Krzysztof Sulima: Spójnia jest szalona

Krzysztof Sulima: Spójnia jest szalona

Jak udało się dopasować do Zastalu i jak rolę w drużynie zmienia nieobecność Geoffreya Groselle'a. Krzysztof Sulima, podkoszowy zespołu z Zielonej Góry opowiada nam m.in. o pracy z trenerem Żanem Tabakiem, specyficznym meczu ze Stalą w Ostrowie oraz przygotowaniach do ćwierćfinałowej serii playoff z PGE Spójnią Stargard.
Krzysztof Sulima / fot. A. Romański, plk.pl

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Wojciech Malinowski: Rozmawiamy w sobotę wieczorem, gdy wraca Pan z zespołem Enea Zastalu z meczu w Lublinie, wygranego przez was 103:90. Jakie to było spotkanie?

Krzysztof Sulima: Gospodarze bardzo mocno walczyli, gdyż mieli szansę na zajęcie wyższego, chyba nawet 5. miejsca. Na pewno nie był to zatem dla nich mecz o nic. Tak jak i dla nas, gdyż bardzo chcieliśmy wygrać po dwóch porażkach z rzędu.

Cały czas zgrywamy się, a do tego jesteśmy osłabieni brakiem Geoffreya Groselle’a. Próbujemy różnych ustawień i uczymy się siebie wzajemnie. Jest wielu nowych zawodników, w tym ja i cały czas zdarzają się nam błędy. Nie mamy za dużo treningów, by wszystko przepracować i trochę nadrabiamy to w trakcie spotkań. Budowanie pewności siebie, zgrywanie się – na to wszystko potrzeba czasu.

Co zadziałało w waszej grze w 2. połowie, gdy wyraźnie odskoczyliście koszykarzom Startu i ostatecznie pewnie wygraliście?

Obrona. Zaczęliśmy dobrze w 3. kwarcie bronić, a w 1. połowie w tym elemencie popełnialiśmy proste błędy, co Lublin wykorzystywał. Dodatkowo wcześniej zdobywali dużo punktów z kontry po naszych stratach. W 3. kwarcie przycisnęliśmy ich w defensywie, bardzo dobrze się w niej uzupełnialiśmy. Graliśmy też dobrze, skutecznie w ataku, co dało nam przewagę.

Jak Pan się odnajduje w sytuacji, w której nie ma Geoffreya Groselle’a i gra Pan znacznie więcej minut, niż chyba Pan się spodziewał. Czy zmienia to na przykład rozkład sił w grze? Da się w jakichś sytuacjach czasami odpocząć na parkiecie?

Powiem szczerze, że ja nie potrafię tak grać na 60-70 procent. Zawsze, jak wychodzę na parkiet, to daję z siebie 100 procent, co czasami zresztą widać – momentami może zabraknąć mi powietrza, czy poproszę trenera o zmianę. Dużo zależy też od tego, jak się ułoży mecz, ile muszę się przepychać pod koszem.

Wiadomo, że mam w tym momencie trochę inną rolę. Jednak najważniejsze w tym jest, że cały czas się poznaję z kolegami. Uczę się, co oni zrobią w danej sytuacji i tak samo jest w drugą stronę, także oni dowiadują się, jak ja reaguję w konkretnych sytuacjach na parkiecie. Najważniejsze są nasze zwycięstwa, gra w pierwszej piątce, czy z ławki rezerwowych nie ma dla mnie znaczenia. Zawsze tak samo chcę pomóc zespołowi wygrywać.

To dla Pana pierwsza sytuacja w karierze, że zmieniał Pan klub w trakcie sezonu. Jak to wszystko się w Pana przypadku potoczyło, gdy w lutym przeszedł Pan z Anwilu Włocławek do Zastalu ?

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Dynamicznie i bardzo pozytywnie. Wszyscy mnie tutaj przywitali z dobrą energią, szybko też udało się załatwić wszystkie sprawy papierkowe. Klubowi zależało bowiem, bym jak najszybciej dołączył do zespołu i zaczął poznawać taktykę i kolegów. Czasu na treningi nie było jednak wiele, gdyż duże było natężenie meczów.

Dużo było taktyki do przyswojenia?

Sporo, zarówno ofensywnej, jak i defensywnej, ogólnie dużo zasad. Można powiedzieć, że cały czas to trwa, gdyż wciąż uczę się nowych rzeczy. Pojawiają się sytuacje na parkiecie, w których jeszcze do tej pory w Zastalu się nie znajdowałem i trzeba decydować, czy na przykład pomagać, czy też nie. A jeżeli pomagać, to jak mocno. To taki złożony supeł, który ciężko jest poznać od razu. Żeby poznać je na przyszłość, to trzeba przez te wszystkie sytuacje przejść w warunkach meczowych.

Zastal ma znakomity sezon, zarówno w PLK, jak i lidze VTB. Czy Pana postrzeganie tego zespołu zmieniło się wraz ze zmianą perspektywy? W pierwszej części sezonu oglądał Pan ich grę jako rywal, teraz znalazł się Pan w środku drużyny.

Nie. Wiedziałem o tym, że wszyscy tutaj mają wielką chęć do gry i boiskową zadziorność, co potwierdziło się, gdy przyszedłem do zespołu. Każdy z członków zespołu chce zwyciężać i jest gotowy do ciężkiej pracy na treningach, podczas których daje z siebie 100 procent.

Już wcześniej było widać, że w drużynie Zastalu jest też kolektyw – jak jeden gracz przegra swoją sytuację na parkiecie, to od razu dwóch innych chce mu pomóc. To od razu się potwierdziło. Jeżeli tylko popełnię jakiś błąd, to zawsze jest 2-3 kolegów, którzy próbują go naprawić. Z drugiej strony też to działa – jeżeli ja coś zrobię dobrze, na przykład postawię porządną zasłonę, to koledzy od razu spróbują wykorzystać ją do zdobywania punktów, a nie tylko grać w bok.

Tych błędów ogólnie jest zapewne mniej niż w innych drużynach, ale to wynika choćby z tego, że trener Tabak nas przed meczami mocno motywuje i przypomina, żebyśmy szanowali piłkę i pamiętali o właściwym rozstawieniu graczy na boisku.

W poprzednim sezonie, jeszcze w barwach Anwil, grał Pan razem z Rolandsem Freimanisem, z którym spotkał się Pan teraz w Zielonej Górze. Czy to najlepiej rzucający z dystansu podkoszowy zawodnik, z którym grał Pan w jednej drużynie?

Jest to zawodnik uniwersalny, grający skutecznie na obwodzie oraz pod koszem. Taki gracz to bardzo duży plus dla drużyny i trenera, dzięki czemu szkoleniowiec ma wiele możliwości ustawień ofensywnych.

W meczu w Lublinie widać było jedną z waszych zagrywek, gdy to właśnie Łotysz, niczym rzucający obrońca, ma wykorzystać Pana zasłonę i od razu rzucić za 3 punkty. Chyba rzadko się zdarza, by takie akcje grali ze sobą gracze z pozycji „4” i „5”?

U nas akurat nie (śmiech). Mamy akurat takiego zawodnika, jak Rolands, który nie tylko gra dobrze pod koszem, ale też świetnie rzuca z dystansu. Potem jest tylko kwestia tego, ile wykorzysta pozycji z tych, które drużyna mu wykreuje.

Tę akcję zagraliście dwa razy z rzędu. Czy to także należy traktować treningowo?

Tak. W pierwszej akcji nie zdążyłem postawić zasłony i odgwizdano mój faul. W drugiej wyprowadziliśmy Rolandsa na pozycję, tak jak być powinno, ale tym razem nie trafił. Jest właśnie tak, jak mówiłem wcześniej – mamy mało treningów i w trakcie meczów zdarzają się sytuacje, gdy trener chce, żebyśmy pracowali nad konkretnymi elementami i zagrywkami.

Czy po kilku tygodniach współpracy z trenerem Żanem Tabakiem może Pan go porównać do jednego ze szkoleniowców, z którymi Pan w przeszłości pracować? Taktycznie? Osobowościowo?

Trener Tabak wymaga i oczekuje od nas pełnego profesjonalizmu, ale też cały czas nas do tego motywuje. W poszukiwaniu kogoś podobnego musiałbym sięgnąć pamięcią bardzo mocno wstecz, chyba ze 12 lat, czyli do czasów gry w Polonii 2011 u trenera Mladena Starcevicia. On też był bardzo szczegółowy i wymagający, chociaż była to jednak dla mnie zupełnie inna sytuacja, gdyż wtedy jako junior wchodziłem do dorosłej koszykówki.

Żan Tabak był w przeszłości znakomitym środkowym. Czy podkoszowi gracze są pod jego specjalną obserwacją?

Myślę, że widać to w trakcie spotkań, gdyż jak tylko jest do tego okazja, to każe grać pod kosz. Choćby po przekazaniach krycia, w takich sytuacjach bardzo często właśnie szukani są wysocy.

O te zamiany krycia chciałem się trochę dokładniej spytać. W wielu ustawieniach Zastalu jest Pan uznawany przez obronę za gracza najmniej groźnego w ataku. Jak gracz w Pana sytuacji podchodzi do tego na parkiecie? Co może Pan zrobić w ataku, a czego być może Pan nie powinien?

Ja wiem, że dużo ludzi postrzega to tak, że dobry zawodnik ofensywny musi rzucać po 30-40 punktów. Dla mnie najważniejsze rzeczy w ofensywie są takie, by postawić dobrą zasłonę i wykreować pozycję dla innego zawodnika. A jeżeli on nie będzie miał pozycji, to potem będę ją miał ja.

Nie muszę zdobywać dużo punktów. Chodzi o to, żeby wygrywała drużyna, a przy okazji, gdy na przykład zrobię autostradę pod kosz dla małego zawodnika, czy zdobędę punkty po zbiórce w ataku, to także są to ważne rzeczy w dzisiejszej koszykówce.

Nie twierdzę, że nie są ważne. W meczu ze Startem była jednak sytuacja, że gospodarze zamienili krycie i za Pana plecami znalazł się Kamil Łączyński – zakładam, że coś takiego by się nie wydarzyło, gdyby na Pana miejscu był Freimanis czy Groselle. I co wtedy się dzieje?

Akurat wtedy, to chyba był błąd w obronie Lublina i Kamil musiał zostać przy mnie. Myślę, że akurat tak gwałtownych zmian nie planowali.

Gra Pan w Zastalu wyłącznie na pozycji „5”. Dużo Pan roluje w akcji dwójkowej, czasami do kosza, a czasami odgrywa Pan piłkę po odwróceniu się i wykonaniu tzw. „Short rolla”. Czy Pana dalsze decyzje w tym momencie, to jest efekt konkretnych wskazówek trenera i zagrywek, które pokazują, gdzie ma trafić piłka? Czy raczej to za każdym razem jest oddzielna decyzja wynikająca z czytania gry?

Raczej to drugie. Dzisiaj też były takie sytuacja, gdy obrona pomagała z jednej strony, a ja odegrałem do wolnego Rolandsa, który trafił za 3. Chociaż trener podczas treningów mówi nam, gdzie są wolne pozycje, byśmy byli na to przygotowani. Decyduje jednak czytanie gry i podejmowanie właściwych decyzji na parkiecie.

Większość sezonu w Anwilu grał Pan jako „4”, ale po odejściu Adriana Boguckiego były też mecze, gdzie występował Pan na pozycji centra. „Krzysztof Sulima szczęśliwiej biega” – powiedzieli w tej drugiej sytuacji komentatorzy Polsatu Sport. Czy przepychanki podkoszowe i walka w polu 3 sekund to rzeczywiście Pana bardziej naturalne środowisko?

Całą swoją karierę grałem pod koszem i można powiedzieć, że wtedy mogę biec z zamkniętymi oczami. Dobrze się w tym czuję, lubię grać na kontakcie, masować się z rywalami. Przez ostatnie lata chciałem poprawić swój rzut z dystansu, co też mi się udało, ale jednak wszystkie manewry, rolowania na „5”, jest tym, co lubię najbardziej.

Zauważyłem, że w Zastalu nie oddał Pan jeszcze ani jednego rzutu za 3, chociaż w Anwilu oddawał Pan ich po kilka prób na mecz. To zakaz od trenera Tabaka, czy może po prostu zupełnie inne zadania w taktyce ofensywnej?

Zakazu na pewno nie ma. To przede wszystkim wynika z naszej taktyki, w której nie ma do tego dla mnie pozycji. Łamać zagrywek nie zamierzam i staram się robić wszystko dokładnie tak, jak oczekuje ode mnie trener. Jednak w przyszłości, jak się pojawi do rzutu okazja, czy nawet taka konieczność, to spróbuję to wykorzystać.

Wspomniany przeze mnie Anwil porażką w Starogardzie Gdańskim zakończył bardzo nieudany dla siebie sezon. Był Pan jego graczem przez większą jego część – co z Pana perspektywy zadecydowało, że to był tak nieudany sezon dla włocławskiego klubu?

Myślę, że zadecydowało o tym dużo małych rzeczy, chociaż niekoniecznie chcę o nich mówić. Może trochę zabrakło cierpliwości, być może za szybko zmieniano trenerów. Pojawiało się też sporo negatywnej energii, chociaż jako zawodnicy staraliśmy się trzymać razem i podchodzić pozytywnie do różnych spraw.

Podpisał Pan z Zastalem umowę do końca następnego sezonu. Czy to była Pana inicjatywa? Czy może to zielonogórski klub wyszedł z taką propozycją?

Zaproponował to klub, a dla mnie też to była bardzo dobra opcja, gdyż kontrakt z Anwilem kończył mi się w tym roku. Kontrakt w Zielonej Górze zapewnił mi zatem spokojną głowę, co w czasach pandemii jest ważne. Nikt nie wie, jakie dalej będą budżety, a ja mimo wszystko będę miał spokojne wakacje.

Czy przed ofertą z Zastalu miał Pan propozycje z innych polskich klubów, które chciały Pana przejąć?

Były takowe, choćby ze Spójni Stargard, czy Śląska Wrocław. Jednak dopóki Anwil miał szanse na play off, to nie było szans na to, żebym odszedł.

Każdy z moich rozmówców z Zastalu podkreślał, że VTB jest bardzo fizyczną i wymagającą ligą. Jak się Pan w niej odnalazł? Zakładam, że siły to pewnie Panu nie brakuje, ale wzrostu już może trochę tak.

Zawsze mi wszyscy mówili, że brakuje mi centymetrów, jednak ja nadrabiam sercem i charakterem. Jest to rzeczywiście chyba najbardziej fizyczna liga w Europie i możliwość sprawdzenia się w niej jest świetnym doświadczeniem.

Grał Pan wcześniej w europejskich pucharach, zatem ten przeskok być może nie był taki duży. Co jednak jest największym wyzwaniem dla zawodnika, który w trakcie sezonu wskakuje do gry na poziom rywalizacji, na którym w jego pierwszej części jeszcze nie grał?

Największego szoku doznaje organizm, który musi się przyzwyczaić do tego, że nagle gra się co 2-3 dni, a nawet codziennie, jak ostatnio było w naszym przypadku. Jednak każdy zawodnik powie, że lepiej jest grać niż trenować.

Jak się Pan odnalazł w tych szalonych dla was dwóch dniach, gdy najpierw w Zielonej Górze zagraliście z Kalevem, a następnego dnia w Ostrowie z Arged BM Slam Stalą?

Było ciężko, bardzo ciężko. Mecz z Kalevem był bardzo fizyczny i zakończył się około 20. Potem sen i podróż w dniu meczu do Ostrowa. Jednak wielu zawodników, w tym ja, ma problemy z zaśnięciem od razu po zakończeniu spotkania – adrenalina na to nie pozwala, długo też siedzą w nas emocje. Zasypia się zatem o 1-2 w nocy, a następnego dnia trzeba było rano wstać i jechać na mecz, nie było nawet zatem kiedy tego odespać.

Przede wszystkim cieszymy się, że w Ostrowie zagraliśmy bez kontuzji. Uważam też, że wypadliśmy całkiem nieźle, chociaż popełnialiśmy sporo błędów, które wynikały jednak właśnie z naszego zmęczenia. Zdarzały się zatem błędy w obronie i straty, chociaż w końcówce byliśmy mimo wszystko bliscy odrobienia strat. Walczyliśmy cały czas na tyle, na ile nas tego dnia było stać.

Jak wyglądało wasze przygotowanie do spotkania w Ostrowie?

Mieliśmy mały miting przed wyjazdem i tak naprawdę, to wszystko. Zawodnicy, którzy nie grali wcześniej w polskiej lidze, mocniej się potem jeszcze przygotowywali w autokarze, skauting rywala był bowiem oczywiście przygotowany. Jednak z kartek nie da się przygotować pod konkretne zagrywki, co najwyżej można poznać ogólne założenia, jak odcięcie Jakuba Garbacza od „trójek”, czy Josipa Sobina od piłek pod koszem.

Wasz terminarz i grę bez kontuzjowanego Groselle’a uwzględnił również trener Igor Milicić, który po meczu powiedział, że tak naprawdę nie wie, jak daleko jego zespół jest od Zastalu w tym momencie. Czy w Pana opinii Stal będzie waszym głównym rywalem do walki o mistrzostwo Polski?

Każdy zespół, który znajdzie się w play off, będzie groźnym przeciwnikiem. Czy Ostrów znajdzie się w finale? Jak dobrze zagrają, to być może tak będzie. My na razie skupiamy się na Spójni. A o wynikach zadecyduje wiele czynników – forma dnia, kontuzje. Dodatkowo nie wiadomo, jak to wszystko się potoczy w związku z koronawirusem. Co widzimy choćby po sytuacji w zespole w Szczecinie.

Ja w tym sezonie byłem na dwóch kwarantannych. CoVid-19 akurat nie przechodziłem, ale za każdym razem było naprawdę ciężko wrócić do normalnego rytmu. Szczególnie w sytuacji, gdy od razu po wyjściu z niej rozgrywa się mecze co 2-3 dni.

Skoro wspomniał Pan o kwarantannach – co w ich trakcie może zrobić zawodnik, by zminimalizować straty formy?

Na pierwszej kwarantannie miałem rowerek, wziąłem też z siłowni klubowej ciężary i gumy do ćwiczeń. Normalnego treningu się jednak w domu nie zrobi. Brzuszki, pompki, czy bieganie po schodach nie równa się temu, co robimy na co dzień na hali.

Jeszcze trudniej było po drugiej, gdyż wtedy od razu musieliśmy jechać na mecz i potem graliśmy co 3 dni. Brakowało tlenu i przyzwyczajenia mięśni do treningów.

W play-off zagracie z PGE Spójnią Stargard. Pan nie był jeszcze zawodnikiem Zastalu, gdy zespół dwukrotnie grał z tym rywalem w lutym. Jaka to może być Pana zdaniem seria?

Nie grałem, ale oglądałem wszystkie mecze. Spójnia jest szalona i nieobliczalna, stać ich na zagranie dobrych zawodów. Na pewno musimy być skupieni i konsekwentnie wykonywać nasze założenia, szczególnie w defensywie. W play offach nie ma łatwych meczów, trzeba być skoncentrowanym i podejść do każdego z nich ze 100-procentową koncentracją.

Rozmawiał Wojciech Malinowski

[/ihc-hide-content]  

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38