Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Wojciech Malinowski: Nieudany transfer Xaviera Moona, potem kontuzje Jakuba Parzeńskiego i Pawła Kikowskiego, no i do tego można dodać jeszcze zamieszanie z Kaseyem Hillem, który w przerwie meczu z Polskim Cukrem Toruń odmówił dalszej gry. Problemów zatem nie brakowało, a mimo tego rozmawiamy przy bilansie 5-1 prowadzonej przez Pana drużyny. Jak tego dokonaliście?
Łukasz Biela: Sytuacja z Xavierem to już dla mnie zamierzchła przeszłość, tak jakby wydarzyła się dwa sezony temu. Na szczęście od razu udało się zatrudnić Jakuba Schenka, do porozumienia doszliśmy praktycznie po jednym telefonie.
Z kolei, gdy kontuzji doznał Kuba Parzeński, to złapaliśmy Adama Łapetę, który był już praktycznie dogadany na Litwie. Tu mieliśmy sporo szczęścia, że tak się to ułożyło.
Nie będę ukrywał, że kontuzja Pawła Kikowskiego była za to bardzo dużym problemem. Naprawdę, w tamtym momencie, ciężko mi było sobie wyobrazić, jak wszystko bez niego poukładamy. Natomiast potem okazało się, że bardzo nas to zmobilizowało.
Już od pierwszych treningów byłem pod wrażeniem, jak chłopacy dobrze pracują, jak szybko chwytają system, który zaproponowałem. Na pewno ułatwieniem było to, że z większością z nich miałem już wcześniej okazję pracować.
Myślę, że bardzo szybko złapaliśmy wspólny język, na treningu czuć było dobrą chemię i chęć do pracy. Wszyscy się wzajemnie nakręcali i myślę, że to było kluczem do naszego udanego rozpoczęcia sezonu.
Z bilansu niewątpliwie można być zadowolonym, natomiast w naszej grze jest jeszcze bardzo dużo niedociągnięć i rzeczy do poprawienia. Uważam jednocześnie, że w zespole wciąż też jest potencjał, by grać dużo, dużo lepiej. Dotyczy to zwłaszcza ataku, gdzie dzięki dużej wymienności pozycji mamy potencjał, by prezentować się w nim znacznie lepiej.
Czyli, gdyby udało się sprowadzić zgodnie z planem Moona, to na przykład nie byłoby w zespole Jakuba Schenka?
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!