
Drużyny trenera Wojciecha Kamińskiego od zawsze kojarzyliśmy z bardzo dobrą obroną. Defensywny rating na wysokim poziomie braliśmy więc za pewnik i tak też się stało (Legia przez większość sezonu jest w czołówce). Problemem rozczarowującej Legii był jednak atak – warszawianie w pierwszych pięciu meczach sezonu aż 3 razy nie byli w stanie dobić do 70 punktów.
Ofensywa jednak w końcu ruszyła – w ostatnich ośmiu meczach Legia zdobywa średnio 110,9 punktu na 100 posiadań, kiedy wcześniej było to ledwie 101,6 (poziom najgorszych drużyn w PLK). Tej zmiany oblicza zespołu ze stolicy można upatrywać przede wszystkim w zmianach kadrowych (dojście Billy’ego Garretta, potem Kyle Vinalesa i potem Arica Holmana), ale też.. problemach kadrowych.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Bez Groselle’a łatwiej
Geoffrey Groselle to jeden z najlepiej zarabiających zawodników w całej lidze, MVP sezonu regularnego sprzed dwóch lat. Podpisanie przez Legię latem Amerykanina z polskim paszportem było największym hitem transferowym i oczekiwania wobec środkowego były naprawdę duże – w końcu był w stanie totalnie zdominować naszą ligę grając w Zastalu.
Z Grosellem łatwo się jednak nie gra, nie jest też prosto wkomponować go w system ofensywny, bo Geoff potrzebuje piłki, potrzebuje być ciągle pod grą. Trener Wojciech Kamiński nigdy w swojej drużynie tak ofensywnego centra nie miał i w tym sezonie widać, że mimo różnych kombinacji taktycznych, nie do końca wychodzi Legii wykorzystywanie Groselle’a.
Teraz jednak Amerykanin ma kontuzje i Legia siłą rzeczy musiała przenieść ciężar zdobywania punktów na obwód. Podejrzewaliśmy, że zespół na tym skorzysta i to nie dlatego, że Groselle jest słaby czy niepotrzebny, tylko dlatego, że z nim się po prostu gra trudniej reszcie graczy. Różnica w efektywności pomiędzy ustawieniami z Geoffreyem na parkiecie i bez niego jest ostatnio bardzo duża.
Legia z Grosellem na parkiecie, od meczu z Enea Zastalem BC Zielona Góra (osiem meczów temu) jest gorsza od rywali o 9,4 punktu na 100 posiadań.
Zespół z Warszawy, bez Amerykanina na boisku, jest za to lepszy od przeciwników aż o 12,9 punktu na 100 posiadań. Można więc stwierdzić, że po zmianach kadrowych jeszcze bardziej widoczny jest kłopot z wykorzystaniem Groselle’a i że reszcie zawodników gra się bez niego lepiej (łatwiej).
O grę bez Amerykanina zapytaliśmy Wojciecha Kamińskiego po meczu w Słupsku:
– Nie wiem czy będzie nam bez Geoffa grało się łatwiej. Ustawienie z Darkiem rzucającym na piątce, szukającym graczy czy Holmanem jest na pewno wygodniejsze do tego co szukaliśmy czyli np. Travisa na low poście. Drużyna ze Słupska starała się podwajać natomiast dobrze sobie z tym gardziliśmy. To daje nam więcej możliwości. Z Geoffrey’em gra się inaczej, a z rzucającym piątką zupełnie inaczej. Jak dobrym zawodnikiem jest Geoffrey wszyscy wiem, jak się wylecz będzie wstanie dużo wnieść do gry.
Vinales to drugi Florence?
Jakiś czas temu w tekście Karola Waśka na WP SportoweFakty (https://sportowefakty.wp.pl/koszykowka/1049203/nazywaja-go-kopia-florencea-sporo-mu-placa) wciąż nowy rozgrywający Kyle Vinales został porównany do dobrze znanego Jamesa Florence’a. Oprócz łysiny i wzrostu, koszykarzy zdaniem wypowiadającego się w tekście trenera łączy także styl gry. Rzeczywiście można wysnuć tezę, że obaj panowie z dużą łatwością potrafią zdobywać punkty, ale czy naprawdę to są gracze tak do siebie podobni, by nazywać Vinalesa kopią?
Zaglądając w statystyki zaawansowane do tego stwierdzenia można się jeszcze bardziej przytulić. Różnica, właściwa jedyna, polega na tym, że Vinales trochę więcej podaje, ale pozostałe wskaźniki są naprawdę bliskie. Obaj świetnie punktują, obaj ciągną atak swojej drużyny, obaj słabo zbierają i do tego obaj są w porównywalnym stopniu wykorzystywani w kończeniu akcji – Vinales kończy rzutem lub stratą 28,5% akcji Legii, a Florence 31,8% akcji Arki.
Zdecydowaną różnicę widać za to w porównaniu do poprzednika Vinalesa, czyli Raya McCalluma. Legii ta zamiana wyszła na dobre – po kilku tygodniach spokojnie można pokusić się już o takie stwierdzenie. Amerykanin, który rozpoczął ten sezon w barwach Legii, był mniej efektywnym strzelcem, o wiele rzadziej asystował, ale za to więcej zbierał. Vinales wygląda więc bardziej na rozgrywającego i kreatora i to jest ta cecha, której McCallumowi i całej Legii wcześniej brakowało.
[/ihc-hide-content]
Grzegorz Szybieniecki, Jacek Mazurek