
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Sentymentalny powrót
Nie odkryję Ameryki – kibice potrzebują barwnych postaci, bohaterów, idoli, z którymi mogliby przybić piątkę, których koszulkę mogliby kupić, których mogliby pokochać za ich walkę dla klubu i zaangażowanie na parkiecie, z którymi będą się cieszyć, ale także będą przeżywać porażki.
We Włocławku rotacja w składzie w poprzednim sezonie była na tyle duża, że nie było za bardzo się do kogo przykleić. Jakakolwiek kontynuacja poszła do kosza wraz z odejściem Milicicia, a i wcześniej kolejne ogniwa mocno się wykruszały – Paweł Leończyk, Josip Sobin, Jarosław Zyskowski, Kamil Łączyński czy Ivan Almeida (który finalnie powrócił).
Sport to emocje i warto o tym pamiętać, także przy budowaniu składu. Powrót Kamila Łączyńskiego do Włocławka dla znakomitej większości kibiców Anwilu jest wydarzeniem pozytywnym i trudno się dziwić – raz, że sentyment i super wspomnienia, dwa, gracz, po którym wiadomo, czego się spodziewać.
Klub i trener Frasunkiewicz podjęli dobrą decyzję wybierając Kamila do tego zespołu. Już abstrahując od tego co na boisku (o tym zaraz), drużyna potrzebuje charakteru, lidera, zawodnika świadomego otoczenia i realiów. Bez takich graczy zespół jest bezpłciowy, nieciekawy i na końcu dla wielu staje się obojętny, tak jak Anwil z poprzedniego sezonu.
Przemysław Frasunkiewicz bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, ile znaczy posiadanie doświadczonego rozgrywającego, który potrafi dyrygować zespołem, który nie boi się opieprzyć kolegi czy pokaże palcem gdzie, kto ma się przesunąć. Takim graczem był u niego przez wiele lat Krzysztof Szubarga, który nawet w zespołach budowanych pod EuroCup, z wieloma gwiazdami (Bostic, Florence), był kluczową postacią.
Śląsk 19/20 = Anwil 21/22?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Poprzedni sezon w wykonaniu Kamila był trochę dziwny, ale raczej bym tutaj powiedział, że w wykonaniu Start był on dziwny. Trener David Dedek niby postawił w końcu na Łączyńskiego jako pierwszego rozgrywającego, ale w sumie to cały czas mocno rotował i tak naprawdę nie wyklarowała się przez te wszystkie miesiące taka żelazna, najmocniejsza piątka.
W 2019 roku za to Kamil Łączyński rozsiadł się na fotelu kierowcy i dość pewnie, ale też efektownie prowadził Śląsk do bardzo dobrego wyniku w sezonie i pewnego miejsca w playoff, choć przed sezonem wcale to nie było takie oczywiste. Pamiętam, że to właśnie dojście Kamila do tego zespołu zmieniło wiele w postrzeganiu możliwości wrocławian, oczywiście na plus.
To był zdecydowanie najlepszy indywidualnie sezon Kamila – śr. 10,3 punktu (39,5% za 3 punkty), 6,4 asysty. Łączyński był najważniejszym ogniwem i to działało – z nim na parkiecie zespół był lepszy od rywali o 5,6 punktu na 100 posiadań, a bez niego gorszy o 3,8.
Śląsk 19/20 był zespołem Łączyńskiego i odnoszę wrażenie, że Anwil takim sezonem jak tamten w wykonaniu wrocławian, w roku na odbudowę, wcale by nie pogardził. Średni budżet, zawodnicy zagraniczni wcale bez wielkich nazwisk, a jednak grali bardzo fajny basket i w tym spora była zasługa „Łączki”.
Reszta wokół
Napisałem wyżej, że Śląsk 19/20 był zespołem Kamila Łączyńskiego i spodziewam się, że Anwil 21/22 też będzie drużyną Łączyńskiego. ”Łączka” jest tak mocną, wyrazistą postacią, że chyba ciężko by było, żeby po prostu stał z boku i grał 10-15 minut. Tym bardziej to dobrze, że klub zaczyna budowę składu właśnie od niego.
Obok Kamila na ten moment z ważnymi kontraktami są Kyndall Dykes, Przemysław Zamojski, Wojciech Tomaszewski (mówi się o odejściu) oraz Ivan Almeida (w którego pozostanie osobiście nie wierzę). Do wypełnienia jest więc wiele luk w składzie i patrząc na zeszłoroczne doświadczenie, trzeba to zrobić z głową.
Oczywistą oczywistością jest dodanie do składu środkowego, z którym „Łączka” będzie mógł grać swoje ukochane picki i który będzie także ostoją w obronie. Nie chodzi nawet o to, że trzeba łatać dziury po Łączyńskim, ale Kamil jest zawodnikiem, który w obronie lubi ryzykować przechwyt, plus raczej nie chcesz łatwo oddać przekazania krycia między nim a wysokim. Do tego trzeba gracza z głową i dobrą orientacją.
Kolejną sprawą są strzelcy, którzy na pozycjach 2-4 w nowoczesnej koszykówce są niezbędni. Frasunkiewicz budując poprzednie składy (te międzynarodowe) zdawał sobie z tego sprawę i sądzę, że tutaj plan może być podobny. Przy Łączyńskim, którego wciąż wiele drużyn kryje pod zasłoną, zagrożenie z dystansu wśród innych zawodników będzie istotne.
Co ciekawe, program Synergy pokazuje, że wcale nie jest tak, że drugi kozłujący obok „Łączki” jest bez sensu. Kamil zdobywał w ostatnich sezonach 1,23 i 1,1 punktu na posiadanie w sytuacjach typu spot up, co jest wynikiem lepszym od 90% i 75% ligowców. Pokazuje to, że w teorii przynajmniej „Łączka” i Dykes czy Almeida mogą żyć obok siebie, nawet jeśli ci będą grać sporo na koźle.
Dobry ruch
Żeby dobrze podsumować ten transfer trzeba na wstępie uświadomić sobie, w jakiej pozycji w tym momencie jest Anwil. Już wyjaśniam – w kiepskiej.
Klub ma problemy organizacyjne (w tym finansowe) i po poprzednim sezonie także trochę wizerunkowe. Celem na najbliższe rozgrywki raczej nie będzie mistrzostwo (wiadomo, że zawsze jest, ale takim realnym), a spokojna odbudowa i odzyskanie zaufania fanów.
Kamil to gwarancja gry o coś w naszej lidze, zawodnika, który może sprawiać, że w ataku inni będą grać lepiej niż można byłoby przypuszczać (wymusi ruch podaniem, zbiegnięciem, zmyli obronę). Anwil chce grać o coś, przynajmniej o powrót do playoff i namieszanie w tym gronie – tego wszyscy we Włocławku będą wymagać.
Dodatkowo rynek wolnych polskich agentów nie rozpieszcza, a przecież „Łączka” to na pewno top10 Polak w PLK. Trzeba było wykorzystać wszystkie sprzyjające okoliczności wokół (związanie Kamila z Włocławkiem, sentyment, wartość sportową) i podjąć się tego małżeństwa – z rozsądku.
I tak jak przed sezonem, w którym Igor Milicić chciał szturmować Ligę Mistrzów z Anwilem rozumiałem i popierałem decyzję o rozstaniu z Kamilem z uwagi na jego ograniczenia – fizyczność, wzrost, rzut za 3 punkty, tak teraz też rozumiem i popieram decyzję o jego ponownym zatrudnieniu.
Grzegorz Szybieniecki, @gszyb
[/ihc-hide-content]