawodnicy robili inaczej, mimo problemów finansowych.

Czy w drugą stronę zawsze to się pokrywa?

Właśnie, nie zawsze to się przejawiało z drugiej strony. Oczekiwania były w stosunku do graczy. Jak się coś chciało, upominało się o swoje, było się od razu uciszanym. Nie można oczywiście wszystkich szufladkować i wrzucać do jednego worka, bo są kluby, które działają profesjonalnie i bez zarzutów, dzięki czemu można zająć się tylko koszykówką. Ale zdarzały się miejsca, gdzie z żoną mieliśmy 1,50 złotych w kieszeni i 3 tygodnie do potencjalnej kolejnej wypłaty, która nie wiadomo, czy by wpłynęła w ogóle na konto. Wtedy, faktycznie, trudno jest się skupić na grze i wykonywaniu swojej pracy. Wychodziłem z założenia, że będzie lepiej, starałem się robić swoje…

Pomimo że…

Były różne absurdalne sytuacje. W jednym klubie było tak, że sezon się zakończył, po czym niespodziewanie prezes klubu powiedział, że wszystkie premie, które mieliśmy otrzymać – a spełniliśmy warunki – nie zostaną wypłacone, a ostatnie 1,5 wypłaty też nie zobaczymy i mamy natychmiast opuścić mieszkania. „A jak komuś coś nie pasuje, to może iść do sądu” – to coś, co powtarzane jest dość często.

Niektórym się wydaje, że wiedzą co to profesjonalizm, że skoro raz na miesiąc wypłacą pensję i często w części, to wystarczy, że nic innego nie jest potrzebne. Były sytuacje, że jeździło się po kilkaset kilometrów w dniu meczu małym busem, aby zaoszczędzić, a później były pretensje, że wyglądamy słabo. Wiele razy grało się z kontuzjami, na środkach przeciwbólowych, na blokadach. I nikt nie patrzył, że masz gorączkę, bo „wypocisz się na parkiecie”.

Od dłuższego czasu, pierwsza liga zrobiła się amatorska. Kiedyś niektóre rzeczy były nie do pomyślenia. A teraz wielu zawodników właśnie z tego powodu, łączy koszykówkę z pracą zawodową. Często treningi są raz dziennie, czasami są 3-4 jednostki treningowe plus mecz. Przy takim podejściu to nie może wyglądać zbyt dobrze. Chociaż w tym sezonie, zauważyłem, że często większość klubów przykłada się do swoich zadań.

A dlaczego jest to temat tabu, nie wszyscy o tym mówią – przez strach przed potencjalnymi konsekwencjami?

Co do mnie, nigdy nikt nie powiedział mi wprost, że mówię za dużo, że za dużo komentuję i za bardzo się udzielam. Nigdy nie miałem problemu, by podpisać kontrakt w dobrych pierwszoligowych klubach, więc wydaje mi się, że mi to w żaden sposób nie zaszkodziło, chociaż niektórzy właśnie tego się obawiają. Wychodzę z założenia, że jeżeli masz coś do powiedzenia, powiedz to prosto w oczy. Oczekuję tego w stosunku do siebie. Trzeba być szczerym.

Akurat co do trenerów, z którymi miałem możliwość współpracować, byli charakterni. Nawet sami dawali do zrozumienia, że jeśli komuś coś się nie podoba, trzeba to wyjaśnić. Nie na boisku, a w szatni między sobą. Byliśmy uczeni, że to co w szatni, zostaje w szatni. Tak buduje się charakter drużyny.

Jak każdy będzie miał ze sobą jasne relacje i będzie miał wszystko wyjaśnione, to naprawdę można fajnie ze sobą funkcjonować. Najgorsze są niedopowiedzenia. Trzeba traktować się po ludzku.

Czyli jak?

Uważam, że sportowców często nie traktuje się jak ludzi. Kibice często nie mają pojęcia co się dzieje w zespole, jak to wygląda, z czym gracze się spotykają, jakie mają problemy. Kto ma się wypowiadać, jak to powinno wyglądać, jeżeli nie trenerzy i zawodnicy? Kibic przychodzi na mecz, patrzy z któregoś rzędu trybuny, wyciąga wnioski. Mają prawo, kupują bilety i mogą to komentować. Ale nie widzę powodu, dla którego też zawodnicy w sposób kulturalny nie mieliby wypowiadać się na konkretne tematy. A to często jest odbierane w dziwny sposób, jakby nie mieli takiego prawa.

Przecież „jak się nie podoba, można zmienić pracę”?

Trudno z dnia na dzień porzucić coś, co robiło się przez 10 czy 20 lat. To tak jak z nauczycielami, którzy nieustannie mówią, że za mało zarabiają i są jedną z najbardziej niedocenianych grup zawodowych w Polsce, a jednak w tym zawodzie pracują. To działa na podobnej zasadzie. W koszykówkę się gra, bo to się kocha. Nikt nie będzie zasuwał dziesięciu miesięcy w roku nie mając świąt, często wolnych weekendów. Robi się to z pasji, nawet jeśli są jakieś problemy, ma się nadzieję, że to przejściowe. Myślę, że stąd to się bierze.

Dlatego tak trudno później odnaleźć się w innej rzeczywistości.

Koszykówce poświęca się wszystko, więc ciężko zmienić zajęcie. Słyszę od swoich kolegów, którzy skończyli grać z powodu wieku czy kontuzji, że mieli duży problem, aby przestawić się na normalne życie – życie, w którym nie ma treningów, meczów, wyjazdów, spotkań z kolegami, rozmów i całej otoczki. Faktycznie, to coś, do czego człowiek się przyzwyczaja, a potem nie może się odnaleźć.

Podejmując drugą pracę, zacząłeś się z tym oswajać?

Myślałem, że będzie ciężej. Do tej pory skupiałem się tylko na koszykówce. Fakt, że wbrew pozorom, mam teraz mniej czasu i są dni, że jestem zajęty od szóstej rano do późnych godzin wieczornych. Nie narzekam. Nie wysiedziałbym w domu nic nie robiąc. Nawet po sezonie, gdy zejdzie ciśnienie, mówię, że nic nie będę robić, a po kilku dniach już się ruszam.

To dla mnie dobra sytuacja. Mam czas wypełniony. Jednym z plusów jest to, że jestem w domu, nie wracam do pustego pokoju. Odezwał się do mnie trener Mariusz Bacik i namówił mnie na kontynuowanie zabawy w koszykówkę, ale z możliwością łączenia jej z normalną pracą. Nawet dla własnego zdrowia, chciałem się jeszcze poruszać i pomóc w zrealizowaniu celu, który chcemy osiągnąć. Kiedy całkowicie odwieszę buty? Ciężko powiedzieć. Dopóki zdrowie będzie dopisywało, będę chciał jeszcze grać.

Trener Mariusz Bacik powiedział niedawno, że nie może wymagać od zawodników, którzy mają drugą pracę tego samego, co od tych, którzy poświęcają jej się całkowicie. To nowa sytuacja?

Tak naprawdę pierwszy raz łączę pracę zawodową z graniem. To jest kluczowe, bo inaczej wygląda sytuacja, gdy zawodnik skupia się tylko na koszykówce. Wstaje rano, je śniadanie, pije kawę, idzie na trening. Wraca, odpoczywa, je obiad, dochodzi fizycznie do drugiego treningu. Na kolejnym, robi swoją pracę, wraca do domu, robi odnowę, je, odpoczywa i tak w kółko.

Jak człowiek spędza kilkanaście godzin w pracy – są u nas przypadki, że chłopaki są od piątej rano na nogach i prosto z pracy przychodzą na trening, to siłą rzeczy, wiadomo, że fizycznie ciężko jest być przygotowanym na wymagający trening.

Jesteś najstarszym koszykarzem Polonii. Masz poczucie, że powinieneś dzielić się swoim doświadczeniem z innymi?

Zawsze wychodziłem z założenia, że jeśli ktoś chce pomocy, żeby mu podpowiadać, udzielać rad, to byłem otwarty. Jak widziałem, że ktoś chce być mądrzejszy i uważa, że pozjadał wszystkie rozumy, to od razu się wycofywałem. W Polonii są bardzo fajni koszykarze i ludzie, którzy chcą się uczyć, chcą przyjmować wskazówki. Sami przychodzą i pytają o różne rzeczy, więc jak najbardziej służę pomocą. 

Sam uważałeś takie wskazówki za bezcenne?

Miałem szczęście, że zaczynając w wieku 17 lat w pierwszej drużynie Górnika Wałbrzych, to były czasy, w których mogli grać obcokrajowcy. Chłonąłem wszystko. Mariusz Sobacki, Marcin Sterenga, kilku obcokrajowców, którzy przewinęli się przez ten zespół – nawet nie musiałem pytać. Wówczas, gdy popełniło się błąd, wszyscy podchodzili i tłumaczyli co zrobić lepiej. Życzyłbym każdemu młodemu zawodnikowi, by miał nad sobą kogoś, kto może służyć swoją wiedzą i doświadczeniem, tak jak ja miałem.

Pierwsze wnioski na półmetku sezonu?

Mamy pierwsze miejsce, chociaż rozegraliśmy o mecz więcej. Poziom jest dużo niższy niż w pierwszej lidze. Nie wiem jak wygląda sytuacja w innych grupach. To mój drugi raz, bo mając 18 lat grałem w drugiej lidze w Wałbrzychu. Od tamtej pory, nie miałem już styczności z tym poziomem. Mamy 3-4 mocne zespoły w grupie, które widziałbym na wyższym szczeblu.

Awans na zaplecze ekstraklasy będzie idealnym zwieńczeniem przygody z koszykówką?

Na pewno nie mam już indywidualnych celów. Dobre występy cieszą, ale człowiek będzie zadowolony przez kilka minut. Patrzę na cel, jaki postawiony jest przed Polonią Bytom – awans do pierwszej ligi. Mamy swoje zajęcia, ale podpisując umowy wiedzieliśmy o co gramy – więc po prostu, zróbmy wszystko, by ten cel osiągnąć. Czasami trzeba zagryźć zęby, pokazać charakter. I wiem, że damy radę. 

Rozmawiała Pamela Wrona, @Pamela_Wrona

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38