
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Pamela Wrona: Kawa bez cukru?
Marcin Nowakowski: Tak, nie słodzę.
Skąd ta konsekwentność? Nie spróbowałeś nawet tortu na własnym weselu.
Od około ośmiu lat nie używam cukru, zwracam uwagę na to co jem. Myślę, że w sporcie jest już teraz zupełnie inna świadomość. Gdy zaczynałem mając 18 lat, wszystko wyglądało inaczej. Oczywiście, nie było sprzętu jak rollery, nie było stretchingu, nie było planów treningowych. Każdy podchodził raczej po macoszemu.
Z czasem, zaczęła zmieniać się świadomość w stosunku do snu i wypoczynku, przygotowań, diety – tego, co nie dotyczy samej koszykówki. Duży udział w zmianie moich nawyków miał Artur Pacek z Getbetter.
Sportowiec powinien być konsekwentny?
Oczywiście, wszystko to procentuje. Wiem, że lata lecą. Mój wiek nie maleje, a rośne. Świadomość dobrego prowadzenia może mieć wpływ na to, że będę miał mniej kontuzji, pogram w koszykówkę dłużej. Kocham to, co robię. Póki jeszcze sobie radzę, to chciałbym grać. A jeżeli już gram, to chciałbym reprezentować dobry poziom, bo na parkiecie nie liczy się to, żeby tylko być. Dlatego wiem, jakie to jest istotne.
Jestem świadomy swojego ciała. Są zawodnicy, którzy potrafią grać bez tego dobrego prowadzenia się, ich ciało ma odpowiednie warunki do uprawiania sportu, natomiast ja wiem, że muszę być konsekwentny w swoich postanowieniach, muszę o siebie dbać. Nie można odpuszczać i robić wyjątków. Wtedy czuję, że daję z siebie 100 proc. Sądzę, że gdyby nie to podejście, moja pewność siebie byłaby mniejsza.
Mam jeszcze zasadę, że po sezonie potrzebuję dwóch tygodni, aby odpocząć od koszykówki. Nie oglądam jej, nie trenuję, daję sobie wolne. Zaleczam urazy, daje sobie odpocząć fizycznie. Potem zaczynam trening siłowy według rozpisanych planów. Im bliżej okresu przygotowawczego, tym koszykówki jest więcej.
Co myślisz, gdy widzisz swoje wywiady sprzed dziesięciu lat?
Ach, teraz wszystko jest inne. Przede wszystkim inaczej patrzę na niektóre rzeczy, ale chyba musielibyśmy rozmawiać o tym godzinę (śmiech). Byłem innym człowiekiem. Kiedyś bardziej się wszystkim przejmowałem.
Koszykówka od zawsze była całym moim życiem. Jeden przegrany mecz, dwie nieudane akcje i nie mogłem spać w nocy. Wszystko przeżywałem, sam zakopywałem się psychicznie. Przyszedł moment, że odpuściłem. Zmieniłem swoje podejście i jest mi teraz łatwiej.
Kiedy to nastąpiło?
Mało kto o tym wie. Sezon 2016/17 w AZS Koszalin był dla mnie ciężki. Wtedy, można powiedzieć, że byłem na własnym pogrzebie jako koszykarza, na pogrzebie koszykówki. Byłem wykończony psychicznie. Miałem dość koszykówki, nie mogłem na nią patrzeć ani o niej myśleć. Odpuściłem.
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!